Michnik u kard. Nycza, czyli da się

W Warszawie u kard. Nycza dyskutowali Adam Michnik, kard. Ravasi, Marek Jurek i prof. Osiatyński. Normalna rzecz w świecie, ale u nas niekoniecznie.

Dyskusja dotyczyła dialogu Kościoła ze światem współczesnym. Takie debaty w Europie zachodniej to rzecz normalna. Kard. Ratzinger debatował w Niemczech z Jurgenem Habermasem, guru lewicy. Już jako Benedykt XVI Ratzinger zachęcał do takich spotkań – nazywanych „dziedzińcem pogan”. To aluzja do starożytnej świątyni jerozolimskiej, gdzie „poganie” (nie-Żydzi) mieli osobny dziedziniec, w którym mogli się znaleźć wyznawcy i judaizmu, i innych religii.

Teraz w Polsce tak się sprawy toczą, że to, co kiedyś i u nas było możliwe, dziś jest wydarzeniem z czołówek mediów. Pod koniec lat 80. u ówczesnego prymasa kard. Glempa odbyła się dyskusja o relacjach Kościół-niewierzący. Udział wzięli m.in. Michnik i Marek Edelman. Urządzano wtedy w wielu miastach dni kultury chrześcijańskiej, na które zapraszano także ludzi niewierzących, gotowych do rozmowy o ważnych sprawach Polski i Kościoła i niezależnych od ówczesnej władzy. Kościół i katolicy na tym zyskiwali, a nie tracili.

Takie otwarte podejście jest czymś oczywistym w krajach o silnej tradycji demokratycznej. Jeśli tylko chcą, wierzący i niewierzący mają sobie wiele rzeczy do powiedzenia. To wzbogaca obie strony. W końcu ponad wszelkimi różnicami poglądów łączy nas ludzka natura. Potrzebujemy wspólnoty, otuchy, inspiracji, lękamy się o bliskich i o siebie, zamyślamy się nad sensem i celem naszego życia, nad złem, cierpieniem i śmiercią.

Możemy się oczywiście pozamykać w swoich wieżach z kości słoniowej, obozach warownych, miejscach, do których „obcym wstęp wzbroniony”. Ale możemy też wyjść na „dziedziniec pogan”, wmieszać się w barwny tłum, wdać w rozmowę z kimś nieznanym, lecz ciekawym albo po prostu posłuchać rozmów innych ludzi.

Dialog jest człowiekowi tak samo potrzebny jak odosobnienie, samotność, rozmyślanie. To dwie strony ludzkiej duchowości. W Warszawie „dziedziniec pogan” nazwano „dziedzińcem dialogu”. Słusznie, bo ignorancja kulturowo-religijna się pogłębia i taka nazwa mogłaby przedsięwzięciu kard. Nycza zaszkodzić. Naturalnie, że jedna debata, nawet w takim naprawdę pluralistycznym składzie jak ta w Warszawie, wiosny nie czyni.

Złote lata dialogu Kościoła z polską inteligencją nie katolicką, lecz życzliwą katolicyzmowi – minęły. Uważam, że to dla Polski bardzo niedobrze, to nas spycha na kulturowy margines. Takie debaty nie polegają na wzajemnym nawracaniu się na wiarę czy niewiarę, tylko na możliwości wzajemnego poznania stanowiska, racji, argumentów. To jest bezcenny element tworzenia „kapitału społecznego”. Kard. Nycz zasłużył na uznanie i podziękowanie, a spotka go zapewne hejt i drwina Polaków katolików z prawicy. Takie czasy.