Balcerowicz-Rostowski: debata na plus

Plus dla kultury demokratycznej. Dzięki obu dyskutantom. Mnie bardziej przekonały argumenty ministra, ale dziękuję profesorowi, że ostatecznie przyjął zaproszenie Rostowskiego . I prowadzącym dziennikarzom, że starali się widzów przeprowadzić przez ten labirynt.
Merytorycznie obaj dyskutanci powtórzyli swoje znane już powszechnie argumenty. Widownia – ciekawe, jak liczna – też pewnie utwierdziła się w swych wcześniej przyjętych opiniach. Ale całkiem możliwe, że jakaś jej część zmieniła zdanie w kwestii OFE pod wpływem dyskusji.

Balcerowicz nie chciał debaty, bo obawiał się, że zejdzie do poziomu telewizyjnego tak show. Chyba sam przyzna, że ta obawa się nie potwierdziła. Spacerek po różach dla wszystkich czterech uczestników to nie był, ale warto było spróbować. Pewnie dla wielu dyskusja była nudna, może za trudna do śledzenia. Dla mnie nie.  

Okazało się, że telewizja publiczna może służyć edukacji społecznej. Bo nie tylko chodziło o meritum, lecz także o przykład, że dyskusje przed kamerami mogą wyglądać inaczej także pod względem formy i stylu. Nie było insynuacji i epitetów, choć było momentami ostro, pryncypialnie i nie bez emocji.

Dobrze, że nie było teległosowania, komu widz przyznaje więcej racji. Ani tabloidowych pytań w stylu, czy prywatnie panowie się lubią. Widać było, że się szanują, wiedzą, co chcą powiedzieć i potrafią to przekazać masowemu odbiorcy. Wystarczy. Sam też nie będę się silił na sędziowski werdykt, kto ,,wygrał”, bo nie mam do tego kompetencji, ani ochoty, a na dodatek oczekiwałem rozmowy, prezentacji argumentów, a nie pojedynku na pięści. I nie zawiodłem się.