Zasłuż na to, o czym marzysz
To hasło z murów paryskiego Maja 1968 r. Nie wystarczy marzyć, trzeba na marzenia zapracować.
W tym roku przypada nie tylko stulecie odrodzenia się państwa polskiego, ale też pięćdziesięciolecie protestów polityczno-społeczno-kulturowych, nazwanych kontrkulturą. Ich apogeum przypadło na rok 1968. Zachód nie będzie obchodził naszego stulecia, ale półwiecze radykalnej kontestacji jak najbardziej.
W naszej części Europy, nazywanej wtedy państwami demokracji ludowej, ten rok też będzie wspominany. Interwencja wojsk Układu Warszawskiego (radzieckiej odpowiedzi na NATO) w Czechosłowacji przekreśliła marzenia o socjalizmie z ludzką twarzą. W Polsce milicyjne zdławienie protestów studenckich w marcu przekreśliło marzenie o wolności słowa i demokratyzacji.
Protestujący Czesi, Słowacy, Polacy, a także garstka odważnych Rosjan na placu Czerwonym sprzeciwiających się zmiażdżeniu czołgami Praskiej Wiosny – wszyscy oni zasłużyli na swe marzenia. Przegrali, ale nie ulegli, podobnie jak uczestnicy polskich zrywów wolnościowych w XIX i XX wieku.
Po dojściu do władzy obozu „dobrej zmiany” nie należy się spodziewać oficjalnych obchodów pięćdziesięciolecia Marca. Ciekawe, czy i jak obchodzić będą rocznicę inwazji sierpniowej Czesi i Słowacy. Ale teraz tak samo ważne jest, jak będą wyglądały nasze obchody stulecia. Czy zjednoczona prawica ich nie zmanipuluje politycznie, zamiast wykorzystać do próby złagodzenia podziałów, do jakich doprowadziła?
Znów nadszedł czas marzeń, na które trzeba sobie zasłużyć.
Komentarze
Nasze obchody stulecia odzyskania niepodległości zostaną wykorzystane do faszerowania społeczeństwa nową wersją historii a,la pis. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że tak będzie.Propagandowa machina ruszy pełną parą aby wmówić społeczeństwu, że ojcami niepodległości byli Piłsudski, Dmowski i bracia Kaczyńscy.
Czy warto świętować 100-lecie darowizny geopolitycznej?
Bo czym w istocie było odzyskanie niepodległości, państwowości;
dotyczyło to wielu narodowośći. Z błahego powodu to wszystko się stało:
monarchie europejskie straciły rozum, zdolność do rządzenia, i nad tym
warto się zastanowić, jak do tego doszło.
Rok 1918, to był taki nasz współczesny program 500 Plus, też darowizna,
też z głupoty rządzących zrobiony.
” W Polsce milicyjne zdławienie protestów studenckich w marcu przekreśliło marzenie o wolności słowa i demokratyzacji.”
Napisał redaktor.
I okazało się, że paryskie hasło z Paryża roku 1968 było słuszne, niezwykle trafne,
piękne. Bo cóż z tego, że dorobiliśmy się roku 1989, widocznie niezasłużenie, bo wolności słowa to mamy tyle co kot napłakał, nie tylko, że nie potrafimy z niej korzystać, ale sami zamykamy sobie „mordę” ma kłódkę. To nawet na blogowisku POLITYKI widać. Konstytucji, prawa, wolności, demokracji — nie potrafimy
uszanować, widocznie, na te wartości nie zasłużyliśmy.
Czego nam brakuje?
Odpowiedź jest bardzo prosta: szlachetności, w tym szlachetnego obyczaju.
A co mamy?
Chamskie zachowania, im wyżej, to jest go więcej, co wyraża się w posługiwaniu
się kłamstwem, brakiem szacunku dla drugiego, mniejszości. Moje, nasze słowo się liczy – coraz częściej – nie tylko w sferach rządowych, parlamentarnych….
Słusznie nas UE upomina. Można mieć do niej pretensje, o wiele rzeczy.
UE szlachetnością się posługuje. Nie wypada jej wprost powiedzieć: jesteście
zwykłymi prostackimi chamami, do tego niedouczonymi. Wasze postępowanie
nawet do budki z piwem nie przystaje, bo tam są lepsze obyczaje,…
Za szybko te luksusy polityczne, obyczajowe, społeczne, technologiczne…
– do nas dotarły. Wszystko wskazuje, że na te dobrodziejstwa sobie jeszcze nie zasłużyliśmy. Właśnie pracą. Darowiznami, nas Zachód rozbestwił.
„To hasło z murów paryskiego Maja 1968” – czy można prosić o źródło?
Bo brzmi nie w duchu.
No i najlepszego!
Na razie trwa „dobra zmiana”. Niemcy w 1933 r. też wierzyli w lepsze czasy.
Przy okazji warto wspomnieć o haniebnym zagrabieniu Zaolzia w roku 1938. Obie te daty (1938, 1968) funkcjonują, jako odrażające przykłady polskiej głupoty politycznej, burzą mit rycerskiego narodu ratującego innych w wojennej potrzebie i tłumaczą w prosty sposób dzisiejsze zidiocenie rządzącej elity. O ile udział w ,,pacyfikacji ” praskiej wiosny można tłumaczyć naciskiem ZSRR, a Jedwabne – inspiracją niemiecką, to Zaolzie jest samodzielnym wykwitem polskiego, sanacyjnego chamstwa, jakże bliskiego dobrej zmianie. Gdybyśmy za wszelką cenę doprowadzili do sojuszu z Czechosłowacją, Hitler miałby duży problem z wywołaniem wojny.
Według danych z połowy listopada 2017 „14 proc. Polaków rozważa wyjazd za granicę „za chlebem”. To prawie 2,8 mln osób.”. Chodzi głównie o ludzi młodych. I chodzi o plany, a nie o marzenia. Jako marzenia należałoby tę liczbę o dwa lub trzy pomnożyć.
To jest podobno duży wzrost w porównaniu do roku ubiegłego mimo tego, że w Polsce powstał w zasadzie rynek pracownika i odnotowuje się ponadprzeciętny wzrost wynagrodzeń.
W Polsce jest ciągle łatwiej wyjechać niż uzyskać wpływ na sprawy publiczne i poczuć się w Polsce jak gospodarz we własnym domu.
Niedługo Polacy zaczną wyjeżdżać nie tylko za dobrą pracą, normalną demokracją i normalnym państwem prawa, ale też po to by zapewnić sobie i swoim dzieciom elementarną obsługę medyczną i edukacyjną.
Z tymi marzeniami to trzeba ostrożnie, bo jak ktoś kiedyś powiedział „mogą się spełnić”. Spełniły się np. marzenia o wolności pracownikom stoczni o paskudnym imieniu Lenina. Są wolni i nie muszą już tyrać. Przy czym stocznia jest tu tylko symbolem wielu innych firm z tradycją, których nie zmogli kolejni okupanci poczynając od Bismarcka i nie zmogła komuna.
„Przegrali, ale nie ulegli, podobnie jak uczestnicy polskich zrywów wolnościowych w XIX i XX wieku.”
Wszystkie polskie zrywy wolnościowe 19 wieku były katastrofą pod każdym względem: politycznym, gospodarczym, społecznym czy nawet kulturowym. Cechowała je śmierć, wywózki na Sybir, emigracja na Zachód najlepszych synów narodu, wywłaszczenia majątków i klasztorów, rusyfikacja szkolnictwa, urzędów, kultury itp.
W 20 wieku udały się powstania śląskie, bo stała za nimi jawna i ukryta pomoc Francuzów, którzy mieli swoje porachunki z Niemcami. No i powstanie wielkopolskie, bo nastąpiło w krótkim okresie pełnego rozkładu i paraliżu Cesarstwa Niemieckiego. O ranach powstania warszawskiego lepiej nie wspominać, bo one trwają jeszcze do dzisiaj.
Ja 100-lecia Niepodległości nie będę świętował, bo w sumie nie ma czego świętować. 50 lat z tego to państwo satelickie bezpośrednio podległe nazistowskim i bolszewickim reżimom. A 92-95 lat z tego to partyjne lub bezpartyjne reżimy w których obywatele i tak nie mieli nic w swoim państwie do powiedzenia.
Jak wprowadzimy normalną demokrację, to po 2-5 latach możemy świętować pierwsze 10-lecie niepodległości (suwerenności) Narodu Polskiego. W dyktaturach naród nie jest suwerenny (niepodległy).
A. Szostkiewicz: „Zasłuż na to, o czym marzysz. To hasło z murów paryskiego Maja 1968”.
Widać z jakiej tradycji Autor się wywodzi. Dawnej twierdził, że z katolicyzmu otwartego, ale okazuje się, że był to neomarksizm.
„Ich apogeum przypadło na rok 1968. Zachód nie będzie obchodził naszego stulecia, ale półwiecze radykalnej kontestacji jak najbardziej”.
Ta radykalna kontestacja była najbardziej antycywilizacyjnym zjawiskiem po 1945 roku, w zasadzie drugą twarzą komunizmu, czego skutki odczuwa się do dnia dzisiejszego. Nic dziwnego, że destrukcyjna cywilizacyjnie Nowa Lewica wzbudzała takiej nadzieje w bloku wschodnim. Barykady na ulicach zachodnich miast, bomby na uniwersytetach, atakowanie „reakcyjnych” wykładowców, to faktycznie pociągająca rzeczywistość, której rocznicę warto obchodzić. Ale proszę nie utożsamiać Zachodu z ekscesami lewicy w 1968, która wkrótce poszła krok dalej w kierunku rewolucyjnej „mokrej roboty” (niemiecka RAF, włoskie Czerwone Brygady).
” …. przekreśliła marzenia o socjalizmie z ludzką twarzą”.
Typowo niemarksistowska dialektyka, ale w końcu komunizm z ludzką twarzą nadal byłby komunizmem, tak jak faszyzm z ludzką twarzą ― faszyzmem.
