Ręce opadają, czyli sondaż zaufania do polityków

Mniej więcej tyle samo pytanych nie ufa Grzegorzowi Schetynie (45 proc.) i Jarosławowi Kaczyńskiemu (43 proc.). To dane z najnowszego sondażu CBOS. Ankieterzy pytali o zaufanie do polityków. Metodą rozmowy bezpośredniej, a to może zaburzać wynik, bo niektórzy pytani  wolą wtedy odpowiadać tak, by nie podpaść aktualnej władzy, którą reprezentuje w ich oczach ankieter. Tak czy owak, na  podium mamy dwóch z obozu PiS (Duda – 68 proc., Morawiecki – 57) i Kukiza (52). Czyli nowy establishment polityczny.

Jeśli szukać w sondażu jakiegoś obrazu rzeczywistości, to ręce opadają. Duda i Morawiecki to przecież ludzie namaszczeni przez Kaczyńskiego, a temu większość pytanych przecież nie ufa. Owszem, niewiele mniejsza liczba pytanych mu ufa (41 proc.), ale jednak mniejsza.

Więc jak? Ludzie bardziej oglądają, niż słuchają? Duda i Morawiecki notorycznie mijają się z prawdą i uprawiają ,,patriotyczno-godnościowe” wodolejstwo. A jednak okazuje się, że dla wielu odbiorców mediów są wiarygodni. Tak jakby im wystarczyło,  że mamy prezydenta i premiera młodszych od liderów głównych partii politycznych, którzy w mediach wypadają gorzej.

Być może chodzi o to, że w ogóle Polacy nie ufają liderom partyjnym, tylko osobom na najwyższych urzędach państwowych. I przechodzą do porządku nad tym, że i oni należą do jakiejś „rodziny” politycznej. W końcu prezydent Komorowski też cieszył się w sondażach niemal do samej przegranej wysokim zaufaniem i poparciem. Jego sztab nie poradził sobie ze zmasowaną kampanią nienawiści w internecie.

Ale w takim razie skąd niski poziom zaufania do drugiej osoby w hierarchii państwowej, czyli marszałka Sejmu? Kuchcińskiemu ufa zaledwie jedna czwarta pytanych (27 proc.). Na dodatek niskiego zaufania nie można w przypadku Kuchcińskiego tłumaczyć brakiem rozpoznawalności. Ot, zagadka.

Nie brałem udziału w sondażu. Gdybym brał, na pewno jako obywatel nie wyraziłbym zaufania do panów prezydenta, premiera i Kukiza. A do Schetyny (23 proc.)? Owszem, choć nie bez zastrzeżeń i nie bezwarunkowo.

Toczą się przeciwko niemu równolegle kampanie dyskredytacji na prawicy i na lewicy. To znaczy, że jest wciąż postrzegany jako główny lider demokratycznej opozycji parlamentarnej i centrysta. Trwa w tej roli trzeci rok, odziedziczył po Tusku partię w traumie po podwójnej porażce wyborczej. Próbuje poszerzyć bazę wyborczą, wchodząc w koalicję z paniami Lubnauer (23) i Nowacką (17).

Zbiera za to cięgi od tych, którzy stawiają dziś na Biedronia (40 proc. zaufania, rzeczywiście dużo), bo nie na Czarzastego (15) ani Zandberga (14). Wynik Biedronia może się przełożyć na jakiś jego sukces w polityce krajowej.

Ale nie musi. Na scenie partyjnej Biedronia nie ma, jeśli na nią wkroczy, zaufanie może raptownie zjechać, bo obywatele partiom nie ufają.