Narodowe pielgrzymki pokoju, a nie nienawiści

W Polsce zaczyna się sezon pielgrzymek religijnych i Kościół zabrał głos na ten temat. Sensownie i po chrześcijańsku, ale z kilku powodów może on zostać zignorowany.

Kto pamięta dokument sprzed roku?
Tak stało się z innym sensownym dokumentem kościelnym o „chrześcijańskim kształcie patriotyzmu”. Przypomniał on rzecz, wydawałoby się, dla wierzących chrześcijan oczywistą, żeby nie mylić agresywnego nacjonalizmu z patriotyzmem. To było ponad rok temu, a niemal w rocznicę ogłoszenia tego dokumentu, w kwietniu 2018 r., doszło do osławionego marszu narodowców na Jasnej Górze. Marsz miał oprawę przypominającą pochody faszystowskie z lat 30. To oznacza, że paulini, gospodarze sanktuarium, zignorowali dokument episkopatu. Bo gdyby wzięli sobie do serc i sumień jego przesłanie, nie wpuściliby takiego marszu.

Obecnie ogłoszony dokument kościelny może czekać podobny los. Zostanie pochwalony i zignorowany. Oto powody:

1. Nie jest to dokument całego episkopatu, tylko jednej z wielu rad przy nim działających. To nie jest najwyższa ranga. Najwyższą rangę w Kościele lokalnym mają dokumenty całego episkopatu. A i tak mogą być ignorowane.

2. Dokument odnosi się tylko do pielgrzymek. A co poza nimi? Czy po sezonie pielgrzymkowym w sanktuariach mowa nienawiści będzie już tolerowana? Czy kazania wygłaszane nie podczas pielgrzymek, tylko na zwykłej mszy niedzielnej mogą wyrażać niechęć do „grup politycznych, społecznych czy etnicznych”?

3. Nie załatwia sprawy księży nacjonalistów. Dokument rady do spraw pielgrzymek jest adresowany do organizatorów i uczestników pielgrzymek, to jasne, lecz to nie załatwia sprawy księży nacjonalistów sympatyzujących z agresywnymi nacjonalistami. Tu powinien zabrać głos cały episkopat.

4. Biskupi wolą nie zadzierać z zakonami. Ale nawet gdyby zabrał ponownie i jasno, ewangelicznie zabronił mieszać agresywny nacjonalizm z wiarą katolicką, to i to u nas prawdopodobnie nie przyniosłoby oczekiwanego pozytywnego efektu.

5. A księża nacjonaliści to zwykle zakonnicy. Tak się składa, że w Kościele w Polsce księża nacjonaliści są zwykle członkami zakonów, a nie księżmi parafialnymi. To daje im dużo większą swobodę działania, a biskupi raczej nie zaryzykują z nimi konfliktu. Dlatego bez większych przeszkód ze strony władz kościelnych, a często i państwowych, mogą u nas rosnąć wpływy polityczne i medialne oraz majątki niektórych zakonów.

6. Kiedy przyjdzie przełom? Przełom przyszedłby dopiero, gdyby biskupi in gremio zaczęli reagować na propagandę nacjonalizmu w Kościele. I gdyby proboszczowie odczytywali z ambon mądre dokumenty episkopatu albo je przynajmniej komentowali w kazaniach, zamiast uprawiać w nich samemu mowę nienawiści i wykluczać kogoś ze wspólnoty według własnego widzimisię. A na to dziś raczej się w Polsce nie zanosi.