Od Unii Europejskiej do Unii Eurazjatyckiej

Komisja Europejska wnioskuje o odpalenie artykułu siódmego, a w Polsce prezydent Duda podpisuje ustawy domykające likwidację państwa prawa w rozumieniu wciąż obowiązującej konstytucji.

Tak jakby chciał razem z PiS powiedzieć Brukseli: mamy was gdzieś! To przecież łamanie reguł trójpodziału władz przez PiS i jego przystawki doprowadziły do obecnego kryzysu między Warszawą a Brukselą.

Przed laty jedno zdanie papieża Jana Pawła II – od Unii lubelskiej do Unii Europejskiej – odebrało impet narodowo-katolickim antyeuropejskim siłom politycznym i pomogło wygrać referendum przedakcesyjne demokratycznym siłom proeuropejskim. Teraz obóz zjednocznej prawicy zrobił kolejny krok w stronę marginalizacji Polski w demokratycznej Europie.

Winę za to ponosi polityka obecnej władzy pisowskiej i nikt inny. Obojętne, jak skończy się sprawa, sam wniosek o uruchomienie artykułu 7 już jest fiaskiem polityki rządu pisowskiego.

Bo nie przekonał Brukseli swymi argumentami ani nie zdołał zbudować znaczącej koalicji państw członkowskich w obronie swej linii działania. Pokrzykiwania byłej premier i pisowskich eurodeputowanych nie zdołały przekonać parlamentu UE do odrzucenia wniosku do Komisji Europejskiej w sprawie Polski pod rządami PiS.

To kolejna ponura data w historii „dobrej zmiany”. Nie ma już papieża Wojtyły, by mógł ostrzec przed jej fatalnymi dla Polski skutkami międzynarodowymi: miejsce wolnej Polski jest w demokratycznej wspólnocie europejskiej, a nie w sojuszu wschodnich satrapii. Polska pod rządami PiS przestała być postrzegana jako beniaminek demokratycznej transformacji ustrojowej w Europie pokomunistycznej.

Traci wiarygodność i zaufanie nie tylko w UE, lecz i w USA. Nowy premier ogłosił, że Stany to główny sojusznik Polski pod rządami PiS, a wkrótce po tej deklaracji rzeczniczka amerykańskiego Departamentu Stanu upomniała się o to samo, o co upomina się UE: zawróćcie ze ścieżki niszczenia praworządności!

Nie są to żadne ataki na Polskę, tylko obrona wartości zapisanych w Traktacie Europejskim, który nasze państwo dobrowolnie podpisał. Nie jest to wynik żadnych „donosów”, tylko efekt uporczywego, demonstracyjnego ignorowania przez rząd PiS uwag i zaleceń gremiów europejskich oraz głosowania nad stosowną rezolucją w Parlamencie Europejskim.

Unia to nie jest względem Polski jakieś ciało obce, zewnętrzne, a jej prawo jest też naszym prawem, i choćby dlatego musiała się o nie upomnieć. Czyni to zgodnie z procedurami i w efekcie debaty w Parlamencie Europejskim, w której uczestniczyli też pisowscy eurodeputowani i politycy. Argument z „donosami” to polityczna dulszczyzna.

Do tego smutnego dla Polski dnia doprowadziła pisowska polityka wyprowadzania nas de facto z Unii i Zachodu. Polexit będzie jej przypieczętowaniem, a negatywne skutki praktyczne poczują także ci, którzy ją popierają, zwłaszcza młodzi.