Do kogo ta mowa?

Premier Morawiecki wystąpił z referatem w stylu pezetpeerowskim na konferencji „Praca dla Polski”. Wszystko gra i bucy. W gospodarce, w socjalu, na Mierzei Wiślanej i w ogóle we wszystkim. Zero problemów w kraju i na arenie międzynarodowej. Polska Kaczyńskiego rośnie w siłę, jak Polska Gierka, a ludziom znów żyje się dostatniej.

Tylko że tak nachalna propaganda sukcesu dla Gierka skończyła się zadłużeniem kraju po uszy i Solidarnością, później przyszedł stan wojenny i ocet na półkach, a w końcu zmiana systemu. Na taką zmianę systemu dziś w Polsce się nie zanosi, ale referat Morawieckiego wygląda na nieoficjalny przyspieszony początek kampanii wyborczej PiS i jego przystawek najpierw do Parlamentu Europejskiego, następnie do Sejmu i Senatu. Jego drugim dnem jest tuszowanie niepokoju o dalszy bieg wydarzeń w kraju.

I to jest jedyna treść polityczna w przemówieniu premiera. Reszta to samochwalstwo, obłuda – zapraszamy opozycję do współpracy – i wodolejstwo. Nic nowego pod pisowskim słońcem. Para zaczyna iść w gwizdek, a odklejenie od politycznej i społecznej rzeczywistości przekracza nawet pisowski standard.

W referacie nie ma afery KNF, która w normalnej demokracji byłaby początkiem końca obecnego rządu. Może o to chodziło, by ją przykryć gadkami o zwykłych ludziach i ukochaniu wolności i Europy, które polega w ujęciu Morawieckiego na tym, że w Polsce ludzie zarabiają tyle co w Europie Zachodniej. Nie ma choćby akapitu o protestach pracowniczych w sektorze państwowym ani o rosnących cenach podstawowych artykułów.

Nie miał też obecny szef rządu niczego do powiedzenia o aferze z ambasador Mosbacher w roli głównej ani o tym, jaki ma plan wypadek ataku Rosji na Ukrainę, do czego wstępem mogło być pirackie zajęcie ukraińskich okrętów wraz z załogami. W takiej sytuacji jedyne, co potrafi powiedzieć Morawiecki, to sugestia, że przed obecną agresywną polityką Putina w naszym regionie uchroni nas przekopanie Mierzei Wiślanej.

To dość żenujące w ustach syna parlamentarzysty, który udziela się pojednawczo w mediach rosyjskich. I niepokojące, bo znów obywatele zobaczyli, że szef rządu ma kiepskie kompetencje międzynarodowe, a to zła wiadomość dla naszego kraju, bo czasy są napięte, a demokracja i pokój zagrożone.

Drętwa, momentami pretensjonalna mowa Morawieckiego miała skonsolidować beton pisowski po przegranych w miastach wyborach samorządowych, wstydliwym odwrocie w kwestii Sądu Najwyższego i skandalu w KNF. Jeśli taki ma być pomysł PiS na nadchodzące wybory, to opozycja dostała od premiera prezent. Pokazał jej swoje słabe punkty.