Mięso polityczne

Jeśli obecna władza nie rozładuje afery ubojowej, może na niej przegrać wybory. Skandal grozi przecież nawet embargiem na polską wołowinę. A to oznaczałoby katastrofę ekonomiczną dla naszej branży mięsnej i panikę wśród konsumentów. Mimo zapewnień głównego inspektora, że nie ma powodu do niepokoju.

Mięso z nielegalnego uboju chorych lub padłych krów znaleziono już w kilkunastu krajach UE, w tym w samej Polsce. W jednej z rzeźni wyprodukowano w sumie 10 ton takiego mięsa, trzy tony wysłano za granicę.

Życzmy sobie, aby kontrolerzy sanitarni Unii Europejskiej, którzy mają w poniedziałek wizytować polskie rzeźnie, doszli do przekonania, że nasze władze panują nad sytuacją.

Na razie wygląda to jednak niedobrze. W świat poszła absurdalna uwaga ministra rolnictwa, że to incydent rozdmuchany przez media. Minister powinien dziennikarzom TVN24 podziękować, a nie zwalać na nich winę. O „incydencie” piszą zagraniczne media i komentują go unijni politycy od Francji przez Litwę po Słowację i Czechy. Francuski minister rolnictwa mówi o „strasznym oszustwie gospodarczym”.

Polska pod rządami „zjednoczonej prawicy” nie ma dobrej prasy na Zachodzie, walczymy niezbyt skutecznie z dzikami i epidemią wśród świń, teraz doszła afera ubojowa. Dodatkowo bulwersuje, że ubój w mazowieckiej rzeźni odbył się pod osłoną nocy, czyli był po prostu zorganizowanym przestępstwem na sporą skalę. Ilu ludzi się tym trudniło i czy to był jedyny raz? Jak w ogóle mogło dojść do takiego przestępstwa?

Bez wzajemnego elementarnego zaufania nie da się robić biznesu ani polityki. Pozornie drobna sprawa, „incydent” może odstraszyć kontrahentów. Nie tylko to. Może też odsłonić słabość służb państwowych tam, gdzie ich naprawdę potrzebujemy.

Polskie prawo zabrania uboju chorych zwierząt. Nakazuje kontrolę weterynaryjną zwierząt przed i po uboju. Ktoś postanowił jednak złamać podstawowe zasady, aby na tym bezprawiu i oszustwie zarobić. Reszta go nie obchodziła. Duch czasu?