Decydujący moment protestu nauczycieli

Protest nauczycieli jest słuszny i zdrowy, ale władza nie odpuszcza. Masowa skala protestu w podwójnym roku wyborczym to dla niej wielkie wyzwanie. Ale z protestującymi nie będzie rokować.

Pomińmy rządową retorykę o „dobru uczniów”. Jest tak samo wiarygodna jak cała „reforma” oświaty publicznej pod kierownictwem minister Zalewskiej. Tu chodzi tylko o politykę, czyli o wynik nadchodzących wyborów. Plan władzy jest taki: zdusić protest i przerzucić na protestujących odpowiedzialność za chaos w oświacie.

Chodzi o to, by większość elektoratu odwróciła się od protestujących. Na to nastawiona jest rządowa propaganda. Odium ma spaść na nich, niepokorne związki zawodowe i opozycję parlamentarną.

To się władzy może udać. Nauczyciele i związkowcy są tego świadomi. Postąpili odpowiedzialnie, apelując o zwoływanie rad klasyfikacyjnych. Mimo to władza stara się ich przedstawiać jako egoistów zainteresowanych wyłącznie podwyżkami wynagrodzeń i stawiających interesy grupowe ponad interesami uczniów, w szczególności przystępujących do matury.

Podobną taktykę „dobra zmiana” zastosowała, aby rozbroić protest tzw. lekarzy rezydentów. Dziś mówią, że zostali oszukani.

Podobnym fortelem są „okrągłe stoły” zwoływane przez „dobrą zmianę”, ilekroć natrafia na społeczny sprzeciw. Mają pozorować dobrą wolę i otwartość rządzących. Ale każdy widzi, że dialog bez udziału wiarygodnych przedstawicieli protestujących, za to pod nadzorem polityków partii rządzącej, jest inscenizacją na użytek propagandy.

Chodzi o to, by protestujących przedstawić jako nieodpowiedzialnych, a władzę jako mądrych i sprawiedliwych rozdawców nagród i kar.

Jak na to mają odpowiedzieć protestujący? Decyzja należy do nich. Ale dobra uczniów nie da się oddzielić od dobra nauczycieli. I nie godzi się rozgrywać jednych przeciw drugim.

P.s.

Nauczyciele, a ściślej władze ZNP zdecydowały ,,zawiesić” protest do września. To oznacza koniec protestu pod presją rządowej propagandy i ofensywy legislacyjnej większości parlamentarnej. Jej wymowa jest jasna: nauczyciele mogą być zastapieni strażakami, katechetami, urzędnikami. Niech sobie nie myślą, że są niezastąpieni. I że mają cokolwiek do powiedzenia pisowskiemu państwu. Ono wie lepiej, na czym polega rola nauczyciela i oświaty publicznej. Smutny koniec słusznego protestu.