„Po dojściu do władzy obozu „dobrej zmiany” nie należy się spodziewać oficjalnych obchodów pięćdziesięciolecia Marca”.
Moim zdaniem słusznie, po 50 latach historycy więcej wiedszą na temat genezy marca’68. Był on pokłosiem wcześniejszych o 12 lat porachunków wewnątrz PZPR przeniesionych na kolejne pokolenie.
@Wacław1:
> Z błahego powodu to wszystko się stało:
monarchie europejskie straciły rozum, zdolność do rządzenia, i nad tym
warto się zastanowić, jak do tego doszło.
Literatury jest sporo. Choćby „Lunatycy” Christophera Clarcka, którzy ukazali się na stulecie wybuchu I wojny światowej.
W skrócie — jakie monarchie? I jacy monarchowie? W Zjednoczonym Królestwie monarcha był już bardziej symbolem kraju, niż realnym władcą. Uważający się za „realnych” władcy Rosji, czy Niemiec też byli skrempowani, albo polityką parlamentarną (Niemcy), albo raczej klikami urzędniczymi (Rosja). Jeszcze inna sytuacja była w Austro-Węgrzech, gdzie zresztą premier Węgier, Istvan Tisza, był właściwie jedynym znaczącym politykiem europejskim, który obawiał się eskalacji konfliktu. Inni lekceważyli problemy, lub kalkukowali, że są we względnie dobrej sytuacji (i np., wojna za kilka lat byłaby dla nich większą trudnością), a przede wszystkim mieli się obawiać okazania słabości. (Swoją drogą, to ostatnie przypomina obecny trend, przynajmniej wśród polityków prawicowych.) Dotyczy to nie tylko monarchii, bo także kalkulacji republikańskiej Francji.
Zasadniczo streszczam tezy Clarka (lektura niedawna i świetnie udokumentowana), do których mam pewne zastrzeżenia (bardzo rozgrzesza Niemcy i Austro-Węgry, z lubością krytykuje Serbię, Francję, czy zwłaszcza Rosję, oczywiście w stosunku do klasycznych wyjaśnień), ale które jednak oddają tę „głupotę”.
> Rok 1918, to był taki nasz współczesny program 500 Plus, też darowizna,
też z głupoty rządzących zrobiony.
Hm… W Piotrogrodzie przegłosowano wolność narodów imperium Rosyjskiego w 1917 😉 (Finlandia to wykorzystała.) Więc to nie był jednorazowy akt roku 1918.
Zasadniczo, idee prezydenta Wilsona, odzwierciedlały prąd ideowy, który wówczas panował, a którego początki należałoby liczyć może w 1848… Jednoczesne pragnienie samostanowienia narodowego i demokracji, przy wierze, że kombinacja taka rozładuje napięcia, nienawiści i pozwoli na pokojowe współżycie ludów. (Zapisuję to w wersji pozytywnej, dodać należy już wówczas obecną negatywną formę nacjonalizmu.) Nadzieje te szybko się rozwiały — przykładem była wojna polsko-bolszewicka, dzieje Węgier (z rumuńską okupacją Budapesztu), a zwłaszcza walki grecko-tureckie. W dłuższej perspektywie, dziedzictwem były faszyzm, nazizm i II wojna światowa z Holokaustem.
@Chandra Unyńska:
> Gdybyśmy za wszelką cenę doprowadzili do sojuszu z Czechosłowacją, Hitler miałby duży problem z wywołaniem wojny.
Lubię Czechów i Słowaków. Często bardziej od polityków z Warszawy. Niemniej, wskazałbym, że sam użyłeś sformułowania „za wszelką cenę”. Polskę, Czechosłowację i Słowaków wiele dzieliło.
Najlepsze życzenia z Nowym Rokiem blogowiczom i Pana Adama Szostkiewicza. Myślę, że nie należy się martwić o błędy zjednoczonej prawicy dopóki jest możliwość jej odsunięcia od władzy w drodze nowego aktu wyborczego. Martwmy się o własne błędy, które mogą uniemożliwić odsuniecie od władzy populistów. Jan-Werner Muller w książce: ” Co to jest populizm?” zawarł właśnie taką dobrą radę na „dobre rządy”. – Nie lekceważcie wyborców populistów, uznając ich za godnych pożałowania. Rozmawiajcie z ludźmi z którymi normalnie nie mielibyście kontaktu. Jeśli macie dobre powody, by sądzić, że padli ofiarą niesprawiedliwości, domagajcie się od swego rządu, czy partii, aby tą niesprawiedliwość naprawić. Myślę, że śmierć Igora Stachowiaka na komisariacie była właśnie takim powodem, aby żądać sprawiedliwości zarówno od rządu PiS, jak i od swoich partii w parlamencie. I tutaj popieram opozycję. Opozycja jednak najwyraźniej nie chce wykorzystać okazji do domagania się naprawienia przeszłej i dzisiejszej niesprawiedliwości wobec zwykłych ludzi, lecz traktuje słowo „zwykły” czy też „dobry”, jako epitet. Całkiem niesłusznie! Parafrazując Beatę Szydło chciałoby się więc krzyknąć: Opozycja dokąd zmierzasz?! Nie musisz koniecznie wybierać jedynej opcji: zamieszek ulicznych. Inne opcje są skuteczniejsze.
Chec emigracji wewnetrznej na emigracji – polski fenomen.
Nasze marzenia spełnią sie wtedy, jeśli będziemy dążyć do ich spełnienia.
A pisząc „dążyć” nie mam na myśli leżenia bykiem i rozmyślania o ich spełnieniu, a o pracy (najczęściej ciężkiej) w tym kierunku.
Chandra Unyńska
1 stycznia o godz. 13:33
A gdzie to Zaolzie znajduje się ?
Tereny Górnego Śląska leżące w Rep. Czeskiej, są przed Olzą, a nie za.
A 1938 rok, niestety bracia Czesi pamiętają nam.
Mówią:
Wise men don’t piss against the wind…
i bądź tu mądry.
Dla mnie problemem jest gość ,który ogłosił się patronem obchodów.
Pozycję tego gościa określił niejaki Warchoł ,który niedbale rzucił dziennikarzom
informację ,że poprawki w ustawach, które gościu nagryzmolił w pocie czoła, zrobiły się zgodne w 90% z ustawami ustawami PIS.
Dziennikarze cos tam jeszcze pytali ale Warchołowi nawet nie chciało się gęby otworzyć.
Za mała sprawa.
Dobra-może tak być-zgodził się gościu wbrew deklaracjom z przed kilku godzin i polecił ogłosić jednej starszej pani,że jest git.
Granica została przekroczona i nie zamierzam zatykać nosa.
Nawet nie jest to wskazane.
Można się urządzić nie czując smrodu.
100 rocznica to ważna sprawa ale nie na tyle aby poczuć się jak ścierka (przepraszam za słowo)
udając ,że ten facecik nie ma przeszłości i objawił się w celu uświetnienia uroczystości.
Już się boję obchodów stulecia odzyskania niepodległości, niechybnie całorocznych.
Pisielce będą nadmuchiwać balony patriotyzmu aż się nam dumnej i wielkiej Polski odechce.
Jak to leciało u Tuwima? „Niech wiosną wiosnę, nie Polskę zobaczę”? Czy jakoś tak.
Pan jest tak prawicowo uprzedzony, że nie potrafi nawet sprawdzić faktów, a wypowiada się pan na temat moich poglądów. W 1968 r. byłem uczniem II klasy liceum i to w prowincjonalnym mieście. Jeśli już wywodzę się z jakiejś tradycji to z tradycji pierwszej Solidarności, opozycji demokratycznej i, tak jest, katolicyzmu soborowego. Nic pan nie wie, ale insynuuje. O wydarzeniach 1968 roku pisałem krytycznie: w tej części gdzie ocieraly się one o radykalnie lewicowy terroryzm i apologię komunizmu sowieckiego, chińskiego czy wietnamskiego.A pańskie wywody o Marcu są kalką propagandy moczarowskiej.
@Chandra Unyńska
1 stycznia o godz. 13:33
Dobry polski historyk odpowie Ci, że ,,perfidni Czesi gdy My w śmiertelnym boju z bolszewicką nawałą broniliśmy ostatkiem sił cywilizacji zachodniej oni zajęli nasze Zaolzie więc…”.
I tak można by ciągnąć przynajmniej do Bolesława Chrobrego.
To różni historię od polityki historycznej: inteligentny człowiek będzie znał te fakty ale nie będzie z nich robił wyliczanek
@Torfo Srossi
Mówią:
Wise men don’t piss against the wind…
i bądź tu mądry.
Caro Torfo, (excuse the presumption regarding salutation which carries distinct Italian flavour)
Wracajac do poprzedniego postu , nigdy nie przypuszczalem, ze tak malo znaczacy incydent jak osuniecie sie na krzesle moze spowodowac az tak wyczerpujaca odpowiedz. Jestem tym bardzo mile zaskoczony. Doceniam tez wysilek wlozony w informacje na temat postaci na obrazie Holbeina Mlodszego, szczegolnie w odniesieniu do ich wieku. No i oczywiscie nie sposob pominac pieknego poematu John’a Donne’a . Nie ma to jednak jak oryginal, ktory bije na glowe tlumaczenie. Dla mnie J. Donne kojarzy sie bardziej z wysunieta przez niego teza „no man is an island”, z ktora calkowicie sie nie zgadzam. Ale nie jest to miejsce do tego typu dyskusji.
Wracajac do twojego wpisu na temat rozterek duchowych zwiazanych z ostrzezeniem ze strony medrcow wzgledem tragicznych skutkow oddawania moczu pod wiatr uwazam, ze nie jest to w zasadzie problem czysto filozoficzny. Gdyby madrosc polegala na wlasciwym usytuowaniu strumienia uryny w odniesieniu do warunkow atmosferycznych, swiat zapewne wygladalby, moze niekoniecznie lepiej, ale zapewne zupelnie inaczej. So, feeling the urge and with a sapient sigh, I turn my gaze towards the weathercock in a desperate search for guidance as to which way I should point my flaccid appendage in search of eternal wisdom.
