Czekamy na niezależny raport o pedofilii w Kościele w Polsce

Deklaracje dobrej woli już nie wystarczą. Kościół w Niemczech zrobił krok naprzód w walce z nadużyciami seksualnymi popełnianymi przez duchownych. Nie jest to przełom, ale Kościół w Polsce może skorzystać z niemieckiego przykładu.

25 września opublikowano raport, w którym są twarde dane na temat pedofilii. Z ponad 35 tys. przebadanych teczek personalnych dotyczących okresu od 1945 do 2014 r. wynika, że doszło do ponad 3700 przypadków nadużyć seksualnych popełnionych przez ponad 1600 duchownych.

Szef niemieckiego episkopatu kard. Marx przeprosił, powiedział, że winni powinni zostać ukarani, i przyznał, że sam nie jest bez winy. Bo należał do tych w Kościele, którzy zbyt długo udawali, że nie widzą, co się dzieje, kryli sprawy i sprawców, nie chcieli przyznać, że to może być prawda.

W Płocku obradował właśnie polski episkopat. Jednym z tematów była pedofilia w Kościele. Rzecznik episkopatu zapewnił, że dla pedofilii nie ma w Kościele tolerancji. To samo czytamy w komunikacie po spotkaniu. A biskupi mają ogłosić osobny dokument w tej sprawie z końcem listopada. Czekamy.

Na razie o raporcie analogicznym do niemieckiego nic nie słychać. A tylko taki dokument byłby krokiem naprzód. Z twardymi danymi. Ile przypadków pedofilii odnotowano, ile trafiło do sądów kościelnych, ilu duchownych wydalono z kapłaństwa, ilu przeniesiono do pracy bez możliwości kontaktu z młodocianymi?

Ojciec Adam Żak, odpowiedzialny w Kościele za ochronę dzieci przed nadużyciami seksualnymi, powiedział, że ich skala może być porównywalna z Niemcami i Irlandią. Skoro tak, to być może i w Polsce można mówić o tysiącach skrzywdzonych dzieci i nieletnich. To katastrofa moralna, duszpasterska, prawna i wizerunkowa.

Niedawno gospodarz obecnej konferencji episkopatu bp płocki Piotr Libera podał, że w jego diecezji przed sądem kościelnym postawiono dziewięciu księży, dwóch wydalono ze stanu duchownego, pozostali nie mają kontaktu z dziećmi. To dużo czy mało?

Diecezja liczy ok. 800 tys. wiernych, pracuje w niej ponad 600 księży. Dziewięciu osądzonych księży pedofilów to 1,5 procenta , ale to może być wierzchołek góry lodowej, bo przecież nie wszystkie przypadki z różnych powodów są zgłaszane władzom kościelnym czy świeckim.

Mamy w Polsce ponad 40 diecezji. Gdyby założyć, że w każdej doszło do co najmniej dziewięciu aktów pedofilskich z udziałem księży, już uzbierałoby się ich w Kościele pod pół tysiąca.

Obecnie w polskich parafiach rzymskokatolickich pracuje 21 tys. księży, a więc pół tysiąca to około 2 proc. To niemało, choć w Niemczech (ale to kraj znacznie większy) liczbę księży wykorzystujących seksualnie nieletnich szacuje się na ok. 4 proc. Tam też zresztą statystyki nie są pewne, bo dostęp do archiwów kościelnych jest utrudniony.

I tu jest sedno sprawy. Bez pełnego dostępu do archiwów Kościoła i bez niezależności od władzy kościelnej gremiów badających pedofilię w Kościele nie ma możliwości naprawdę skutecznej walki z tym złem. Kolejnym warunkiem jest bezstronność państwa i wymiaru sprawiedliwości. Równie ważne jest, by Kościół nie uchylał się od odszkodowań dla ofiar księży pedofilów. Cóż, daleka droga przed nami.