Nie ma podwyżek dla katechetów

Informacje o rzekomej podwyżce wynagrodzeń katechetów w szkołach państwowych to kłamstwo i insynuacja – oświadczył ksiądz sekretarz komisji wychowania przy Konferencji Episkopatu Polski. Ale w oświadczeniu nie podał żadnych liczb.

Z kościelnego i prawnego punktu widzenia wszystko jest w porządku: państwo i konkordat gwarantują prawo do zajęć z religii, w praktyce sprowadza się to do katechezy rzymskokatolickiej, i do wynagrodzenia katechetów na tych samych zasadach co nauczycieli świeckich. Katechetów obowiązują też wymogi, jakim podlegają nauczyciele.

Czemu trzeba było aż komunikatu w tej sprawie? Bo trwa strajk szkolny, a na dwu portalach pojawiły się wzmianki o podwyżkach pensji katechetów, na podstawie nowelizacji porozumienia o kwalifikacjach zawodowych katechetów, zawartego na początku kwietnia między minister Zalewską a przedstawicielem episkopatu.

Brzmi to w kontekście strajku fatalnie, więc episkopat postąpił słusznie, odcinając się od tych wzmianek. Miejmy nadzieję, że jeśli portale skłamały, to przeproszą.

Zastanawia jednak, czego konkretnie dotyczyło wspomniane porozumienie? Czy tylko kwestii biurokratycznych? I czemu resort edukacji nie podał konkretnych danych dotyczących wynagrodzeń katechetów, o co miał poprosić jeden z portali.

Szef wydziału wychowania katolickiego przy KEP, bp Marek Mendyk nie potępił strajku nauczycieli, ale się od niego bardzo wyraźnie zdystansował, odwołując się do dobra dzieci i potrzeby dawania dobrego przykładu.

W szczególności adresował swoje uwagi do ,,nauczycieli religii’’: ,,Tu jesteśmy bardzo ostrożni. Jakkolwiek nie chcemy odbierać nauczycielom religii ich obywatelskiego prawa, to jednak apelujemy i uwrażliwiamy przede wszystkim na dobro dziecka” – powiedział. No cóż, akurat ten strajk pokazuje, że nauczyciele korzystają ze swych praw, pamiętając o dobru uczniów.

To dobro jest jednak szersze niż chodzenie na lekcje religii. Obejmuje też prawo do chodzenia na lekcje etyki i, oczywiście, na lekcje religii innych niż rzymskokatolicka. Sama nauka religii w szkołach nie musi być niczym złym.

Przeciwnie, byłoby dobrze, gdyby szkoła uczyła młodzież o religiach, w tym o własnej, bo tu panuje przerażająca czasem ignorancja, pomagająca szerzyć się głupocie, nienawiści i strachowi.

Młodzież powinna zdobywać konkretną, rzeczową wiedzę o religii, ale tak, by nie ulegała jednocześnie indoktrynacji. I za taką naukę religii nauczyciele powinni być przyzwoicie opłacani i promowani. Tak samo jak nauczyciele wszystkich innych przedmiotów. I wtedy byłoby normalnie.