Raz jeszcze dzieki za fajny wpis z poprzedniego postu.
To Lechoń, nie Tuwim
@handzia55
1 stycznia o godz. 9:32
Droga Pani/Panie, nie będę Pani/Pana odsyłac do szkoły, która obecnie jest na załosnym poziomie, ale przynajmniej proszę się doszkolić przeczytawszy jakąś książke na interesujący nas temat. Nie jestem fanka Piłsudskiego, ale proszę przyjąć do wiadomości, ze jego działalność po 1918 roku pozwoliła na okrzepniecie państwa w jego granicach wywalczonych z bronia w reku, Romanowi Dmowskiemu jak najbardziej zawdzięczamy reaktywację niepodległej Polski na arenie międzynarodowej, a panów Kaczyńskich w 1918 roku jeszcze nie było na swiecie. Wstyd wypisywać takie rzeczy
„Pracy i chleba”-kiedyś a teraz „chcemy więcej pieniędzy”.Reszta to idee i doktryny żebyśmy mieli o czym dyskutować i pisać.Do momentu do którego gospodarka w Europie i na świecie będzie w miarę stabilna będzie równowaga i spokój w świecie zachodnim.Wszystkiego najlepszego w nowym roku.
Sorry, pomylili mi się skamandryci.
Do siego roku!
Adam Szostkiewicz
1 stycznia o godz. 23:32
„W 1968 r. byłem uczniem II klasy liceum i to w prowincjonalnym mieście.”
Panie redaktorze, coś tu nie gra. W lipcu 1968 roku zdałem egzamin wstępny do 1-szej klasy liceum ogólnokształcącego w Katowicach. I należałem do pierwszego rocznika, który tak liczył klasy licealne. Moi koledzy z rocznika 1952 zaliczyli 7-mio klasową podstawówkę i w liceum chodzili do klas 8, 9, 10 i 11-ta, po której mieli maturę. Dopiero mój 1953 rocznik zaliczał klasy 1-4 liceum.
Rok 1968 to był ciekawy rok. Na katowickim rynku w marcu 68′ milicja ganiała się ze studentami i starszymi licealistami. A potem kilku kolegów o żydowskim pochodzeniu, choć super-polskich nazwiskach dostało jednorazowe dokumenty podróży i opuściło Polskę. Wylądowali różnie; Szwecja, Austria, Niemcy, a potem Izrael. Do końca PRL-u żaden nie pokazał się na starych śmieciach. Inni obywatele nadal tylko mogli pomarzyć o paszporcie. Aż do czasów Gierka, który sprzedał część Ślązaków za zachodnie marki. Smutne, choć wspomina się wspaniale.
@Wacław1
Pan napisal:
„Konstytucji, prawa, wolności, demokracji — nie potrafimy uszanować, widocznie, na te wartości nie zasłużyliśmy. Czego nam brakuje?
Odpowiedź jest bardzo prosta: szlachetności, w tym szlachetnego obyczaju.”
Ja patrze na to z tej strony:
Rydzyk – Jan Pawel II
Waszczykowski – Wladyslaw Bartoszewicz
Krystyna Pawlowicz – Kamila Gasiuk-Fihowicz
Czarnecki – Roza Thun
Duda – Tusk
Pawel Lisicki – Blumsztajn
Jędraszewski – Boniecki
Jaki – Trzaskowski
Marco Rossi – … 🙂
Wiec pytanie nie powinni byc „Czego nam brakuje?” tylko „co im brakuje”. A „oni” to PiS, AfD, Lega Norte, Le Pen, FPÖ itd itd
„Władysław Bartoszewski” oczywiscie, przepraszam…
Il mio unico in questo forum Abory…
Pierwotnie miało być:
Mio, tu solo Abory,
ale uznałem, w olśnieniu, że to zbyt pospieszne i niepolityczne.
Jeśli sprawiłem ci choć maleńką frajdę swoim „composition”, to nie jest źle i warto pisać tu i tam bez wzgledu na lejącą się wypocinę nadlicznych, odpychajacych besserwisserów i plugawych forumowych śledczych („widać z jakiej tradycji Autor się wywodzi…”).
Co do JD i jego „No Man Is An Island” chętnie bym pogaworzył, ale okoliczności, jak sam zauważasz, nie sprzyjają… a jest o czym myśleć:
…
A part of the main.
…
Any man’s death diminishes me,
Because I am involved in mankind,
And therefore never send to know for whom the bell tolls;
It tolls for thee.
Podziwiam twój fenomenalny zarys – ledwie jedno zdanie – egzegezy mądrości ludowej o wietrze i moczu.
Ująłeś mnie również swą desperacja w poszukiwaniu „eternal wisdom” – gotowością oddania się wskazaniom Róży Wiatrów (Wind Rose).
Nieco zasmuciłeś mnie tym niby-appendidżem…
Myślę sobie, że przemawia przez ciebie przesadna skromność, no chyba że to tylko taktyka.
Mauro Rossi
1 stycznia o godz. 20:47
Nie wie, ze brak „Marca” 68″ w Polsce analogicznie do wydarzen w Paryzu i F/M opoznil rozwoj Polski przynajmnie o pokolenie.
Polski „Marzec 68” w wydaniu moczarowskim opoznil nasz rozwoj o dalsze pokolenie.
Piszac oba zdania zdawalem sobie sprawe z bledow niektorych frakcji promoskiewskich filozofow. MR nie wie zapewne, ze wiekszosc z nich porzucila poprzednie zadania.
MR jak rowniez jego pisowani pryncypalowie nie zna Europy, ba nie potrafi jej zrozumiec.
…Moim zdaniem słusznie, po 50 latach historycy więcej wiedszą na temat genezy marca’68. Był on pokłosiem wcześniejszych o 12 lat porachunków wewnątrz PZPR przeniesionych na kolejne pokolenie….
Rosi Mauro Rossi. Dziwne, ja to wiedzialem w marcu 68 stojac na Elektoralnej, zreszta krotko, bo przestraszylem sie milicjantow z psami i pistoletamni maszynowymi.
Pamietam haslo APO cytujace Che. Mauro sie ucieszy……
Pamietam haslo; il est interdit d’interdire. Pamietam skostnienie Sorbony i postepowych mistrzow w Nanterre, Mauro sie zamartwi.
Odchody 100-lecia… (literówka celowa).
Apoteoza piłsudczyzny (w domyśle: polskiej wersji idei wodzowskiej, do której wracamy dziś), podlana brunatno-błekitnym sosem narodowo-katolickim, gdzie prym będą wiedli nacjonal-onaniści z kibolki i ONR wraz z tym debilem na steroidach Kowalskim.
Enjoy !
ThomasZNiemiec 2 stycznia o godz. 12:26
Ja patrze na to z tej strony:
Rydzyk – Jan Pawel II
Waszczykowski – Wladyslaw Bartoszewicz
Krystyna Pawlowicz – Kamila Gasiuk-Fihowicz
Czarnecki – Roza Thun
Duda – Tusk
Pawel Lisicki – Blumsztajn
Jędraszewski – Boniecki
Jaki – Trzaskowski
Marco Rossi – …
==========================
To są zdarzenia do sporządzenia wykresu rozkładu normalnego – cechy jaką
nam bozia daje, już przy urodzeniu, nazywanej szlachetnością. Ci po lewej stronie mają szlechetność na (-) a ci po prawej na (+). Szlachetność się nabywa,
nie można jej się wyuczyć, kupić….
Ludzie dzielą się, również szlachetnością: cham glnie do chama, i odwrotnie….
Ludzi z pisu do wysokiej moralności i etyki nie przekonasz. Takimi się urodzili,
i takimi umrą. I musimy się z tym pogodzić.
Biologia tym rządzi. Ta kwantowa. Na obecnym etapie operujemy w swoich rozważaniach biologią biochemiczną, na poziomie fizyki, mechaniki Newtona.
@Adam Szostkiewicz, @Mauro Rossi
Marzec ’68 był wywołany w istocie przez walki frakcyjne w łonie PZPR. I propaganda komunistyczna (moczarowsko-gomułkowska) przeciw uczestnikom tej tezie nie przeczy. Ja uważam tak samo, natomiast w odróżnieniu od Gontarza czy innego Kura twierdzę, że obie strony tej dintojry były siebie warte. Wystarczy przeczytać list Kuronia i Modzelewskiego do Partii – niesłusznie zapomniany tekst będący czerwieńszy i bardziej sowiecki od ówczesnego KC. Jedni warci drugich.
Osobną sprawą były motywacje szeregowych uczestników – tych z bloków a nie z Alei Przyjaciół. Niektórzy na pewno mogli myśleć, że to w sprawie Polski a nie naprawy sowietyzmu.
Straszak: ,,powielasz propagandę marcową” nie działa. Bo obie strony były obrzydliwe. Dobrze, że to krwią nie spłynęło, co na pewno było celem tej prowokacji. Krew popłynęła dwa lata później.
@Adam Szostkiewicz:
Co do maja ’68 we Francji czy USA to nie mogę wyjść ze zdumienia, jak można cokolwiek z tego nieszczęścia sterowanego przez moskiewską agenturę przywoływać w jakimkolwiek pozytywnym kontekście.
@Waclaw1
Teraz juz sie zgdzam bo Pan juz nie napisal pierwsza osoba liczba mnoga tylko trzecia osoba liczba mnoga – a to lepiej a o to mi chodzilo
„Takimi się urodzili, i takimi umrą.”
Mysle ze lepiej mowic „oni” a nie „my” bo podzielic ludzi wedlug narodowosci jest watpliwe bo tak naprawde sa wszedzie ci jak np. na moim liscie z lewiej strony, a ci ktorzy sa szlachetni (ci z prawiej strony).
zak1953 2 stycznia o godz. 11:25
Matura w 1965 roku w 11 klasie. A od 2 czy 3 podstawowki bez mózgotrzepu zwanego religia.
