Szokująca historia ks. Jankowskiego

Kapelan Solidarności ks. Henryk Jankowski przez długie lata uprawiał pedofilię, o czym wiedziano w elicie kościelnej i politycznej. Bulwersujący tekst na ten temat opublikowała w „Gazecie Wyborczej” Bożena Aksamit. Tym razem to nie fikcja filmowa, choć aż się prosi o Smarzowskiego, lecz reportażowa rekonstrukcja ponurej rzeczywistości. Sprawa jest znana od dłuższego czasu, ale teraz wypłynęły nowe drastyczne wątki i otwiera się nowy rozdział.

Można załamać ręce. Bo to nie jest tylko historia wzlotu i upadku samego księdza, ale też objęcia jego seksualnego drapieżnictwa zmową milczenia w PRL i w Polsce niepodległej. Okazuje się, że za starego systemu księdza chroniła przed odpowiedzialnością sutanna, a w Polsce po 1989 r. znajomość z liderami nowych elit wywodzących się z opozycji demokratycznej i ruchu Solidarności, od Lecha Wałęsy po Adama Michnika.

Nimb kapłana patrioty zaczął słabnąć, gdy Jankowski popadł w antysemityzm i zaczął robić z siebie ofiarę jakichś wyimaginowanych wrogów Kościoła i Polski. Krytyka księdzu się należała, bo mówił i robił rzeczy kompromitujące go jako obywatela i duchownego kojarzonego z Solidarnością. Ale uprawiania pedofilii czy seksu z niepełnoletnimi nikt w tych kręgach księdzu nie wytknął. I to jest szok.

Być może stało się tak, bo nowe – jak zresztą stare, peerelowskie – elity nie reagowały tak, jak reaguje się dzisiaj się na pedofilię w Kościele i gdzie indziej. Jak to ujmuje jeden z bohaterów reportażu, nie było jeszcze takiej „mody”. Nie kojarzono też poszczególnych przypadków pedofilii z udziałem duchownych z całym kościelnym systemem tuszowania tych przestępstw. Działał też silny odruch obronny, że przecież ksiądz to chodzący wzór cnót. Jeśli ktoś robi z niego „zboczeńca”, to albo kłamie i oczernia z jakichś osobistych powodów, albo jest komunistą czy ubekiem walczącym w ten sposób z Kościołem.

Oburzenia i protestów nie było także dlatego, by nie antagonizować Kościoła. W PRL dlatego, że był sprzymierzeńcem w walce z autorytarnym państwem. W III RP dlatego, żeby nie torpedował reform demokratycznych. Ale te wszystkie powody nie usprawiedliwiają milczenia o złych czynach ks. Jankowskiego. Zakładamy bowiem, że do nich rzeczywiście doszło, a nowe świadectwa zawarte w reportażu polegają na prawdzie.

Dlaczego więc ludzie dzielni, odważni, z moralnymi kręgosłupami milczeli, choć wiedzieli? Czy są gotowi nam to wytłumaczyć po artykule? To ważne w walce z wykorzystywaniem seksualnym nieletnich w Kościele, bo może pomóc zrozumieć, dlaczego pedofilia w Kościele, a także innych instytucjach była i jest tolerowana, ukrywana, lekceważona, wypierana ze świadomości i sumienia. Przykład idzie z góry. Jeśli otoczenie księdza milczało, a księdzu postawiono pomnik, to ofiary i ich bliscy musieli wyciągnąć wniosek, że w kwestii pedofilskiej też są równi i równiejsi i nie ma sensu wyrywać się przed milczący szereg.