K jak Kali

Korupcja w naszym obozie jest godna i sprawiedliwa, bo służy Partii i Narodowi, za to korupcja u naszych przeciwników politycznych jest złem wcielonym, zdradą Polski. Oto moralność Kalego w Polsce pod rządami „zjednoczonej prawicy”.

Dyżurni moraliści i harcownicy PiS publicznie wyśmiewają krytykę. Premier Gowin, były minister sprawiedliwości (!), nie widzi niczego nienormalnego, marszałek Terlecki drwi ludziom w oczy, że prezes Kaczyński to gigant nie tylko polityki, ale też biznesu i prawa. PiS w „przekazach dniach” przedstawia deweloperskie wcielenie prezesa jako wspaniały przykład polityka szanującego praworządność.

A przecież „taśmy Kaczyńskiego” pokazują, że rozmówcom chodzi o usiłowanie obejścia prawa zakazującego partiom politycznym i czynnym politykom aktywności gospodarczej! Obejście prawa ma posłużyć interesom grupy politycznej i ich własnym. Rozmówcy są spokrewnieni, ale nie ufają sobie, bo gdyby ufali, to nie byłoby nagrania. Kto nagrywał? Kto miał w tym interes osobisty?

To się może różnie nazywać: korupcja, praktyki rodem z Rosji Putina lub z Trump Tower w USA, patologiczny zrost polityki z biznesem, więzi rodzinnych z koneksjami na szczytach władzy. Ale sens jest jeden: jeśli taka ma być „norma” w polskiej polityce i w polskim państwie, to tu się nigdy nie zadomowi etyka biznesu i polityki. A w tak rządzonym i zarządzanym kraju wielki kapitał nie będzie się poważnie angażował.

To oznacza, że takie praktyki i ich tolerowanie przez rządzących przekreślają pozytywne scenariusze rozwoju. Osuwamy się do ligi państw peryferyjnych i jak tak dalej pójdzie, będziemy atrakcyjnym partnerem tylko dla innych krajów z tej samej ligi.

To nie musi być zła wiadomość dla ludzi władzy, którzy gotowi są nazywać tę patologię czymś normalnym. Oni prędzej czy później zbudują swoje wieżowce, dorobią się nie pracą, tylko kruczkami prawnymi, jeśli sieć powiązań nie zostanie przecięta. Ale co na tym zyska nasz kraj?