A do Zakopanego na święta i Nowy Rok udał się nowy, wyhodowany przez waaadzę typ obywatela : homo pińcetus.
Dobranoc.
@kalina
Pisząc ten skrytykowany post, chciałam pokazać karykaturalną wersję historii jaką nam teraz serwuje „dobra zmiana”. Zakłamywanie historii przerabialiśmy w minionej epoce i dlatego tak bardzo mnie rażą pisowskie próby pisania historii na nowo. Z okazji 100 rocznicy odzyskania niepodległości, nie jedną historyczno-propagandową bzdurę nam zaserwują, a ciemny lud to łyknie. To i tylko to miałam na myśli.
@eryko
Można, jeśli się chce. Moskiewska agentura nie wszystko tłumaczy.
To nie jest straszak, to jest prawda, której się nie da zakrzyczeć prawicowym dwójmyśleniem
@Adam Szostkiewicz:
,,Można, jeśli się chce. Moskiewska agentura nie wszystko tłumaczy.”
Toteż ja nie mówię, że wszystko tłumaczy. Ale pozytywnego w tych rewoltach sytych dzieci, niszczących cywilizację, która dała im dobrobyt i niszczących swoje ciała narkotykami nie było niczego dobrego. A agentura spod znaku ,,aktiwnych mieroprijatij” KGB była czynna.
Niech pan wyjdzie z prawicowej dulszczyzny, chyba był pan kiedyś młody. To był bunt przede wszystkim kulturowy. Zmienił zachodnie społeczeństwa. W Polsce też działał i nie gromadził wcale nie dzieci sytych, tylko wykluczonych przez PRLowski oficjalny purytanizm. Wystarczyło się wybrać na jeden zlot, żeby zrozumieć, że żadna agentura nie miała z tym nic wspólnego. Wydał wielu liderów kultury popularnej, pisarzy,,poetów, reżyserów filmowych (nie oglądał pan Hair ani East Rider?) polityki i biznesu (np. Bronson). Polecam lekturę Lotu nad kukułczym gniazdem i Zieleni się Ameryka, a z literatury polskiej Dróg Kontrkultury prof Jawłowskiej.
I thought I would remind all bloggers of the halcyon days…. Enjoy. Wysluchalem do konca zmienianac trzy pampersy ze smiechu.
https://www.youtube.com/watch?v=S1NnuPHuHJA&feature=youtu.be
@Kalina Droga Pani, To, że panowie Kaczyńscy urodzili się trochę za późno nie umniejsza ich wkładu w odzyskanie przez Polskę niepodległości. Rozumiem, że zwalcza Pani PIS, ale używanie w tym celu daty czyjegoś urodzenia jest nie do zaakceptowania. To tak jak odbieranie młodym działaczom PIS ich udziału w obaleniu komunizmu ze względu na to, że urodzili się po 1989 roku. Tak się nie godzi!
A „praska wiosna” 1968?
Interesujące opinie o marcu ’68 z 1981roku:
http://otwarta.org/wp-content/uploads/2011/11/Marzec-68-lekki.pdf
Geneza wg IPN:
„Marzec ’68 był wydarzeniem wielowątkowym. W przeciągu kilku tygodni splotło się ze sobą kilka niezależnych, często zupełnie odmiennych zjawisk. Stąd też mówiąc o genezie Marca wspomnieć należy o szeregu różnorodnych procesów.
Niewątpliwie podglebiem dla protestu młodzieży było narastające niezadowolenie i rozczarowanie polityką ekipy Władysława Gomułki. „Wiesław”, jak popularnie o nim mówiono, bardzo szybko rozpoczął proces odchodzenia od zmian i reform, wywalczonych przez społeczeństwo jesienią 1956 r. Najpierw ograniczono swobodę wypowiedzi, ponownie nałożono kaganiec prasie, zlikwidowano wiele niezależnych inicjatyw. Następnie przyszedł czas na wznowienie walki z Kościołem oraz represji politycznych. Wreszcie, począwszy od 1960 r., systematycznie pogarszała się sytuacja gospodarcza.
Politykę Gomułki szczególnie dotkliwie odczuwała inteligencja. Narastające represje, nasilenie cenzury, ograniczenia w nakładach na kulturę i naukę doprowadziły od otwartego protestu intelektualistów, jakim stał się List 34 z marca 1964 r. W konsekwencji przyniósł on dalsze nasilenie represji. Jesienią 1966 r., po wykluczeniu z PZPR Leszka Kołakowskiego, czerwone legitymacje złożyła grupa dotychczasowych intelektualistów partyjnych, rozpoczynając swoją ewolucję w kierunku postaw opozycyjnych. Nastroje krytyczne wobec polityki kulturalnej partii pogłębiła sprawa zdjęcia z afisza „Dziadów”.
Jednym z najtrudniejszych do opisania elementów wydarzeń marcowych jest wewnętrzna rozgrywka w łonie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, związana z rywalizacją o władzę. Miała ona związek z ukształtowaniem się wewnątrz PZPR frakcji, mogących stanowić potencjalne zagrożenie dla Gomułki. Pierwsza z nich, określana mianem „partyzantów”, skupiała się wokół ministra spraw wewnętrznych (od 1964 r., wcześniej wiceministra) gen. Mieczysława Moczara. Jej nazwa wzięła się stąd, iż Moczar odwoływał się do tradycji walki partyzanckiej w szeregach komunistycznej Gwardii Ludowej, jako spoiwa łączącego go z jego zwolennikami. Należy jednak pamiętać, iż w realiach państwa komunistycznego nie możemy mówić o zorganizowanych grupach wewnątrz partii, a raczej o koteriach, toczących zakulisowe zmagania o wpływy. Niewątpliwie Moczar próbował wykorzystać Marzec dla własnych celów, nie znaczy to jednak, iż sam go sprowokował. Drugą, jeszcze mniej sformalizowaną grupę tworzyli zwolennicy Edwarda Gierka, wówczas I sekretarza KW PZPR w Katowicach, zwani niekiedy „technokratami”.
W marcu 1968 r. jednym z głównych wątków propagandy była tak zwana kampania „antysyjonistyczna”, skierowana przeciwko państwu Izrael i sympatykom w PRL, w rzeczywistości częstokroć przybierająca otwarcie antysemicki charakter. Do połowy lat 60. stosunek władz komunistycznych do Żydów nie odbiegał od traktowania innych narodowości. Sytuacja zmieniła się po wybuchu wojny sześciodniowej 5 czerwca 1967 r. PRL na polecenie Moskwy zerwała stosunki dyplomatyczne z Izraelem, rozpętano również antyizraelską kampanię propagandową. Po przemówieniu Władysłąwa Gomułki, który 19 czerwca 1967 r. nazwał polskich Żydów „V kolumną”, w aparacie partyjnym, Służbie Bezpieczeństwa i wojsku rozpoczęła się antysemicka czystka. Jesienią 1967 r. rozpętano kampanię propagandową wokół Wielkiej Encyklopedii Powszechnej. Pretekstem do nagonki i usunięcia z pracy sporej grupy osób (przeważnie pochodzenia żydowskiego) było rzekomo nieprawidłowe sformułowanie hasła „obozy zagłady”. Autorów oskarżano o umniejszenie w nim martyrologii narodu żydowskiego.
Głównym (i oczywiście najważniejszym) nurtem Marca były protesty młodzieży. Dla ich genezy najważniejsze wydaje się być sformowanie w połowie lat 60. wśród studentów Uniwersytetu Warszawskiego grupy tak zwanych „komandosów”. Nazwę tą nadano im ze względu na sposób działania – niespodziewane pojawianie się na oficjalnych zebraniach, podczas których wdawali się w dyskusję i zadawali prelegentom „niewygodne” pytania. Liderem środowiska była Adam Michnik, a jego patronami więzieni od 1965 r. Jacek Kuroń i Karol Modzelewski. Za akcję w ich obronie kilka osób ze środowiska komandosów jesienią 1965 r. po raz pierwszy stanęło przed sądem dyscyplinarnym. Środowisko to było inicjatorem spotkania w 10. rocznicę wydarzeń Października ’56, po którym z PZPR usunięto Leszka Kołakowskiego, co z kolei spowodowało wspomnianą wyżej akcję solidarnościową partyjnych intelektualistów. Wypowiedź Michnika w trakcie dyskusji stała się z kolei pretekstem do kolejnej próby usunięcia go ze studiów, co spowodowało masową akcję w jego obronie. Juz przed Marcem komandosi byli więc środowiskiem zwartym (aczkolwiek złożonym z kilku grup), sprawnym i posiadającym doświadczenie w organizowaniu akcji protestacyjnych. Warto jednak pamiętać, iż nie byli jedyną tego typu grupą (aczkolwiek niewątpliwie najważniejszą) działającą na UW. W innych ośrodkach nie ukształtowały się podobne środowiska, aczkolwiek pamiętać należy, iż istniały drobne grupki konspiracyjne (częściej złożone z uczniów, niż studentów), z których największe znaczenie i ogólnopolski charakter posiadała organizacja „Ruch”.” ŁK
„Polski kalendarz: Marzec ’68
W polskim historycznym kalendarzu Marzec, jak wiadomo, przypada po Październiku, a poprzedza Grudzień, czyli 1968 r. następuje po 1956 r. i zapowiada 1970 r. Czym były tamte wiosenne wydarzenia, po których nic już nie było takie jak przedtem?
