Co zrobi PiS, by nie oddać władzy?

Są dwie opcje po przegranych Kaczyńskiego, Morawieckiego i Dudy w miastach. Ogólny wynik na poziomie 34 proc. w wyborach samorządowych nie daje PiS-owi pewności wygranej w wyborach parlamentarnych.

Jedną pisowską opcją jest w tej sytuacji zaostrzenie walki z opozycją. Tego chcą fundamentaliści w pisowskiej elicie i ludowa baza. Druga opcja to zmiana kursu na mniej konfrontacyjny, połączona z przetasowaniami kadrowymi. W szczególności z dymisją ministra Ziobry.

Fundamentaliści chcą Budapesztu w Warszawie. Uderzyć w samorządność, przejąć niezależne od partii media, nękać opozycję parlamentarną i obywatelską.

Dla Polski oznaczałoby to więcej konfliktów i dalsze pogorszenie wizerunku naszego kraju w oczach Europy. Ale dla PiS jako partii to może być scenariusz kuszący. Rozpalanie konfliktów to jej metoda uprawiania polityki w kraju i na forum europejskim. Ma silne poparcie w dołach partyjnych i elektoracie, w tym wśród prawicowej młodzieży.

Ale to działa na krótką metę i tylko w części społeczeństwa. Za to mobilizuje i rozszerza ruch sprzeciwu w innych jego warstwach i środowiskach. Jeśli fundamentaliści wezmą górę, doprowadzą do nowej serii protestów.

PiS może wówczas przegrać w wyborach europejskich, a to dodatkowo ich osłabi przed wyborami parlamentarnymi. Pod znakiem zapytania staną też wybory prezydenckie. Prezydent Duda nie może mieć pewności, że Kaczyński wystawi go ponownie. Za to opozycja prawie na pewno wystawi mocnego kandydata.

PiS jest nieobliczalny, ale w obecnej sytuacji postawi raczej na opcję przegrupowania szeregów przed nadchodzącymi bitwami. Elementem tej operacji będzie próba rozbicia ludowców i części lewicy i przeciągnięcia kogo się da na stronę PiS przy użyciu taktyki kija i marchewki.

Kampania nienawiści wymierzona w liberalne centrum nie ustanie, ale PiS nie posunie się do frontalnego ataku na organizacje pozarządowe i media niezależne od ludzi Kaczyńskiego. Spuści też parę w antyeuropejskim kotle. PiS to polityczny kameleon. Raz jest partią prawicy i konserwatywnej kontrrewolucji, raz katolickiego państwa narodu polskiego, raz etatystycznej i socjalnej lewicy. Najczęściej wszystkim naraz. Prawdziwa partia ludowa, która w Polsce w takim hybrydowym wydaniu większych miast nigdy nie zdobędzie, chyba że siłą.

I na tym polega główny teraz problem zjednoczonej prawicy: szklany sufit wyborczy. Na taki miks umiarkowani wyborcy raczej się nie nabiorą. Prawdopodobnie to na tym polu rozegra się finalne starcie.