„Bretiks”. Kaczyński odsłania karty

Może prezes Kaczyński jest dyslektykiem. Nie zna języka. Po polsku leje wodę, kiedy wie, że może mówić, co mu ślina na język przyniesie. Ale to, że atakuje Tuska pod pretekstem brexitu, nie jest śmieszne. Kaczyński odsłonił się w tym ataku, pokazał swoje poglądy na Unię Europejską.

Atak jest bez sensu, ale przecież nie o to chodzi, tylko o dezawuowanie ewentualnego rywala Andrzeja Dudy w walce o prezydenturę. Kiedy większość specjalistów i polityków ma o Tusku zdanie pozytywne, Kaczyński musi mieć negatywne. Nie, bo nie. Kwintesencja polityki pisowskiej.

Tusk nie prowadził negocjacji z Brytyjczykami na temat porozumienia o wyjściu UK z UE. Te negocjacje, z mandatu Brukseli, prowadził Michel Barnier. Tusk wykonywał w tej sprawie mandat Rady Europejskiej, w tym Polski. Nie prowadził żadnej prywatnej wojny z Brytyjczykami, bo nie miał ani takiej woli, ani takich uprawnień. Przeciwnie, starał się o zdrowy kompromis. Za brexit odpowiadają ci uczestnicy referendum w Wielkiej Brytanii, który za wyjściem głosowali. Oraz politycy Partii Konserwatywnej, którzy do referendum doprowadzili.

Kaczyński patrzy na Unię jako dominium Francji i Niemiec, a nie jako na wspólnotę wartości i interesów wszystkich państw członkowskich. Nie chce integracji, chce destabilizacji Unii w jej obecnym kształcie i w populistycznym kryzysie. Podważa traktatowe podstawy Unii, pomijając milczeniem, że prezydent Lech Kaczyński podpisał traktat lizboński w 2007 r.

Sieje nieufność do Komisji Europejskiej i do kierunku jej polityki. Podważa ideę integracji, eksponując zasadę pomocniczości, tak jakby się one wykluczały, a przecież tak nie jest. U progu prezydenckiej kampanii wyborczej mobilizuje pisowski elektorat przeciwko Unii w ramach antyeuropejskiej licytacji z nacjonalistami skupionymi dziś wokół Konfederacji. To wszystko razem brzmi jak ponura zapowiedź dokręcania śruby w pisowskiej polityce europejskiej.

Nie on jeden wśród obecnych liderów w UE chce antysystemowej rebelii do własnych politycznych celów. Ich ataki na UE współgrają z destabilizującą Zachód polityką Putina. Właśnie w tym kontekście opozycja demokratyczna w Polsce powinna w kampanii uderzyć na alarm.