Polska młodzież odchodzi od Kościoła

Już prawie jedna trzecia młodych ludzi w wieku gimnazjalnym i licealnym nie chodzi do kościoła i nie uczestniczy w praktykach religijnych – podał CBOS.

Ten trend pełzającej laicyzacji młodzieży w Polsce potwierdzają badania katolickiego Instytutu Statystyki Kościelnej. Szef Instytutu ks. Wojciech Sadłoń (rocznik 1986), badacz religijności, członek Rady Naukowej Głównego Urzędu Statystycznego (czemu nie?), komentuje sondaż bez zaprzeczania faktom: religijność młodzieży podlega głębokim zmianom.

Przyznaje, że spadek aktywności religijnej w tej kluczowej dla przyszłości Kościoła grupie wiekowej jest mocny: od 1996 r. frekwencja spadła prawie o połowę. A skoro tak, to jeśli trend się utrzyma, Kościół w Polsce za dwie, trzy dekady straci demograficzne zaplecze.

Wśród przyczyn odchodzenia młodych od Kościoła (co nie zawsze oznacza, że też od wiary) wylicza rosnący wśród młodych „indywidualizm”: wyżej cenią przyjaźń i miłość niż życie rodzinne. Sadłoń zapewne ma na myśli, że przestaje działać na młodych presja rodziny, a jej tradycyjny styl życia, w tym chodzenie do kościoła, przestaje być atrakcyjny. Zwłaszcza kiedy przyjadą na studia lub do pracy do wielkiego miasta albo wyjadą w świat. Jest porównanie, jest wybór.

Naturalnie, jedna trzecia to nie większość. To trend. Jego lustrzanym odbiciem jest grupa młodzieży, która do kościoła chodzić nie przestaje i odnajduje się, a nawet utwierdza w praktykach religijnych. Tamci odchodzą, ci zostają. Tyle że ta młodzież, która zostaje, podlega wpływom obecnego „kontrkulturowego” wzmożenia katolickiego. Sadłoń nazywa to polaryzacją postaw wobec religii.

Sęk w tym, że polaryzacja staje się pożywką dla katolicyzmu wojującego, uwikłanego w konflikt kulturowy i polityczny, jaki dziś obserwujemy. To może być jednym z powodów, dla których część młodzieży w Kościele się nie odnajduje.

Tych młodych ludzi Kościół nie zatrzyma przy sobie, jeśli będzie mówił językiem piętnującego wykluczania ze wspólnoty. Wielu z nich prawdopodobnie nie dołączy do twardych krytyków Kościoła. On im po prostu stanie się obojętny.

I to, a nie marsze równości, jest prawdziwym duszpasterskim wyzwaniem dla episkopatu. Na palcach jednej ręki da się policzyć biskupów, którzy rozumieją powagę sytuacji.