Między dwiema granicznymi datami, 1956 r. i 1970 r., rozciągnęła się dekada Władysława Gomułki. Czyli Polska siermiężnego socjalizmu, w której się „żyło za te polskie dwa tysiące” (jak to ujęła Agnieszka Osiecka), mieszkało w mieszkaniach ze ślepymi kuchniami, marzyło o szynce i dżinsach, słuchało na tranzystorach Radia Luksemburg, a także Gomułki właśnie, który krzyczał na kardynała Stefana Wyszyńskiego, na Leszka Kołakowskiego i innych rewizjonistów. Nie tylko krzyczał, także wsadzał do więzienia. W ciągu tych 14 lat rządzenia przeszedł długą drogę – od intronizacyjnego przemówienia w październiku 1956 r., gdy jako nowy I sekretarz KC PZPR mówił, że robotnicy, gdy wychodzą na ulice, zawsze mają rację – do grudnia 1970 r., kiedy kazał strzelać do robotników, bo wyszli na ulice. Po drodze był marzec 1968 r., który skupił w sobie zarówno znaki głębokiego kryzysu, w jaki wszedł system polityczny personifikowany przez Gomułkę, jak też zapowiedzi wielu procesów, które już wyłaniały się z przyszłości, tej najbliższej, ale i dalszej, chyba nawet tej dzisiejszej. Nie tylko dlatego, że uczestnicy Marca są nadal obecni w naszym życiu publicznym, ale także dlatego, że wiele fantomów i okrzyków z wiosny 1968 r. ciągle widać i słychać dookoła.
Marzec ’68 odkrywał głębokie konflikty i rozczarowania społeczne, ujawnił też siłę oporu społecznego i istnienie młodego pokolenia, które zaczęło głośno mówić swoim głosem. Ale przede wszystkim pokazał antysemityzm; on niejako przesłonił wszystkie pozostałe treści Marca.
Antysemityzm w 1968 r. nie wziął się znikąd. Syndrom antysemicki ma w Polsce długą historię, daleko sięgającą w przeszłość, grubo przed 1939, 1941 i 1946 r., i miał wiele wcieleń, w tym także tragicznych i niezwykle, boleśnie wstydliwych. Dzisiejsza dyskusja wokół książki „Strach” Jana Tomasza Grossa stawia przed Polakami lustro, w którym wszyscy musimy się przejrzeć, nawet jeśli niektórzy twierdzą, że jest to lustro mocno wykrzywione. Ale ono stoi i wiele w nim widać. Nawet jeśli w 1968 r. antysemityzm był cynicznie wykorzystywany do gry politycznej przez część aparatu władzy przede wszystkim przeciwko innej części tego aparatu, to znalazł on wsparcie także w innych środowiskach.
Pamiętam, jak w maju tamtego roku, jako student II roku historii, w ramach tak zwanego objazdu naukowego, znalazłem się wraz z kolegami w małym miasteczku północno-wschodniej Polski i tam na rynku przywitano nas okrzykiem: O, Żydy przyjechały. A my po prostu wysiedliśmy z autokaru, na którego boku widniał napis: Uniwersytet Warszawski. I pamiętam, jak przedwojenny jeszcze dziennikarz i bojownik narodowy Klaudiusz Hrabyk nagle uaktywnił się w marcowej prasie PAX, szczęśliwy, że oto wreszcie komuniści zrealizowali stary program Romana Dmowskiego. Już razem z Rosją prowadzą politykę antyniemiecką, już zapewnili Polsce panowanie nad kresami zachodnimi i wreszcie przeszli do budowy państwa polskiego całkowicie jednonarodowego. Tak oto – dopowiedzmy – komuniści zrealizowali znane przedwojenne hasło: Żydzi na Madagaskar. Ze stacją przesiadkową w Wiedniu.”(…)
WW 2008
cdn
cd 1
„Żydy i Chamy
Marzec ’68 był swoistym epilogiem antysemityzmu partyjnego, już w 1956 r. obecnego w walce o władzę, choć jeszcze nie przebił się spektakularnie do opinii publicznej, mimo że był tematem wielu odwilżowych publikacji (najbardziej znana to Leszka Kołakowskiego „Antysemici – pięć tez nienowych i przestroga” z maja 1956 r.). Witold Jedlicki pisząc na emigracji po kilku latach o tej walce między dwiema ścierającymi się grupami użył nawet pary określeń: Żydy i Chamy (obok innych: puławianie – natolińczycy, rewizjoniści – dogmatycy) i scharakteryzował używany przez tych drugich syndrom antyinteligencko-antysemicki, którym tłumaczono błędy i wypaczenia minionego okresu i przy pomocy którego próbowano realizować twardą politykę wyjścia z kryzysu.
Jeden z przywódców tej grupy, Zenon Nowak, na zamkniętym posiedzeniu plenum KC w lipcu 1956 r. wręcz mówił o potrzebie „rozrzedzenia” instytucji i urzędów państwa, w których zagęścili się towarzysze „wiadomego pochodzenia”. Na samych szczytach zawrzało, ale jeszcze jakoś udało się utrzymać ten syndrom na uwięzi, pod przykrywką, gdyż do władzy doszedł Władysław Gomułka, który w tej akurat walce nie musiał uczestniczyć. Był wolny od win i błędów minionego okresu, bo po prostu najpierw siedział w więzieniu, a potem jako osoba prywatna w swoim mieszkaniu na Saskiej Kępie w Warszawie.
Ale potem, gdy coraz dalej odchodził od idei Października ’56, w swojej polityce kadrowej w sposób naturalny i zgodnie z przyjętą logiką sięgał właśnie po towarzyszy, którzy zawsze zwalczali w partii tak zwanych liberałów, rewizjonistów i demokratów. „Tak czy owak, Zenon Nowak” – komentowano kolejne awanse i mocną pozycję w elicie władzy Władysława Gomułki prominentnego lidera Natolina.
Wrzodu więc nie przecięto, przeciwnie, nabrzmiewał on i to, co mówiono w 1956 r., znalazło swoją kontynuację nie tylko w słowach, ale także w konkretnej polityce. I, co charakterystyczne, nie tylko w wydaniu i wykonaniu działaczy, którzy wywodzili się ze starych jeszcze szkół i doświadczeń, przedwojennych i okupacyjnych, i którzy aktywnie uczestniczyli w przełomie 1956 r., ale także wśród nowego pokolenia aktywistów, którzy w aparacie znaleźli się już po Październiku. To oni często będą najbardziej agresywni w Marcu i to oni wyniosą w sumie największe korzyści z hecy, w której wzięli udział, będą widoczni w polityce właściwie do końca trwania PRL, często na bardzo eksponowanych stanowiskach.
Stało się tak dlatego, że jeśli po każdym przełomie (w 1956, 1970 i 1980 r.) dochodziło do zmiany przywództwa partyjnego i nieraz daleko sięgających zmian w sposobie rządzenia, to w 1968 r. takiej rewolucji nie było. Gomułka rządził nadal, przesunięcia na górze miały oczywiście miejsce (dotknęły one przede wszystkim polityków atakowanych w Marcu, karierę zakończyli na przykład Edward Ochab i Adam Rapacki), ale właściwie przez następne 20 lat żadnego rozliczenia za Marzec i politycznego remanentu w partii nie było.
Nic dziwnego, jeśli uwzględni się fakt, że Marzec niezwykle pomógł w karierze zarówno Edwardowi Gierkowi, jak i Wojciechowi Jaruzelskiemu. Dopiero w 1988 r., w dwudziestą rocznicę wydarzeń marcowych, dopuszczono do druku, nie bez oporów, pierwsze publikacje prasowe próbujące podjąć temat, między innymi na łamach „Polityki” (Zbysław Rykowski i Wiesław Władyka, „Marzec ’68”). Notabene artykuł w „Polityce” był dyskutowany na posiedzeniu Biura Politycznego, na którym spotkał się z atakiem Janusza Kubasiewicza, I sekretarza Warszawy, którego odpowiednimi rezolucjami, potępiającymi autorów artykułu, wsparł tzw. aktyw warszawski oraz 600 członków Związku Bojowników o Wolność i Demokrację. To bardzo znamienne, jako że w Marcu ’68 i aktyw warszawski, i ZBoWiD to były środowiska, które należały do najbardziej aktywnych w organizowaniu nagonki antysemickiej. Minęło 20 lat, a duch walki nie wygasał.” (…)
WW 2008
cdn
cd. 2
„Walka na górze i w kulturze
Detonacja nastąpiła 8 marca. Gdy zebrani pod Biblioteką Uniwersytetu Warszawskiego studenci protestowali przeciwko usunięciu z uczelni dwóch ich kolegów, Adama Michnika i Henryka Szlajfera, oraz przeciwko zdjęciu inscenizacji „Dziadów” ze sceny Teatru Narodowego, na teren UW najpierw wkroczył tzw. aktyw robotniczy, potem milicja. Zaczęło się bicie, kontynuowane następnego dnia po wiecu na Politechnice Warszawskiej, później w innych miastach i w innych uczelniach.
Nie przypadkiem zaczęło się od Uniwersytetu w Warszawie, gdzie od kilku już lat narastał opór studentów wobec polityki Gomułki, gdzie uformowało się środowisko tzw. komandosów, świadomie poszukujące wyższych ideowych sensów w rzeczywistości coraz bardziej ich pozbawionej (patrz artykuł prof. Andrzeja Friszke „Desant komandosów” w „Pomocniku Historycznym”, dodatku do POLITYKI 8). To pozwoli marcowej propagandzie skupić swoją nienawiść na studentach, którzy, jak pisano, często wywodząc się z uprzywilejowanych domów elity władzy oderwali się od prawdziwego życia, nie znają problemów ludzi pracy i w głowach się im poprzewracało. Karierę robi określenie: bananowa młodzież, jeden z wynalazków językowych Marca.
Brutalne pobicie studentów, natychmiast uruchomiona masowa propaganda, wdrożone dymisje i zwolnienia z pracy, tzw. rozrachunkowe zebrania w wielu instytucjach, aresztowania, wywleczone z archiwów milicyjnych śledcze materiały – wszystko wskazywało na to, że akcja była przygotowana i realizowana wedle przyjętego scenariusza. Zakładał on uruchomienie takich procesów, które byłyby już nieodwracalne, wytworzenie stanu faktycznego i ideowego, którego konsekwencją byłyby zasadnicze zmiany w całej strukturze władzy. Do góry poszłyby zatem kadry nowe, młodsze, a też te, które były powiązane różnymi nićmi z głównym ośrodkiem rozprowadzającym tę całą awanturę, skupionym wokół Mieczysława Moczara, ministra spraw wewnętrznych i prezesa ZBoWiD. Jej ofiarą, prędzej czy później, miał być oczywiście sam Władysław Gomułka i jego najbliższe polityczne otoczenie, chyba że ktoś wcześniej się połapał, o co chodzi i zdążył doszlusować do obozu natarcia i zmian, jak choćby Walery Namiotkiewicz, przez wiele lat osobisty sekretarz Wiesława (partyjny pseudonim Gomułki).
