Cztery lata męki z PiS

Wyborczy zegar tyka coraz głośniej. Za niespełna dwa miesiące ci, którzy nie popierają PiS, „zjednoczonej prawicy” ani skrajnej prawicy typu Konfederacja, będą mieli być może ostatnią szansę, by odsunąć prawicę pisowską i kościelną od władzy w Polsce.Odsunąć nie znaczy wykluczyć wyborców obecnej władzy, ani odebrać im dóbr nadanych im za rządów PiS.

Jeśli PiS zachowa władzę, będą dalsze turbulencje w państwie i społeczeństwie. Bo jeśli poszerzy stan posiadania w parlamencie, a zwłaszcza w Sejmie, wyśle obecną konstytucję na śmietnik historii, a wraz z nią wszystkie bezpieczniki gwarantujące wolność słowa i inne podstawowe prawa i swobody obywatelskie. Zacznie się eliminacja środowisk i organizacji niezależnych od PiS i jego sojuszników, w tym wolnych mediów i stowarzyszeń obywatelskich.

Władza świecka zrośnie się z kościelną nieformalnie i formalnie, jak tego chce abp Gądecki, który uważa, że Kościół rzymskokatolicki jest w naturalny sposób „duszą” suwerennego państwa polskiego. System edukacji powszechnej zostanie poddany kontroli Kościoła, który będzie wyznaczał główne cele polityki oświatowej państwa.

Polska wejdzie w fazę samoseparacji od wspólnoty europejskiej i zachodniej. Odrzuci idee wolności i równości obywateli wobec prawa. Wszyscy, którzy nie będą chcieli się podporządkować totalnej władzy jednego lidera, zostaną zepchnięci na margines życia publicznego w polityce, kulturze, społeczeństwie i gospodarce. Retoryka „gorszego sortu” zostanie wcielona w życie z całą mocą.

Polska nie będzie już wolna ani rzeczywiście demokratyczna. Będą nią rządzić kasty nowych oligarchów, nowej nomenklatury państwowej i partyjnej. De facto wyjęte spod kontroli obywateli, stojące ponad prawem, wszechmocne i niemuszące się lękać, że mogą ponieść odpowiedzialność za cokolwiek: od łamania przepisów prawa drogowego po łamanie zasad praworządności.

Kto nie chce takiego obrotu spraw polskich, nie może stać z boku. Obojętność i chowanie głowy w piasek nie wyjdzie nikomu na dobre. Autorytarne zmiany konstytucji, prawa i charakteru państwa prędzej czy później poczują na własnej skórze zwykli obywatele, a nie tylko zwalczane dziś przez PiS stare elity.

Wybory 13 października stają się dramatycznie ważne. Nie są to zwykłe wybory, takie jak w innych krajach demokratycznych. To wybory ostatniej szansy dla większości, która nie głosowała na PiS w 2015 r., a po czterech latach rządów „zjednoczonej prawicy” myśli z rosnącym niepokojem, co czeka nasz kraj podczas ewentualnej drugiej kadencji obozu wokół posła Jarosława Kaczyńskiego.

Co czeka kobiety domagające się swych praw do wyboru, co czeka mniejszości uznane za „wrogów”.

Co czeka młodych, którzy chcą Polski przyjaznej Europie i wolnościom obywateli szanujących prawo, ale nie popierają „konserwatywnej kontrrewolucji” Kaczyńskiego?

W tej sytuacji tarcia i wzajemne pretensje i antypatie w opozycji antypisowskiej są nonsensem, prywatą, zaćmieniem umysłów myślących politycznie w dłuższej perspektywie czasowej. Opozycja nie może pomagać swymi błędami obozowi PiS.

Skoro idzie do wyborów w trzech blokach, nie może ich skłócać ze sobą. Wyborcy każdego z tych antypisowskich bloków nie mogą się obrażać wzajemnie na siebie i liderów. Nie powinni koncentrować się na niechęci do tego czy innego spośród nich bardziej niż na pokonaniu Kaczyńskiego.

Muszą zawiesić na kilka tygodni emocje, które ich dzielą, zamiast łączyć w sprzeciwie wobec polityki, która odbiera obywatelom wolność, wypacza pojęcia wspólnoty narodowej i patriotyzmu, podkopuje pozycję Polski w demokratycznej Europie, osłabia nasz potencjał rozwojowy.

Nadchodzi moment przełomowy. Nie można go przegapić. Historia tego nie wybaczy demokratycznej opozycji: tej parlamentarnej i tej obywatelskiej.