Drastyczna sprawa Aliny D.

Trudno dać wiarę, że to się dzieje. Nawet jeśli jest zgodne z prawem.

W areszcie „wydobywczym” od ponad roku przetrzymywana jest chora na raka prawie 80-letnia matka mężczyzny uwikłanego w tak zwaną warszawską aferę reprywatyzacyjną.

Z relacji prasowej wynika, że aresztantkę przesłuchano dotąd jeden raz, za to nękano na różne sposoby wielokrotnie. Od ponad dwu lat w Polsce władzę ma „zjednoczona prawica”.

W państwie praworządnym człowiek uwięziony nie może być traktowany w taki sposób. Tak traktują więźniów w państwach autorytarnych. Zwłaszcza w sprawach, w których wykorzystuje się wymiar sprawiedliwości przeciwko obywatelom uznanym przez władzę za wrogów politycznych.

Bo jakież tu może być ryzyko? Skoro nikt z aresztowaną nie rozmawia, to albo nie ma o czym, albo jest to środek nacisku na jej oskarżonego syna, albo jedno i drugie.

Czy tak daleko można się posunąć w śledztwie? Czy wolno nękać matkę, by złamać psychicznie i moralnie syna? Czy chcemy, by tak funkcjonował wymiar sprawiedliwości? Kto weźmie odpowiedzialność za ewentualne gwałtowne pogorszenie stanu zdrowie aresztowanej lub, nie daj Boże, jej śmierć?

Jeśli wkrótce aresztantka nie zostanie zwolniona, to jej sprawa będzie kolejnym symbolem „dobrej zmiany” w naszym wymiarze sprawiedliwości. Bo przecież to jakiś sędzia musiał zatwierdzać przedłużanie aresztu. Jakiś prokurator musiał o to wnioskować. Wiedzieli, co czynią. Czy poznamy uzasadnienie przedłużania aresztu?

Ale bulwersuje też, że Naczelna Rada Adwokacka zabrała głos w tej sprawie dopiero po publikacji prasowej. A na stronie Rzecznika Praw Obywatelskich również jak dotąd milczenie. Czyżby obie instytucje mogły o sprawie wcześniej nie wiedzieć? A organizacje społeczne zajmujące się przestrzeganiem praw człowieka w naszym państwie? To się w głowie nie mieści.