Nie zostali zapomniani

W tym roku rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim zbiega się z chrześcijańskim Wielkim Piątkiem. Serce się ściska.

W szkole o akcie oporu polskich Żydów mnie nie uczono. W domu mi o nim nie opowiedziano, choć ojciec był warszawianinem. W kościele parafialnym na lekcjach katechezy o polskich Żydach w ogóle nie mówiono, tylko o biblijnych.

Pamięć polska obejmowała wtedy tylko powstanie warszawskie, późniejsze o ponad rok od powstania w getcie.

Prawdę zacząłem poznawać dopiero na studiach. Na seminarium magisterskim czytaliśmy Miłosza, choć był na urzędowej czarnej liście jako zdrajca i wróg Polski Ludowej. W „Campo di Fiori” ten słynny fragment:

Wspomniałem Campo di Fiori
W Warszawie przy karuzeli,
W pogodny wieczór wiosenny,
Przy dźwiękach skocznej muzyki,
Salwy za murem getta
Głuszyła skoczna melodia
I wzlatywały pary
Wysoko w pogodne niebo.

Ileż było sporów o postawę okupowanej Warszawy wobec bohaterskiego zrywu, pierwszego otwartego zbrojnego wystąpienia przeciwko Niemcom w Polsce i w Europie. Miłosz przewidział te potępieńcze swary o to, czy Warszawa była rzeczywiście tak głucha i obojętna wobec losu getta, albo o to, czy nieuchronna klęska zrywu bojowców pod flagami polską i żydowską to moralitet o „rzeczy ludzkich przemijaniu/O zapomnieniu, co rośnie/Nim jeszcze płomień przygasnął”.

Nie, poetę frapowało jeszcze co innego: „samotność ginących”. Najpierw dominikanina i filozofa Giordana Bruna spalonego w Rzymie na Campo di Fiori za „herezję” panteizmu i spekulację, że na innych planetach może istnieć życie. A także o samotności walczących w getcie: „I ci ginący, samotni/ Już zapomniani od świata/ Język nasz stał się im obcy/ Jak język dawnej planety/ Aż wszystko będzie legendą”.

Dziś wiemy, że ginący nie zostali zapomniani. Gdy Miłosz pisał swój wiersz, w getcie tworzył Władysław Szlengel. Nazwano go poetą getta warszawskiego. Niemcy rozstrzelali go wraz z żoną pod koniec powstania. Pisał po polsku, także z myślą o Polakach:

I to wszystko czytałem umarłym…
A żywi…
No, cóż…
Żywi niechaj nie tracą nadziei…