Grube portfele dygnitarzy prawicy

PiS atakował polityków PO za chciwość i pazerność. Gdy doszedł do władzy, nie ma problemu z wypłacaniem sobie przez ludzi obecnej władzy sowitych premii. Premier Kopacz premii nie wypłacała swoim ministrom ani samej sobie. Premier Szydło wypłaciła sobie 60 tys. złotych, a niektórym swoim ministrom jeszcze wiecej. Z kart służbowych ministrowie Kopacz wydali w sumie dwa mln zł, za „dobrej zmiany” sam tylko resort ministra Macierewicza wydał 15 mln.

Ludzie obecnej władzy wcale się tego nie wstydzą. Jeden z ministrów powiedział publicznie, że czas skończyć z „dziadowaniem”. Za ciężką pracę należy się przecież ciężka kasa. OK, ale czemu nie wstydzili się wcześniej opowiadać o ośmiorniczkach i na tym haśle jechać po władzę? Niech teraz się wytłumaczą przed elektoratem i przestaną stroić w piórka obrońców prostych, biednych ludzi, bo to obłudne i śmieszne.

Każda władza deprawuje, zauważył lord Acton, a władza absolutna deprawuje absolutnie. Rząd „zjednoczonej prawicy” staje przed tym wyzwaniem. Nie tylko w sprawach pogrubiania własnych portfeli. Tam, gdzie dygnitarzom grubną portfele, mości się korupcja. Niech PiS przyjrzy się przyczynom świeżej samorządowej przegranej obozu Orbána. Węgrzy zaczynają mieć dość oligarchii, którą stworzyły i ochraniały rządy Fideszu.

Podobny mechanizm instalowany jest w Polsce. Fundacja FOR Leszka Balcerowicza ogłosiła niedawno raport o kontrrewolucji kadrowej urządzonej przez obóz dobrej zmiany. Wymienia się ludzi na potęgę, zrywając ciągłość instytucjonalną od najwyższego, państwowego szczebla po najniższy, w sektorze publicznym zależnym od rządu.

Posady dostają mierni, bierni, ale lojalni, a nawet po prostu krewni, znajomi i pociotki. Twarde dane są trudno dostępne, ale poczta pantoflowa działa, a nawet w prasie drukowanej czytamy o ekspresowych karierach urzędników niskich szczebli lub osób w ogóle bez żadnego przygotowania i doświadczenia (ich symbolem zostanie na długie lata akolita ministra Macierewicza, p. Misiewicz).

Prawica usypia sama siebie, czytając sondaże poparcia i urządzając sobie wiece i dziękczynne imprezy. Owszem, wielu obywateli nie interesuje polityka bieżąca, łamanie zasad praworządności, ograniczanie wolności słowa i swobód obywatelskich. Ale grube portfele dygnitarzy zwykłych, na co dzień apolitycznych obywateli zawsze interesują. Zwłaszcza w społeczeństwie, w którym zazdrość i zawiść są silne.

I to właśnie na tej pysze i samozadowoleniu władzy, na jej arogancji i korupcji, na zaklinaniu się, że trudno wyżyć z 10-12 tysięcy na miesiąc, może się sparzyć nowa elita boleśniej niż na demontażu porządku konstytucyjnego.