Szczerze? Nie dziękuj, premierze

Premier Morawiecki pogratulował eurodeputowanym PiS, że dzięki nim Ursula von der Leyen (VDL) została wybrana na szefową Komisji Europejskiej. Ale sama VDL oświadczyła, że nie wie, czyimi głosami została wybrana. Słusznie, bo przecież Parlament Europejski postanowił, że głosowanie będzie tajne.

Nie szkodzi. PiS ma okazję, by zaprezentować się w Polsce jako siła rozdająca karty. Propaganda na użytek wyborczy jest ważniejsza niż fakty. W rzeczywistości zwycięstwo jest pyrrusowe, a nadzieje PiS, Orbána i innych podobnych im liderów, że nowa Komisja Europejska odpuści w sprawach podstawowych, okaże się płonna.

Poglądy Ursuli von der Leyen to antypody patriarchalnego autorytaryzmu i narodowego egoizmu. Jest za silną i zjednoczoną Europą zmierzającą do jakiejś formy federalizmu, twardą obroną praworządności w państwach UE, nieuleganiem neoimperialnym zapędom Rosji Putina, podkreśla, że Ameryka to coś więcej niż jej prezydent. Należy do liberalnego skrzydła Europejskiej Partii Ludowej i niemieckiej chadecji: nie przeszkadza jej adopcja dzieci przez pary homoseksualne.

Zapowiada, że jej priorytetem jest uczynienie Europy pierwszym kontynentem – czempionem walki z globalnym ociepleniem.

Premier Morawiecki dziękował we wtorek pisowskim eurodeputowanym, że rozumieją, na czym polega kompromis. Co miał na myśli? Jaki to kompromis głosować razem ze znienawidzoną Platformą Obywatelską i z SLD za panią von der Leyen?

Odpowiedź podsuwa szef kancelarii prezydenta Krzysztof Szczerski. Podtrzymał propagandową narrację o zwycięstwie VDL dzięki głosom pisowskich eurodeputowanych i wyraził nadzieję, że to znajdzie odzwierciedlenie w składzie nowej Komisji Europejskiej.

Jednym słowem: chodzi o teki komisarzy dla ludzi PiS w Europarlamencie. Prawdopodobnie więc PiS oczekuje, że nowa szefowa w ten sposób wynagrodzi mu poparcie jej kandydatury.

Zapewne chciałby też więcej prestiżowych stanowisk dla swoich eurodeputowanych w Parlamencie, ale podwójna przegrana Beaty Szydło pokazuje, że tak daleko wpływy VDL nie sięgają.

Niech więc obecna władza zbyt wiele się nie spodziewa, chyba że chodzi jej wyłącznie o lukratywne stanowiska dla swoich ludzi. Bo szerszej politycznej logiki i konsekwencji u niej tu nie widać. Słowo „kompromis” nie jest przecież słowem z politycznego słownika PiS.