Irlandzka wpadka prezydenta w Nowej Zelandii

Do żenady australijskiej z korwetami doszła nowozelandzka. Duda dziękował w Nowej Zelandii władzom i społeczeństwu „irlandzkiemu” za przyjęcie podczas wojny pod opiekę grupy osieroconych polskich dzieci. Pięknie, że dziękował, ale tym bardziej nie powinien był się pomylić, komu dziękuje. Może był zmęczony, może roztargniony, co się mu zdarza, ale głowa państwa takich wpadek nie powinna zaliczać. Wystawiają złe świadectwo i prezydentowi, i jego urzędnikom.

Gorzej, że w tym kontekście Duda nie potrafił przekonująco odpowiedzieć na pytanie o wymierzoną w imigrantów politykę obecnej pisowskiej władzy. Zagraniczny dziennikarz poprosił prezydenta o wyjaśnienie, jak można godzić podziękowania za przyjęcie grupy polskich imigrantów przez Nową Zelandię z antyimigrancką polityką obecnej władzy w Polsce. Prezydent oczywiście zaprzeczył, że Polska prowadzi dziś politykę antyimigrancką, choć wszyscy w Polsce wiemy, że to na hasłach antyimigranckich PiS wygrał wybory.

Prezydent, jak premier Morawiecki, nie ma problemu z mijaniem się z prawdą i uprawieniem polityki „postprawdy”, gdzie tylko opłaca się to im wyborczo. Premier chwalił się ostatnio w Sandomierzu, że negocjował wejście Polski do UE. Poparł szefa sam minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz, który, jak widać, też nie ma problemu z postprawdą.

Podczas wyprawy na antypody prezydent opowiadał androny nowozelandzkiej premier, jak to Polska po wyjściu Brytanii z UE zajmie jej miejsce jako największy i najsilniejszy gospodarczo kraj Unii w grupie nienależącej do strefy euro i dał do zrozumienia, że będziemy robić wtedy świetne interesy z takimi krajami jak Nowa Zelandia. Tymczasem każde dziecko w Europie wie, że być poza tą strefą to dla państw na dorobku, takich jak Polska, nie siedzieć przy jednym z najważniejszych stołów w polityce i gospodarce europejskiej.

Nie bardzo widzę sens – poza autopromocyjnym – tej kosztownej wycieczki krajoznawczej po zerwaniu wstępnej umowy w sprawie zakupu korwet. Pomysł ten pozostaje kontrowersyjny; byłby jakimś uzasadnieniem wizyty, ale został przez premiera storpedowany, co postawiło prezydenta w idiotycznej i upokarzającej sytuacji. Może zresztą o to chodziło ludziom Morawieckiego, by wybić Dudzie z głowy aspiracje do niezależności politycznej od Kaczyńskiego i jego ekipy na Nowogrodzkiej. W klasie politycznej krążą plotki, że między Morawieckim a Dudą potęguje się rywalizacja, bo Kaczyński się waha, czy nie wystawić Morawieckiego na prezydenta w wyborach 2020.