Gra w bloki: wypisy ostrzegawcze

Najmodniejsza dziś w Polsce gra polityczna to gra w bloki wyborcze: jeden, dwa, a może trzy? Poważni autorzy sympatyzujący z demokratyczną opozycją powtarzają artykuł za artykułem: jeden. Możliwie jak najszerszy.

Podają wyliczenia, przywołują ordynację opartą na systemie d’Hondta. Ale wielu ludzi po niepisowskiej stronie odrzuca ich argumenty. Czyżby zwolennicy jednego bloku, a ściślej wspólnej listy kandydatów z jak największej liczby różnych środowisk politycznych, czegoś nie widzieli?

Senator Marek Borowski: „Gdyby Wiosna szła w koalicji z KE: PiS – 236, KE – 223, Mniejszość Niemiecka – 1. Tak więc wiele nie brakuje! Nic jeszcze nie jest stracone!”.

Prof. Rafał Matyja: „Wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego pokazuje, że PiS na razie nie ma szans na większość konstytucyjną. To nie jest tak, że 26 maja (wybory do europarlamentu) zostały przekreślone szanse opozycji i sprawa jest już przegrana. Rozgrywka trwa”.

Prof. Andrzej Hennel: „Dopiero utworzenie koalicji czterech partii (PO, PSL, SLD, Wiosna) umożliwia wykorzystanie osiągniętego (w wyborach do parlamentu) sukcesu: PiS – 45 proc. (szacunek bardzo optymistyczny), 209 mandatów; KE – 51 proc., 251 mandatów. Czyli: albo razem, albo klęska”.

Red. Dominika Wielowieyska: „Aktywność samorządowców jest szansą koalicyjnej opozycji. W interesie obozu anty-PiS ważne jest szerokie porozumienie w wyborach do Senatu. (Jeśli opozycja się nie zmobilizuje) PiS będzie miał w Sejmie ponad 307 mandatów i większość konstytucyjną, czyli Budapeszt w Warszawie”.

Red. Wojciech Maziarski: „Jedyną szansą dla maluchów na dostanie się do Sejmu, a dla Polski – na odsunięcie pisowskiej dyktatury, jest stworzenie wielkiego bloku partii opozycyjnych. Liczni komentatorzy (zwłaszcza popierający młodą lewicę) opowiadają androny, jakoby wejście w sojusz partii o różnych profilach ideowych szkodziło tym ugrupowaniom. I wyniki wyborów europejskich i zdrowy rozsądek podpowiadają, że jest dokładnie odwrotnie”.

Red. Ernest Skalski: „Pomysł na blok lewicy czy na utopię Koalicji Polskiej wokół PSL to ryzykowna gra obliczona na prześlizgnięcie się nad progiem wyborczym i zapewnienie sobie politycznego bytu pod rządami PiS. Kisiel by to określił dosadniej”.

Można te wypisy podważać, można je kontrować innymi wyliczeniami i spekulacjami. Ale jest coś takiego jak wyczucie historycznego momentu politycznego. Skalski i inni cytowani autorzy wyczuwają ten wyjątkowy moment lepiej niż ci, którzy zachowują się tak, jakby w polskiej polityce szło tylko o wygranie kolejnych wyborów.

Mamy więc taki podział: dla jednych, na czele z obecną władzą i jej zwolennikami, nic się nie dzieje. Zwyczajna demokracja, idą wybory, opozycja histeryzuje. A co, jeśli to nie histeria, tylko zimna diagnoza? Jeśli rozproszenie opozycji utoruje PiS-owi drogę do celu, czyli do państwa monopartyjnego, PRL a rebours, narodowo-katolickiej w formie, autorytarnej w treści?

Co wtedy powiedzą „symetryści”, radykalna lewica, ludowcy, racjonalni konserwatyści? Ci wszyscy, którzy dobrze wiedzą, jaki jest cel Kaczyńskiego, a mimo to odmawiają współpracy z główną siłą opozycyjną?