„Krok w bok” ministra Szymańskiego

Gdy była premier Szydło żyruje w Sejmie sowite premie i nagrody dla pisowskich dygnitarzy, wiceminister spraw zagranicznych Konrad Szymański bez wahania żyruje wobec UE demontaż demokracji konstytucyjnej w Polsce.

„Należy im się” byłej premierki będzie sporo kosztowało PiS w elektoracie. Ale kosztowna dla Polski może być także wygrana pisowskiej operacji w Brukseli.

Minister Szymański oświadczył, że gotowość obecnego rządu do (kosmetycznych) zmian w ustawach sądowniczych to nie jest „krok w tył”, tylko „krok w bok” (dobrze, że nie „skok w bok”). Mamy to rozumieć tak, że PiS się z niczego nie wycofuje, tylko Unia dorosła politycznie i PiS może urządzić dla Brukseli briefing, żeby lepiej zrozumiała, że w Polsce inaczej być nie może niż tylko tak, jak chce „zjednoczona prawica”.

A zatem, jak sam minister przyznał, nie ma mowy o wycofaniu się z „reform sądownictwa”, natomiast możliwe są „poprawki i korekty”.

Co więcej, mamy, wraz z Unią, uwierzyć, że PiS podporządkowując wymiar sprawiedliwości rządzącym dziś politykom, czyli likwidując fundament demokracji konstytucyjnej, ratuje Polskę, ba!, całą Unię, bo wskazuje jej kierunek na przyszłość. A to jest kierunek na nowy nacjonalizm, który ma zastąpić demokrację liberalną.

Gdy słucha się komentarzy polityków pisowskich do „gestu” w sprawie praworządności, nie można mieć wątpliwości: rząd Morawieckiego, tak samo jak rząd Szydło, prowadzi grę na różnych fortepianach. Jest to gra na zmęczenie Brukseli. I PiS tę grę może wygrać, choć jest to gra zła dla Polski. Na krótką i dłuższą metę.

Wyjęcie z systemu demokratycznego niezawisłości wymiaru sprawiedliwości przewraca całą konstrukcję. Obywatel oskarżony z powodów politycznych nie może liczyć na uczciwy proces. Tak samo jak oskarżony z powodów niepolitycznych, jeśli ma pecha i czymś podpadł komuś, kto ma plecy u pisowskiej władzy.

PiS podsuwa Brukseli preteksty, by zaniechała procedur traktatowych w sprawie praworządności. A to „biała księga”, a to zapowiedź „korekt”. Poprawie wizerunku pisowskiej Warszawy w UE mogą też służyć gesty dyplomatyczne: wydalenie rosyjskich dyplomatów na znak solidarności z Wielką Brytanią, zgłoszenie akcesu do współpracy obronnej (PESCO).

Ale sedno sporu między gremiami unijnymi a rządem pisowskim jest takie samo. Ostatnie gesty Warszawy tego nie zmieniają. Unia może odpocząć, ale nie powinna odpuścić. Polska wciąż jest w UE, ma więc nie tylko prawa, ale i obowiązki europejskie. Jednym z nich jest traktowanie Unii jako partnera i sprzymierzeńca, a nie wroga i idioty.