Są jeszcze biskupi w Polsce

Arcybiskup Alfons Nosol skrytykował palenie książek na wezwanie księdza „ewangelizatora”. Arcybiskup Grzegorz Ryś na kolanach przepraszał za roztrwonienie powołania przez księży, którzy mieli prowadzić ludzi do Boga, a ich zgorszyli. Mówimy, słusznie, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale powtarzamy także, że kropla drąży skałę. Zwłaszcza w czasie, kiedy dygnitarze obozu obecnej władzy publicznie zachęcają do „oczyszczenia” wspólnoty narodowej.Miejmy nadzieję, że na ten nazistowski język biskupi też zareagują. W rozmowie z Arturem Sporniakiem z „Tygodnika Powszechnego” biskup emeryt Nossol uchyla się od komentowania osławionej prezentacji kościelnego raportu o pedofilii, ale sam przyznaje, że należy do pokolenia księży, którym trudno było uwierzyć, że taki ksiądz krzywdziciel może być jednym z nich. A kiedy okazało się, że może, to też nie wszyscy biskupi tak uformowani są gotowi do działania.

To o tyle interesujące, że Nossol mówi od wewnątrz Kościoła, próbuje ze swojej perspektywy pokazać, dlaczego tak opornie idzie walka ze złem pedofilii popełnianym przez duchownych. Nie próbuje jednak niczego usprawiedliwiać i zagłaskiwać. Potwierdza, że księżom łatwiej wczuć się w oskarżonego księdza, niż w jego ofiarę. Ale „wytłumaczenia tu nie ma: za czyn trzeba ponieść karę”. Sprawca takiego zła sam się odczłowiecza, a wskutek tego nie może uważać się i być dla innych „sługą Słowa Bożego”.

Czytaj także: Nie tylko palenie książek. Magia, gusła, sekciarstwo – choroba polskiego Kościoła

Co do palenia książek, arcybiskup też zajmuje jasne stanowisko. Przecież palenie książek kojarzy się jednoznacznie dla kogoś, kto ma pojęcie o nowszej historii. Książki palono w hitlerowskich Niemczech.

Sam duchowny jako jeszcze uczeń trzeciej klasy ratował książki z niemieckiej biblioteki podpalonej przez żołnierzy Armii Czerwonej idącej na Berlin. Uratował trzy: niemieckie tłumaczenie „Quo vadis” Sienkiewicza, dzieło o fizyce przepowiadające wynalazek broni atomowej i kolorowej telewizji i leksykon encyklopedyczny. Powieść Sienkiewicza przeczytał najpierw po niemiecku, a później po polsku i była to jego pierwsza przeczytana książka w naszym języku. Takie doświadczenie uleczyło go skutecznie, ba!, stał się nałogowcem czytania.

Morał, jaki abp Nossol wyciąga po latach, jest taki, że na magię dają się nabrać ludzie o umysłach uległych. Może ona pociągać dzieci, ale nie mogą jej ulegać dorośli zdolni do logicznego myślenia i odróżniania prawdy od fałszu. A palenie książek to znak końca kultury. Może abp Nossol zbyt optymistycznie patrzy na świat, ale dla ludzi chyba większy pożytek z takiego optymizmu, niż z czarnego pesymizmu współczesnych egzorcystów i inkwizytorów.