Aparat partyjny już nie chciał Gomułki, który z każdym rokiem zdawał się coraz bardziej mumifikować politykę wedle norm i kryteriów przyjętych na początku swojego rządzenia. Moczar zdawał się dawać nadzieję na jakiś ruch – przynajmniej na ruch w awansach – i na zmianę treści w polityce, na co miał pomysł. Był to pomysł na swoisty socjalizm narodowy w odróżnieniu od tego, który został przeniesiony do Polski przez „towarzyszy w szarych szynelach”, czyli, krótko mówiąc, przez wysłanników Stalina. A ci, jak wiadomo, jakże często byli „wiadomego pochodzenia”.
Moczar przy pomocy całego frontu kombatanckiego (zwanego ruchem partyzanckim), skupionego wokół Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, do którego ochoczo zapisało się wielu pisarzy, reżyserów, dziennikarzy i naukowców, rozwijał ideologię krajowego, patriotycznego socjalizmu, zapraszał do współpracy byłych akowców, wydał wojnę tzw. szydercom, za których uchodzili między innymi Sławomir Mrożek i Andrzej Wajda, jakoby kpiący z historii Polski. W ten kod walki z szydercami wpisywali się i publicysta Zbigniew Załuski, zwany galopującym pułkownikiem, i pisarz Andrzej Brycht, i wielu innych. Ta kampania trwała przez kilka lat poprzedzających Marzec ’68 i pozostawiła po sobie obszerną bibliotekę (a w niej na widocznym miejscu książkę „Barwy walki” autorstwa – co do tego akurat były wątpliwości, gdyż plotka mówiła o Wojciechu Żukrowskim jako o rzeczywistym autorze – samego Mieczysława Moczara) i filmotekę.
Wszystkie te zabiegi miały też na celu zbudowanie nowej wiarygodności dla rządzącej partii, a przydanie urzędowemu socjalizmowi oblicza narodowego nie tylko mogło być użyteczne w walce o władzę, lecz także – i może przede wszystkim – dawało szansę politycznego otwarcia się na środowiska, które do tej pory były niechętne wobec socjalistycznego reżimu. Również z niejaką nadzieją, że i społeczeństwo poczuje, że jest traktowane jako naród.
Mówiąc starym językiem partyjnym, od początku lat 60. w partii i na jej obrzeżach uformowała się frakcja, która zdobywała kolejne przyczółki tak w bazie (czystki i przetasowania kadrowe rozpoczęły się najpierw w resortach siłowych, z wojskiem na czele), jak i w nadbudowie (na wielu wysokich funkcjach na przykład w prasie pojawili się, czy też ujawnili, ludzie myślący „po partyzancku”).
Na wiosnę 1968 r. w prasie zaroiło się od publikacji (i nazwisk ich autorów, wcześniej z reguły powszechnie nieznanych), które w sposób haniebny w ramach tak zwanej kampanii antysyjonistycznej atakowały wymienianych z nazwiska tzw. wrogów Polski Ludowej. Jednym z demaskatorskich niby chwytów było wymienianie z upodobaniem nazwisk poprzednich, i tak na przykład okazało się, że wielki polski pisarz Paweł Jasienica naprawdę to nazywa się Paweł Beynar. W tej kampanii wzięła udział cała właściwie prasa, z niewielkimi wyjątkami, a wśród tych wyjątków znalazła się też „Polityka”, wówczas brutalnie atakowana i zagrożona likwidacją. Wyróżniała się paksowska prasa Bolesława Piaseckiego, która nabrała wiatru w żagle, no, bo można było jawnie odkurzyć stare, przedwojenne hasła.
Moczar, Gierek i Gomułka
Wydarzenia Gomułkę zaskoczyły całkowicie. Siedział w swoim gabinecie, patrzył w sufit i bolała go noga, jak wspominał po latach jego najbliższy współpracownik i zaufany Zenon Kliszko. A noga bolała, gdy Gomułka nie wiedział, co robić. Tym bardziej że upiora sam wywołał. W czerwcu 1967 r., po tzw. sześciodniowej wojnie na Bliskim Wschodzie, w przemówieniu wygłoszonym na Kongresie Związków Zawodowych powiedział pamiętne zdanie: „nie chcemy, aby w naszym kraju powstała piąta kolumna” – „w związku z tym, że agresja Izraela na kraje arabskie spotkała się z aplauzem w syjonistycznych środowiskach Żydów – obywateli polskich”. Rzecz zapewne – jak zawsze – widział w porządku geopolitycznym: nie wolno się cieszyć ze zwycięstw Izraela, bo nie cieszy się Związek Radziecki. Ale powiedział, co powiedział, choć zdanie o piątej kolumnie w oficjalnym druku zostało pominięte. Tak czy inaczej, Gomułka wpisał się w rozkręcającą się kampanię antysyjonistyczną i w dużej mierze ją wzmocnił. Zresztą nie dostrzegał zagrożenia ze strony Moczara i towarzyszy, bagatelizował je, co wielokrotnie relacjonuje Mieczysław F. Rakowski (ówczesny redaktor naczelny „Polityki”) w swoich dziennikach politycznych.
Po kilkunastu dniach od 8 marca 1968 r. Gomułka postanowił przejąć inicjatywę. 19 marca w Pałacu Kultury i Nauki spotkał się z aktywem Warszawy i przemówił w stylu Moczara. Uznał najwidoczniej, że trzeba przechwycić sztandar i stanąć na czele pochodu, choć to politycznie nie był jego pochód. Wygłosił chyba najbardziej haniebne przemówienie w swoim życiu, współgrając z nagonką, która szalała na zewnątrz Sali Kongresowej, a jej admiratorzy i organizatorzy siedzieli przed nim i obok niego na honorowych miejscach. „Nie ulega wątpliwości – mówił – że i obecnie znajduje się w naszym kraju określona liczba ludzi, obywateli naszego państwa, którzy nie czują się ani Polakami, ani Żydami. Nie można mieć do nich o to pretensji. Nikt nikomu nie jest w stanie narzucić poczucia narodowości, jeśli go nie posiada. Z racji swych kosmopolitycznych uczuć ludzie tacy powinni unikać dziedzin pracy, w których afirmacja narodowa staje się rzeczą niezbędną”.
Zaatakował z imienia i nazwiska wybitnych polskich uczonych i pisarzy, używał słów i epitetów, które do dzisiaj brzmią głośno w wielu uszach i głowach. Szpotańskiego nazwał człowiekiem „o moralności alfonsa”, z Jasienicy zrobił bandytę i zdrajcę, nie oszczędzał Dejmka, Kisielewskiego, Słonimskiego oraz profesorów Uniwersytetu Warszawskiego, którzy – wedle niego – zdeprawowali młodzież studencką.
Bardziej subtelna analiza wskazywała jednak na pewne charakterystyczne przesunięcia semantyczne w tym przemówieniu Gomułki. Mówił także o wielu „obywatelach pochodzenia żydowskiego”, których partia ceni sobie wysoko, bo dobrze służą Polsce Ludowej i socjalizmowi. Głównym wrogiem dla I sekretarza PZPR nadal był rewizjonizm i rewizjoniści. Ku rozczarowaniu sali nie zagrzewał do walki z syjonizmem, czyli po prostu mówiąc – nie posługiwał się antysemityzmem. Wnet okaże się, że będzie próbował ten antysemityzm, gdy ponownie złapie ster w swoje ręce, wyhamować (5 maja na spotkaniu z kierownictwem partyjnym Warszawy, które pod wodzą Józefa Kępy należało do najbardziej bojowych, powie wręcz: „Jedna sprawa praca, a druga polowanie na Żydów”), co mu się nawet częściowo uda, choć poruszona maszyneria dopiero się rozpędzała. Przecież na tym samym spotkaniu powie również: „generalne pociągnięcia kadrowe są słuszne”.”
WW 2008
cdn
cd. 3
„Śląska woda
Sala Kongresowa słuchała Gomułki w napięciu i z wyraźną niechęcią. Jakaś klaka biła mu brawo i krzyczała: Wiesław, Wiesław, ale natychmiast było to kontrapunktowane okrzykami z innych miejsc. Dało się słyszeć: Gierek, Gierek.
Edward Gierek, I sekretarz partii w Katowicach, był w niej dość powszechnie uważany za naturalnego następcę Gomułki. Zresztą nie tylko w partii uchodził za dobrego gospodarza, patronującego najbardziej wówczas wydajnej gałęzi gospodarki polskiej, czyli górnictwu, za polityka nowoczesnego, komunistę z Zachodu. Z szefem największej wojewódzkiej organizacji partyjnej, szefem, jak mówiono, polskiej Katangi (zasobna prowincja Konga, która po secesji istniała jako odrębne państwo afrykańskie w latach 1960–1963), musieli się liczyć wszyscy, także Gomułka i Moczar.
Nic dziwnego, że zaniepokojony rozwojem wypadków w Polsce Kreml, dla którego „patriotyczny” program Moczara musiał brzmieć niepokojąco, szukał wyjścia z sytuacji i rozważał kwestię następstwa z Gierkiem w roli głównej, gdyby do tego następstwa musiało dojść pod ciśnieniem faktów. Franciszek Szlachcic, który przez kilka lat miotał się między dwiema przyjaźniami, między Gierkiem i Moczarem, twierdzi, że sekundował sondującym rozmowom ambasady radzieckiej z I sekretarzem Katowic, czy aby widzi się jako I sekretarz Polski. Gierek odmówił, nie chciał przejmować władzy w tych okolicznościach, w tym momencie i z Moczarem w tle – wolał poczekać.
