Lwy Waszczykowskiego

Minister Waszczykowski konsekwentnie psuje stosunki Polski z naszymi sąsiadami. To jest jego i PiS polityka zagraniczna – skonfliktować nas ze wszystkimi: Niemcami, Francją, Unią Europejską, Litwą, Ukrainą.

Podczas wizyty we Lwowie Waszczykowski powiedział prasie, że nie rozumie, po co stwarzać sztuczne problemy tam, gdzie lokalne stosunki polsko-ukraińskie mają się dobrze. Słusznie. Ale zaraz potem zahaczył o sprawę dwóch kamiennych lwów, elementu przedwojennej aranżacji cmentarza.

Lwy są zabezpieczone i oczekują w pojemnikach, aż przyjdzie moment na ich powrót na cmentarz obrońców Lwowa podczas wojny polsko-ukraińskiej w 1918 r. i polsko-rosyjskiej w 1920 r. Tymczasem sprawa lwów to właśnie sztuczny problem.

Szef dyplomacji w swoim całkowicie niedyplomatycznym stylu insynuował, że lwy i ludzie tu pochowani komuś przeszkadzają. Takie wypowiedzi zaogniają i tak coraz gorsze stosunki polsko-ukraińskie.

Mamy dziś w Polsce co najmniej milion Ukraińców, którzy próbują u nas zarabiać na lepsze życie. Są Polsce potrzebni, bo płacą tu podatki, a część ima się zajęć, których Polacy nie biorą.

We Lwowie jest silny ośrodek ukraińskich nacjonalistów. Są dobrze zorientowani w sytuacji Ukraińców w Polsce. Wiedzą o coraz częstszych atakach na nich, o bezczeszczeniu ukraińskich miejsc pamięci i cmentarzy w naszym kraju. Żachną się na słowa polskiego ministra, że w Polsce pamięta się o ukraińskich grobach, bo po polskim ministrze mogli się spodziewać słowa na ten temat.

Czy wyobrażamy sobie, jaka byłaby reakcja w Polsce na wizytę ministra spraw zagranicznych Niemiec, podczas której skrytykowałby on brak dostatecznej troski Polaków o niemieckie cmentarze?

Oby deputowani skrajnej prawicy do Bundestagu nie zaczęli się wybierać na wyprawy na ziemie niemieckie przyłączone do Polski po wojnie i wystawiać Polakom cenzurek na ten temat. Nie mówiąc już o delegacjach z putinowskiej Rosji w podobnym celu.

Nacjonalizm musi się liczyć z tym, że zderzy się z innym nacjonalizmem. I że nie będzie to konstruktywne, tylko dodatkowo zaogni stosunki. Niech minister nie udaje, że o tym nie wie.

Dlatego władze ukraińskie nie podejmują ochoczo sugestii obecnego rządu polskiego, by podnieść rangę rozmów o problemach między naszymi krajami.

Chodzi między innymi o rozmowy między polskim IPN a jego ukraińskim odpowiednikiem. Są w stagnacji. Ale czemu? Bo oba instytuty realizują dziś nacjonalistyczne polityki historyczne, polską i ukraińską.

Być może minister chce w ten sposób zademonstrować posłowi Kaczyńskiemu, że mimo wszystko powinien dalej kierować resortem. Ale to nie ma żadnego znaczenia z punktu widzenia polskiej polityki zagranicznej. Ta polityka nic na tej wizycie nie zyskuje.

Zyskuje tylko Kreml, który pilnie śledzi – a może i aktywnie wspiera przez swych sympatyków w Polsce – oddalanie się Warszawy i Kijowa od siebie. Wbicie klina między oba nasze państwa jest jednym z głównych celów polityki rosyjskiej w epoce autorytarnego putinizmu. A jej metodą jest rozpalanie emocji nacjonalistycznych w naszych społeczeństwach.