Jednak prezydent Clinton?

Są też dobre wiadomości z wielkiego świata. W Stanach profesor prawa na Harwardzie pisze w „Washington Post”, że kolegium elektorskie ma wciąż prawo wybrać Hillary Clinton prezydentem USA. Na Wyspach Brytyjskich były premier, konserwatysta, John Major, widzi możliwość powtórnego referendum w sprawie Brexitu.

Prof. Lawrence Lessig jest sympatykiem Demokratów, nawet kandydował w partyjnych prawyborach prezydenckich. Ale jest też wykładowcą renomowanej uczelni, który nie może narazić na szwank reputacji zawodowej. Przypomina, że w historii politycznej Stanów już się zdarzyło, że kolegium elektorskie wybrało prezydenta niezgodnie z wolą wyborców.

Ostatnio, jak pamiętamy, w 2000 r. Bush junior przegrał minimalnie z Gorem w głosowaniu powszechnym, a wygrał, też minimalnie, w kolegium elektorskim i został prezydentem.

Jak widać, uważa profesor, Amerykanie mają kłopot z podstawową zasadą demokracji przedstawicielskiej: jeden wyborca, jeden głos. Głosy obywateli niektórych stanów „ważą” nawet cztery razy mniej niż innych. To oznacza, że obywatele nie są równi wobec prawa.

W tegorocznych wyborach głosowanie powszechne wygrała najlepsza kandydatura na prezydenta, jaką przedstawiono Amerykanom. Pytanie: czy elektorzy, kiedy odbędą swoje zgromadzenie 19 grudnia, nie powinni przychylić się do wyniku głosowania ludowego? Powinni.

A teraz UK. O opinii Johna Majora pisze dzisiejszy „Guardian”. Były premier uznał, że powtórne referendum jest absolutnie do pomyślenia po zamknięciu negocjacji z Brukselą na temat warunków wyjścia UK z UE. Przypomniał (tak, trzeba przypominać!), że 48 proc. oddało w pierwszym głos za pozostaniem. Są sytuacje, kiedy nie można się poddawać tyranii większości.

Ciekawe, że nieco wcześniej inny były premier Tony Blair powiedział mediom, że jego zdaniem Brexit mógłby być wstrzymany, jeśli Brytyjczycy zmieniliby w tej sprawie zdanie.

Ale urzędująca premier Theresa May jest na razie nieustępliwa. Jej rzecznik odrzucił pomysł drugiego referendum. May podczas kampanii referendalnej była przeciw Brexitowi. Teraz ma interes polityczny, by umacniać wizerunek swój i konserwatystów jako niezłomnych demokratów: większość chciała Brexitu, musimy to uszanować.

Ale mnie jej słowa nie przekonują w świetle napływających informacji o brytyjskiej kondycji gospodarczej, międzynarodowych skutków wygranej Trumpa i złym klimacie społecznym na Wyspach. Cóż, odwagi, elektorzy, odwagi Brytyjczycy! Jeszcze nie jest za późno, by odwrócić czarne scenariusze pisane dla Zachodu w Moskwie.