14 marca Gierek przemówił na wielotysięcznym wiecu w Katowicach, który był transmitowany na cały kraj. Przemówił językiem marcowym, zaatakował wrogów Polski Ludowej, w tym syjonistów, którym zagroził, „że śląska woda pogruchocze im kości”. Ale najważniejsze było końcowe zdanie: „270-tysięczna partyjna organizacja katowicka pozdrawia was, towarzyszu Wiesławie!”. Dla lotnych w interpretowaniu gier partyjnych ten komunikat był oczywisty. Gierek zadecydował, że ma być tak, jak jest, Gomułka nadal jest szefem, a Moczar może iść do domu. I rzeczywiście, wielkie aspiracje i wielka kariera Moczara załamały się właśnie 14 marca 1968 r. I dlatego też po kilku dniach mógł wreszcie wystąpić publicznie Gomułka, tym bardziej że za Gierkiem wspierające urzędującego I sekretarza partii okrzyki i odezwy wzniosły kolejne organizacje wojewódzkie, a za nimi setki niższych szczebli. Nie było zatem sensu krzyczeć w Sali Kongresowej: Moczar, Moczar, zaś inwestycją w przyszłość były na pewno okrzyki: Gierek, Gierek.
Gomułka uratował się, nie bez satysfakcji samej Moskwy, gdyż polski sekretarz bardzo gorąco opowiadał się za realizacją wobec zrewoltowanej Pragi tzw. doktryny Breżniewa, w imię której zresztą 20 sierpnia 1968 r. bratnie armie bratnich krajów interweniowały, broniąc socjalizmu w Czechosłowacji przed Czechami i Słowakami.(…)
WW 2008
cdn
cd. 4
„Co przepadło, co zostało
Ta gra i walka na górze nie była wówczas zrozumiała na dole. Wiele lat upłynie, nim to wszystko, co ujawniło się w Marcu, uda się jakoś emocjonalnie i mentalnie pozbierać. Dla młodego pokolenia, które przeżyło szok kampanii antysyjonistycznej i zetknęło się z brutalnością władzy, było to pierwsze poważne doświadczenie polityczne. Taka przyspieszona lekcja dorosłości, na której trzeba było odpowiedzieć na pytania, o których istnieniu nie miało się wcześniej żadnego pojęcia. Mój kolega ze studiów, spotkany podczas wakacji pod uniwersytetem, oświadczył mi, że wyjeżdża z rodziną z kraju, bo okazało się, że jest Żydem, o czym zresztą dowiedział się z prasy. Ten przykład świetnie też obrazuje różnice, jakie dzieliły polski rok 1968 od równoległych w czasie buntów młodzieży na Zachodzie. Niby te same hormony, niby podobne dziewczyny, ale jednak nie te same sensy… Co innego jednak łączyło Sartre’a ze studentami Sorbony, a co innego Andrzejewskiego i Kołakowskiego ze studentami Uniwersytetu Warszawskiego.
W szerszej perspektywie Marzec ’68 był nieuniknionym starciem – nie bójmy się tego banału – między władzą, systemem a społeczeństwem, w imieniu którego wystąpiła inteligencja. Robotnicy zabrali głos kilkanaście miesięcy później. Jerzy Eisler w swojej znakomitej i nagrodzonej przez „Politykę” książce „Polski rok 1968” opisuje, jak w Marcu, przykrytym jego antysemityzmem, skupiły się jednak wszystkie cechy narastającego kryzysu i to na wszystkich właściwie polach. Najbardziej widoczny był konflikt na polu wartości, wolności i słów. I jak to w polskim dramacie, musiało się zacząć od Mickiewicza i jego „Dziadów”.
W latach 60., poprzedzających Marzec, było bardzo gorąco. Gomułka walczył o dusze Polaków z kardynałem Wyszyńskim i z pisarzami, walczył z komandosami, którzy wywodzili się z prominentnych domów władzy, ale także z akademika na Kickiego w Warszawie. Wrzeszczał i wsadzał do więzienia. I wreszcie jego partia zaczęła walczyć z Żydami, a on na koniec z robotnikami. A zanim skończył swoją karierę, dopuścił do tego, że niby wygaszony Marzec grzał nadal w najlepsze. Z uczelni wyrzucano studentów (wielu w konsekwencji wcielano do wojska, gdzie poddawani byli specjalnej opiece i trosce) i ich profesorów, z instytucji i zakładów pracy podejrzanych pracowników, urzędników i funkcjonariuszy. Do więzień wysyłano z wysokimi wyrokami tych uważanych za najbardziej podpadniętych. A za granicę wszystkich, którzy mieli „patriotyczne papiery” nie w porządku, nawet jeśli im się wydawało inaczej… (szerzej o wymuszonej marcowej emigracji napiszemy w następnej „Polityce”).
Echo marca 1968 brzmi jeszcze po 40 latach i jako zbiór antysemickich fantomów i jako pamięć zarówno podłości, jak i dzielności tamtego czasu. Jest to jeden z najbardziej fundamentalnych faktów współczesnej historii Polaków, który do prostej, jak się wydawało, relacji społeczeństwo–władza wniósł też relacje bardziej skomplikowane, między ludźmi, między Polakami, między innymi wśród swoich. Pokolenie, które najsilniej przyjęło doświadczenie Marca ’68, już nigdy później od tej wiedzy i tego przeżycia nie mogło się uwolnić. I to doświadczenie zabrało ze sobą na dalsze drogi przez historię. (…)”
WW 2008
cdn
cd. 5
„Jak to było
16 stycznia Decyzja zdjęcia z dniem 1 lutego ze sceny Teatru Narodowego w Warszawie „Dziadów” w reżyserii Kazimierza Dejmka. Ostatni spektakl odbył się 30 stycznia, doszło po nim do demonstracji studentów pod pomnikiem Mickiewicza.
31 stycznia Protestacyjna petycja studentów do Sejmu przeciwko zdjęciu „Dziadów”. W Warszawie 3145 podpisów, we Wrocławiu 1098.
6 lutego Wyrok trzech lat więzienia w procesie Janusza Szpotańskiego, autora satyrycznej opery „Cisi i gęgacze, czyli Bal u Prezydenta”.
29 lutego Nadzwyczajne zebranie Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich. Stefan Kisielewski mówi o dyktaturze ciemniaków.
2 marca Rezolucja aktywu partyjnego Warszawy potępiająca pisarzy.
4 marca Minister oświaty i szkolnictwa wyższego releguje z Uniwersytetu Warszawskiego, bez postępowania dyscyplinarnego, Adama Michnika i Henryka Szlajfera.
8 marca Wiec na dziedzińcu uniwersytetu w związku ze zdjęciem „Dziadów” oraz relegowaniem z uczelni Adama Michnika i Henryka Szlajfera. Akcja milicji i tzw. aktywu robotniczego.
9 marca W „Życiu Warszawy” ukazuje się notka „Komu to służy?”.
Wiec w auli Politechniki Warszawskiej z hasłem „Prasa kłamie”.
Zajścia uliczne w Warszawie.
Początek kampanii antysemickiej i antyinteligenckiej. Do pism o zasięgu ogólnopolskim, które szczególnie się wyróżniały w tej nagonce, należały: „Trybuna Ludu”, „Słowo Powszechne”, „Żołnierz Wolności”, „Stolica”, „Walka Młodych”, „Argumenty”, „Życie Literackie”, „Prawo i Życie”, „Kurier Polski”.
11 marca Interpelacja klubu poselskiego „Znak” w obronie studentów.
Narada aktywu Warszawy, przemówienie Józefa Kępy przedrukowuje cała prasa.
Masówki w zakładach pracy potępiające wystąpienia studenckie. Transparenty z napisami m.in. „Syjoniści do Syjamu”, „Mośki do Izraela”, „Studenci do nauki”.
Wiece i manifestacje rozszerzają się na inne uczelnie w kraju.
14 marca Przemówienie Edwarda Gierka na stutysięcznym wiecu w Katowicach.
19 marca Spotkanie aktywu partyjnego stolicy z Władysławem Gomułką w Sali Kongresowej Pałacu Kultury i Nauki.
21 marca List Episkopatu Polski do premiera, zawierający protest przeciwko stosowaniu przemocy wobec studentów i ograniczeniom wolności opinii.
29 marca Rektor Uniwersytetu Warszawskiego podejmuje decyzję o skreśleniu z listy studentów 34 osób oraz o zawieszeniu 11.
4 kwietnia Prasa informuje o wydaleniach z partii, m.in. na UW, Bronisława Baczki, Stefana Morawskiego, Janiny Zakrzewskiej.
11 kwietnia Marian Spychalski zostaje przewodniczącym Rady Państwa po rezygnacji z tego stanowiska Edwarda Ochaba. Ministrem obrony narodowej zostaje Wojciech Jaruzelski. Jerzy Zawieyski, katolicki pisarz, jeden z liderów środowiska Znak, ustępuje z Rady Państwa.
8 maja Spotkanie przywódców partyjnych Bułgarii, NRD, Polski i ZSRR w Moskwie w sprawie Czechosłowacji.
14 maja Ustalenie nowych zasad rekrutacji na wyższe uczelnie: wprowadzono punkty preferencyjne dla kandydatów pochodzenia robotniczo-chłopskiego.
5 lipca Biuro Polityczne w związku z przejściem Mieczysława Moczara do pracy partyjnej i odejściem ze stanowiska ministra spraw wewnętrznych stwierdza, że „nie ma żadnej grupy partyzanckiej”, a Moczar jest „zdyscyplinowanym i karnym członkiem partii”.
8-9 lipca Plenum KC PZPR: zwolniono z KC Stefana Żółkiewskiego, Adama Schaffa i Władysława Wichę, Moczar zostaje sekretarzem KC.
20 sierpnia O godz. 23.00 wojska radzieckie, polskie, węgierskie, bułgarskie i NRD wkraczają do Czechosłowacji.
Wrzesień Początek tzw. marcowej emigracji, do końca 1969 r. wyjechało ok. 13 tys. osób.
