Po pierwsze, wybory

Najważniejsze zadanie polityczne demokratycznej opozycji w nadchodzącym roku to jej wygrana w wyborach.

Najpierw europejskich, a później w parlamentarnych. W europejskich szansa jest coraz większa, w parlamentarnych sukcesem będzie już zabranie „zjednoczonej prawicy” samodzielnej większości. To powinno być celem minimum bloku demokratycznego.

Prezydent Duda mówił w kontrolowanej politycznie przez PiS Trójce, że nic mu nie wiadomo, aby Nowogrodzka szykowała się na przyspieszone wybory parlamentarne. To samo mówią prezes i jego akolici. Tylko że zwykle jest z nimi tak, że jak mówią „białe”, to wychodzi „czarne”.

Jeśli mówią, że nie chcą polexitu, to chcą, tylko na razie czują się za słabi. Jeśli mówią, że żadnych ustępstw w sprawie takiej jak nowelizacja ustawy o IPN czy deforma sądownictwa nie będzie, to znaczy, że nastąpią.

Tak samo z wyborami. Jeśli wszyscy w PiS oficjalnie zaprzeczają, to znaczy, że coś jest na rzeczy. Że „zjednoczona prawica” – przestraszona wyborami miejskimi, serią afer korupcyjnych z udziałem swych notabli i protestami pracowniczymi przeciwko podwyżkom cen i za podwyżkami wynagrodzeń – rozważa ucieczkę do przodu, póki w sondażach jeszcze nie spada dramatycznie.

Opozycja demokratyczna powinna szykować się na ten scenariusz. Nawet jeśli spietrana zjednoczona prawica pomysłu nie zrealizuje, opozycja może tylko zyskać na zwarciu szeregów, na zabraniu się do tworzenia wspólnych list wyborczych np. w wersji proponowanej przez senatora Marka Borowskiego. Każde ugrupowanie zachowuje swoją tożsamość polityczną, a zarazem startuje ze wspólnej listy. Stawka jest naprawdę wysoka: demokracja albo dyktat jednej partii.

Liderzy opozycji demokratycznej – bo jest też antypisowska opozycja nacjonalistyczna, skrajnie prawicowa, pod protektoratem o. Rydzyka oraz przymiarki do stworzenia partii Biedronia – nie mogą zmarnować szansy, jeśli chcą zmiany „dobrej zmiany” na lepszą. Czyli z z nacjonalistyczno-katolicko-populistycznej na europejsko-demokratyczno-obywatelską.

Warunkiem jest jak najszersza współpraca ponad różnicami i ambicjami. Tego boi się Kaczyński, który zrobi wszystko, by blok demokratyczny rozbić. Ma do dyspozycji propagandę i służby.

Prezes będzie rozgrywał mniejsze grupy opozycyjne przeciwko Koalicji Obywatelskiej. A różnego rodzaju polityczni fantaści będą snuli swoje sny o potędze, działając świadomie lub nieświadomie w interesie Kaczyńskiego, gdyż rozproszenie głosów oddanych na opozycję służy PiS-owi.

Co dalej? Może warto zanalizować obecne protesty na Węgrzech, gdzie arogancja i pycha Orbána połączyły przeciwko niemu niemal wszystkie ugrupowania opozycyjne. To może być zapowiedź innego „Budapesztu w Warszawie”.