W co gra Tusk?

Czy Tusk mówi PiS-em w sprawie relokacji uchodźców? Takie głosy można było u nas usłyszeć w reakcji na jego list do liderów UE. Tusk napisał, że system obowiązkowego przyjmowania określonej liczby migrantów przez państwa unijne się nie sprawdził, gdyż dzieli Unię.

To jeszcze nie jest narracja pisowska, tylko ocena stanu faktycznego. Bo przecież sprawa faktycznie podzieliła Unię z grubsza według schematu: stara Wspólnota i nowe, postkomunistyczne państwa członkowskie. I Tusk jako szef Rady Europejskiej robi swoje, gdy o tym w liście przypomina, wzywając do dyskusji i reformy. To też nie jest mowa pisowska, bo PiS nawet gdy wzywa do jedności, to dzieli.

Jednak prawica w Polsce próbuje teraz wmawiać publiczności, że Tusk przejrzał na oczy i przyznał antyuchodźczej polityce Kaczyńskiego rację. Nieprawda. Tusk nie wzywa do demontażu systemu relokacji, tylko do rezygnacji z jego przymusowego przyjmowania.

Prawica odrzuca z definicji unijną politykę solidarności i współpracy w tej sprawie. Tusk zabiega o przyznanie wielomiliardowych funduszy na pomoc w rozwiązaniu kryzysu migracyjnego. Trzy miliardy euro dla uchodźców syrysjskich, 1,9 mld dla migrantów w Afryce północnej.

Kłopot w tym, że jeśli rozdzielnik przyjmowałoby się z dobrej woli, to czy w ogóle byliby chętni? List Tuska wywołał konsternację w unijnej Brukseli. Nie spodobał się Włochom i Grecji, które nadal oczekują solidarnej pomocy ze strony UE, ani Niemcom i Szwecji, ani Komisji Europejskiej. Miał być impulsem do konstruktywnej współpracy, okazał się kontrowersyjny w samym sercu UE. A zatem mógł spalić na panewce. Niedobrze.

Tusk poszedł jakby drogą na skróty, mało dyplomatycznie, ale w dobrym zamiarze. Nie zrobił tego, by się przypodobać PiS-owi, nowemu premierowi Morawieckiemu, prawicowym populistom w Polsce czy Europie.

Nie dobił potajemnie jakiegoś targu z PiS na zasadzie: wystąpię przeciwko obowiązkowym kwotom, a wy odpuście ze Smoleńskiem. Nie przymila się pisowskim elitom, a tym mniej pisowsiemu elektoratowi.

Tusk, jeśli w coś gra, to w politykę europejską, opartą na zasadzie konsensu. Tylko tyle i aż tyle. Ani Kaczyński, ani Morawiecki tego nie rozumieją. I dlatego tak źle przyjęto w Unii próby Wyszehradu, by wykręcić się od solidarności, a udział nowego premiera w ostatnim szczycie UE nie był sukcesem.

Nie można mieć ciastka i je zjeść: chcieć, by Unia pokochała rząd pisowski, a jednocześnie uporczywie odmawiać konstruktywnej współpracy w jej ramach.