9 listopada Wyrok w pierwszym z serii tzw. procesów pomarcowych. Józef Dajczgewand został skazany na dwa i pół roku więzienia, a Sławomir Kretkowski na półtora roku. W następnych procesach skazano m.in. Jana Lityńskiego (2,5 roku), Seweryna Blumsztajna (2 lata), Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego (po 3,5 roku), Adama Michnika (3 lata), Henryka Szlajfera, Barbarę Toruńczyk i Antoniego Zambrowskiego (po 2 lata).”
Ku pamięci.
@Aborygen
ty o zimorodkach, a tu polskie alkionowe dni AD 2018, when polish economy is booming… aż przejdzie do kolejnej fazy, a wtedy się zobaczy…
Jarek16
3 stycznia o godz. 6:49
raczy zapominac, ze cudow nie ma, cudu niepodleglosci wywalczonej przez Kaczynskich rowniez nie. Cudem byl upadek Sowieckiej Rosji, reszta byla efektem domina.
Przy okazji warto wspomniec rowniez o ruchu „Dzieci kwiatow” w USA, wbrew pozorom i powtarzanym po dzien dzisiejszy haslom, byl to ruch rowniez polityczny.
@lemarc
Zająłeś sporo miejsca materiałem IPN. Szkoda tylko, iż trudno w tym znaleźć TWOJĄ opinię na wspomniane sprawy. Na blogu są liczne osoby, które opisywane wydarzenia przeżyły, część nawet w nich uczestniczyła aktywnie, bądź bezpośrednio obserwowała. Suchy IPN-owski opis przypomina raczej podręcznik napisany na podstawie materiałów bibliotecznych, a nie opisy świadków. A każdy z nas inaczej widział tamten czas, tym bardziej, iż marzec 68′ miał miejsce w wielu miejscach i różne były działania protestantów i służb porządkowych. Towarzyszyły temu różne emocje. I one są najwartościowsze z punktu widzenia oceny czasów minionych i obecnych. Doczekaliśmy się czasów w pewien sposób podobnych. Obecna władza ponownie sięga do argumentów sądowych, stawiając uczestnikom zgromadzeń zarzuty prokuratorskie. Jeszcze trochę, a będziemy tworzyć wykazy nowych niepokornych, których wolna władza posadziła w zakładach karnych. A potem będzie profilaktycznie nadzorować, zgodnie z nowymi prawami i dostępnymi środkami technicznymi.
Erykko
3 stycznia o godz. 0:37
Nie zrozumial konflikow w skostnialej politycznie akademickiej Francji 68, nie zrozumial konfliktow w Niemczech w 68 roku, ciagle jeszcze wowczas jedna noga po brunatnej stronie.
Zapomnial rowniez, ze nawet intelektualni zwolennicy rezymu moskiewskiego oficjalnie sie od niego dystansowali, najpozniej po interwencji w Pradze (Sartre i inni).
E nie widzi i nigdy nie dostrzeze roznicy, miedzy skostniaja Sorbona (cywilizacja), a np. Nanterre (nowa cywilizacja). E nie zauwazyl, ze dopiero w 68 roku obywatelki i obywatele mieli szanse na realna emancypacje. Otwarte pozostaje pytanie, czy dzieci robotnikow na polnocy Francji byly syte i mialy szanse na ukonczenie studiow np. na Politychnice. Ba , nie wszyscy maja ja do dzisiaj.
68 rok przetarl droge dziesiec lat pozniej ruchowi Zielonych.
lemarc
3 stycznia o godz. 7:51
Wiekszosc krytykujacych Grossa, nie miala jego ksiazek w dloni, dobrych i rzetelnie napisanych ksiazek.
@lemarc
3 stycznia o godz. 7:58
Coś mi nie gra w zakończeniu Twoich cennych wywodów – Lityński, Kuroń, Michnik…Nic o Jarosławie i Lechu Kaczyńskich? Nic o Antonim Macierewiczu? Jakoś to nie dopatrzone…
🙂
Ostroznie z marzeniami.
Bywa, ze najwiekszym nieszczesciem, jakie moze czlowieka spotkac,
jest spelnienie jego marzen.
@Adam Szostkiewicz:
Panie Redaktorze, ja oceniam lata sześćdziesiąte na Zachodzie z punktu widzenia politycznego i społecznego i ta ocena jest negatywna. W 100% zgadzam się z Panem, że te ruchy zmieniły zachodnie społeczeństwa. Różnica jest w ocenie faktów, nie w faktach. Ja uważam, że ta zmiany były na gorsze, Pan że na lepsze. Oczywiście, może Pan rzucić epitetem ,,dulszczyzna”, jeśli uzna Pan że to wzmacnia Pana argumentację. Co do muzyki itp. to oczywiście znam, słuchałem, czytałem, lubiłem. Business medialny się zawsze kręci a utalentowani artyści produkują fajne rzeczy sprzedawane następnie przez specjalistów od marketingu. Z tego, że lubię piosenki z Hair nie musi wynikać moje uznanie dla palenia kart powołania do armii czy opluwania żołnierzy, podobnie jak z przyjemności słuchania Marleya, nie musi wynikać wiara w boskość Haile Sellassie. Prawda?
Co do popularno-naukowej pracy Aldony Jawłowskiej, mającej podsumować dla polskiego czytelnika fakty, instytucje i zjawiska kontrkultury to znam ją, chociaż nie była pisana z myślą o mnie. Ja spędziłem znaczną część młodości i edukowałem się na Zachodzie. Obserwacje praktyczne obudowywałem w mojej edukacji lekturą prac analitycznych pisanych przez socjologów czy filozofów z tamtych krajów. Oczywiście głównie Roszaka, ale takżę Tourraine’a czy Yingera.
Co do Polski to Marzec 1968 w mojej ocenie był polityczną prowokacją, do której wywołania użyto aktywnej politycznie (także poprzez powiązania rodzinne) młodzieży, działającej z rozmaitych pobudek: dobrej woli, naiwności, złej woli, agentury, ideologii, sprzeciwu wobec utraty pozycji politycznej po 1956 – you name it. Za nimi poszła inna młodzież – z pobudek głównie patriotycznych. Niezłą, chociaż nie pełną analizą jest ,,Krótkie spięcie” Jakuba Karpińskiego (,,Marek Tarniewski”). Oczywiście Pan zna, więc daruję sobie protekcjonalne ,,proszę przeczytać”.
Serdecznie pozdrawiam i wszystkiego najlepszego w 2018. Szanujmy się wzajemnie i rozmawiajmy. Wtedy da się w Polsce żyć.
Erykko
3 stycznia o godz. 0:37
Ryczy o niszczeniu cial w 68 roku. Nie ryczy o niszczeniu cial w Wietnamie…………………
Jeszcze jedna okrągła rocznica: 80-lecie wyprawy na Zaolzie.
To może przynajmniej ostatnia książka Jarniewicza All You Need Is Love. Czy człowiekowi ponoć wykształconemu na Zachodzie trzeba przypominać zasadę, żeby nie mylić matryc idologicznych z rzeczywistością? Kontrkultura zmieniła społeczeństwo zachodnie także dlatego, że walczyła o wykluczonych, z rasizmem, z nacjonalizmem, z paternalizmem, z tuszowaniem zbrodni wojennych (w USA w związku z Wietnamem, w RfN w związku z epoką III Rzeszy). Co do Marca, to różnice jego ocen w środowisku jego uczestników nie mogą legitymizować interpretacji moczarowskiej.
@Saldo mortale:
Ostatnio spotkałem dwóch korwinistów, którzy niemal tymi samymi słowami tłumaczyli mi swoje poglądy: „jesteśmy liberałami, bo uznajemy niewidzialną rękę rynu; i jesteśmy konserwatystami, bo uważamy, że rok 1968 był zły, i że należy powrócić do czasów sprzed niego”.
Rozumiem, że nie szło im o marzec ’68, ani o praską wiosnę, ale o to, co się działo wówczas na Zachodzie. I zapewne Erykko jest z tego samego chowu, nawet jeśli w części gospodarczej nie zgadzałby się z korwinistami.
@zak1953
… byłem, widziałem, nie byłem obojętny… choć mocno bezradny…
Teksty umieściłem „ku pamięci” – zwłaszcza dla intelektualnych forumowych prostaków, którzy wszystko wiedzą lepiej.
@Adam Szostkiewicz:
Zasada aby nie mylić matryc ideologicznych z rzeczywistością jest super. Może dlatego nie warto pisać o zbrodniach wojennych USA w Wietnamie, które (ja pamiętam jedno słynne My Lai, chociaż pewnie były inne), bez wspominania dużo, dużo większych zbrodni wojennych wobec cywilów dokonanych przez komunistów. Nie mówiąc już o tym, że tak głupio zwalczana przez kontrkulturę interwencja amerykańska była politycznie i moralnie słuszna, chociaż nieskuteczna. Z tamtych czasów zapamiętałem odrażającą podróż milionerki od urodzenia Jane Fondy do Hanoi i jej plugawe wypowiedzi wobec żołnierzy własnego kraju nagłaśniane przez komunistyczną propagandę. Takie to były walki o zmianę społeczeństwa na lepsze.
Proszę pana, wojny zastępcze to są fakty powszechnie znane, opisane, skrytykowane.Dziś chyba tylko na dogmatycznej lewicy broni się wietnamską wizytę Jane Fondy. Teraz proszę się postarać wyjść poza swoją prawicową ideologię, która, jak każda ideologia, przykrawa nieskończone bogactwo rzeczywistości do doktryny. Przerzucanie się liczbami ofiar w celach ideologicznych wydaje mi się niestosowne choćby ze względu na pamięć tychże.Co do idei jako bytów abstrakcyjnych, warto pamiętać słowa lorda Actona, że mają one swoje konsekwencje. Natomiast pan, z uporem typowym dla umysłu ideologicznego, ignoruje wszelkie sugestie zachęcające do myślenia przeciwko sobie, a to jest cecha odróżniająca kulturę zachodnią od innych.