Eurorealista Andrzej Duda

W rozmowie z BBC prezydent Duda zapewnił, że jego partia nie jest eurosceptyczna, tylko „eurorealistyczna”. Z przyklejonym uśmiechem usiłował przekonać, że nowej władzy zależy na Unii Europejskiej.

Odwołał się do jakichś nienazwanych z imienia sąsiadów, którzy podzielają pisowski „eurorealizm”.

Jacy to sąsiedzi? Raczej Rosja Putina niż Niemcy Angeli Merkel. Może Czesi, Słowacy, Węgrzy, ale w Unii to słabi gracze. „Eurorealistyczna” nie jest za to Ukraina, w której ludzie niedawno ginęli za zjednoczoną Europę. Czy Duda jeszcze o tym pamięta, plotąc eurorealistyczne androny?

Obóz władzy pisowskiej na każdym kroku dystansuje się od Unii. Na poziomie symbolicznym, usuwając flagi europejskie, i na poziomie politycznym, gdy np. kreuje jakąś wyimaginowaną wyszehradzką wspólnotę obrony przed Brukselą, która nie ma nam narzucać czegokolwiek. Nie Wyszehrad ma przyszłość, lecz Trójkąt Weimarski. Polska uzyskała w ramach tego Trójkąta szansę znaczącego udziału w polityce europejskiej, a teraz ją roztrwania.

Eurorealizm Dudy oznacza wycofywanie się z solidarności europejskiej np. w sprawie kryzysu migracyjnego. Zamiast prawić banały, że Europa przechodzi ostatnio przez kryzysy, prezydent powinien zdeklarować jasno, po czyjej stoi stronie: Camerona czy Merkel.

Co do Polski, to Duda powtórzył w wywiadzie złotą myśl premier Szydło, że nasza demokracja ma się dobrze, bo policja zabezpiecza protesty obrońców demokracji. A co, powinna je atakować? Prezydent i szefowa rządu chwalący się, że w ich państwie manifestacje antyrządowe nie są atakowane przez policję – to kuriozum.

Putin też lubi powtarzać, że Rosja jest demokratyczna, bo toleruje (coraz rzadziej) marsze opozycji, działalność jednego niezależnego radia i kilku niezależnych gazet. Świat jakoś nie widzi w tym dowodu na demokrację Rosji putinowskiej. Czeka na wyjaśnienie, kto zamordował lidera opozycji Borysa Niemcowa, a przedtem Anny Politkowskiej i innych niezależnych od Kremla rosyjskich dziennikarzy i polityków.

Słuchając pana prezydenta i pani premier, mam czasem wrażenie, że są mentalnie produktem PRL: opozycja zasługuje na pogardę, bo nie może pogodzić się z przegraną, a uczestnicy organizowanych przez nią manifestacji są ofiarami manipulacji.

Tak propaganda PRL usiłowała dyskredytować rodzącą się opozycję demokratyczną, a później ruch pierwszej Solidarności. Początkowo przewaga władzy i propagandy nad opozycją była miażdżąca, a jednak ostatecznie to PRL nie dała rady.