Co za małość

Lech Wałęsa, legenda pierwszej Solidarności i laureat pokojowej nagrody Nobla, obchodził w Gdańsku 75. rocznicę urodzin. I to było wielkie, bo taki Wałęsa w byłym bloku radzieckim się nigdzie poza Polską nie zdarzył.

Jak małe było za to zachowanie obecnego prezydenta, premiera, marszałków Sejmu i Senatu RP, wszystkich z obozu PiS-u. Zignorowali uroczystość Wałęsy, na którą przyszli Donald Tusk i wielu ambasadorów, choć Lech dziś żadnych funkcji publicznych nie pełni. Dla nowej elity jest znowu osobą prywatną. W takiej roli próbowała go obsadzić władza stanu wojennego i jej propaganda.

Małością był brak podpisu premiera Morawieckiego pod wspólnym listem gratulacyjnym przywódców państw członkowskich Unii Europejskiej. Zabrakło pod nim także podpisu Viktora Orbána. Życzeń nie przysłał prezydent Duda, choć niedawno w ONZ uciął krótką pogawędkę z innym ,,wrogiem’’ obecnej władzy Donaldem Tuskiem. Jak oni się boją prezesa Kaczyńskiego, że we własnym kraju nie potrafią zachować się przyzwoicie. Nie dorastają do pięt przewodniczącemu Tuskowi.

Przyzwoicie umiała się zachować, o zgrozo dla PiS-u, nowa ambasador USA w Warszawie, pani Mosbacher. Nie tylko przyjechała na uroczystość, ale wkleiła na Twitterze dwa zdjęcia, na których stoi u boku Wałęsy.

Georgette Mosbacher/Twitter

Kaczyński zdjęciami z Wałęsą się dziś nie chwali. Jego akolici też. Oni wygumkowują Wałęsę z historii, polityczna Europa i USA oddają mu, co jego.

No i PiS ma nie lada kłopot. Wizerunkowy – wyszli na gburów – i polityczny. Przecież pani Mosbacher to zaufana prezydenta Trumpa, którego PiS i prawica kreują na swego najważniejszego sojusznika.

Gdyby mieli uszy do słuchania, pamiętaliby, że sam Trump podczas wizyty w Warszawie witał serdecznie Lecha Wałęsę.  Szedł w ślady wszystkich swych poprzedników, ponad różnicami politycznymi. Siła Wałęsy jako robotnika walczącego z „komuną” jest w Stanach wciąż wielka. Szkoda, że nowa polska elita nie skorzystała z okazji, by pokazać klasę.