,,Złotówka”, czyli językowe walki z wiatrakami
,Podziwiam Tadeusza Mosza, który w TOK FM niezmordowanie przypomina, że polska waluta nazywa się złoty, a nie złotówka. Niestety, jak to bywa z don kiszotami, mogą się spodziewać nie medali za swą działalność, lecz raczej samych rozczarowań, a może i gorzej – zarzutów, że są maniakami. Dziś usłyszałem, jak narodową walutę nazwał złotówką sam premier Tusk w rozmowie z mediami. Premier!
I żeby było jasne: pożegnałbym się ze złotym bez większego patriotycznego bólu, bo uważam, że lepiej nam by służyło euro. Podobnie nie mam sentymentu do sił zbrojnych, mogą nas chronić europejskie armie mieszane. A już surrealne wydaje mi się wywalanie milionów na korwety czy okręty podwodne.
Ale tu piszę o grach językowych. Nie jestem tak zasadniczy jak Mosz. Naturalnie on ma rację, że złotówka to śmieć językowy, tyle że dosyć popularny, a przez to – na mocy prawa językowego zasiedzenia – funkcjonujący jako element współczesnej polszczyzny potocznej. Co z takimi kolokwializmami począć?
Jak polonista z wykształcenia i były wieloletni członek Rady Języka Polskiego przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk mam z tym kłopot. Z jednej strony, bardzo leży mi na sercu poprawność i czystość polszczyzny, z drugiej zaś dobiegam`sześćdziesiątki i tyle już się nasłuchałem różnych mód językowych, że nie mam złudzeń. To jest najczęściej walka z wiatrakami. Można i trzeba ustalać reguły poprawności językowej, ale narzucić ich się nie da, chyba że na papierze. Dziś Polacy uczą się swojego języka przede wszystkim z TV.
A w TV jest jak jest – to znaczy coraz gorzej. Poprawnie zbudowane i komunikatywne dłuższe zdanie zaczyna być na wagę złota. Podobnie z stylem i dykcją. Ton zaczynają narzucać reporterzy trajkoczący z szybkością karabinu maszynowego, nienaturalną intonacją, złym stawianiem akcentów, błędami wymowy wyrazów obcych, a często i rodzimych. Widać nikt ich tego nie uczy, ani nie wymaga jako warunku stanięcia z mikrofonem przed kamerą.
Pamiętam, jak moja żona kiedyś dziennikarka Polskiego Radia, przeżywała w początkach pracy swój egzamin na tak zwaną kartę mikrofonową, czyli prawo do występowania przed mikrofonem radia publicznego, czyli prezentującego, przynajmniej w teorii, wzorzec polszczyzny. I jak była dumna, że egzamin zdała i to przed samym Aleksandrem Bardinim.
Nie, nie nawołuję do jakichś licencji językowych w naszych mediach, choć w publicznych, i tylko w publicznych, nie miałbym nic przeciwko takim weryfikacjom. Przykro słuchać niektórych skądinąd miłych i młodych ludzi, kaleczących w nich nasz język, a czasem i uszy odbiorców, bo mają zwyczajnie nieskorygowane wady wymowy. Czy atrakcyjność fizyczna zepchnęła już na drugi plan inne cechy prezentera czy reportera TV? Czy to nie jest odrobinę upokarzające występować na antenie ze świadomością, że mnie pokazują nie dla tego, co mówię i jak mówię, ale dlatego, że uchodzę za osobę fizycznie atrakcyjną, więc przyciągającą widzów?
Moja prywatna językowa walka z wiatrakami skupia się od lat na ,,anglo-makaronizacji” polszczyzny, czyli zalewie kalek z potocznej angielszczyzny tam, gdzie nie ma to żadnego praktycznego uzasadnienia (np. Miłego dnia! lub W czym mogę pomóc?, Jeszcze raz ), z błędami językowymi takimi jak przyślij mi mejla (czy mówimy: przyślij mi lista?) i błędnymi pożyczkami językowymi.
W tych dniach na antenę wrócił potworek ,,taliban”, talibanów, talibański. Po polsku: talibowie, talibów, talibski. Jest to pożyczka z arabskiego, wyraz taliban – poprawnie używany w mediach anglojęzycznych – to liczba mnoga na oznaczenie uczniów szkół koranicznych. Podobnie głupim błędem jest tłumaczenie angielskiego wyrazu CLERIC jako kleryk, gdy w istocie należy tłumaczyć ,,duchowny”. Rozumiem, że początkujący reporter tego może nie wiedzieć, ale gdzie jest redaktor i wydawca materiału? Nie ma ich czy też nie wiedzą?
XXXX
Dziękuję za większość wpisów pod ostatnimi blogami. Szczególnie – Jacobsky, michrich, tuciu. Ale nie wszystkim. Liczę się z innymi poglądami niż moje, nie uważam, że jestem nieomylny, ale co innego różnica zdań, a co innego chamstwo, i to anonimowe. Dziękuję w tym kontekście tym, którzy poczuwają się do wyrazów solidarności z autorem. Autor ma zasadę taką, że na chamstwo niektórych wpisów nie reaguje i nie będzie reagował. nn – akcja pomocy niemieckiej dla Polski w stanie wojennym była zwykle organizowana przez parafie. Ludzie przynosili dary do parafii, stamtąd wieziono je do parafii w Polsce, a te parafie rozdzielały dary między swoich potrzebujących. Stąd b. często, zwłaszcza na początku, pomoc nie była adresowana indywidualnie. Proszę czytać ze zrozumieniem: twierdzę, że pod względem pscyhologicznym czy egzystencjalnym wszystkie wysiedlenia można ze sobą porównać, nie wnikam tu, kto kogo i dlaczego, to zresztą w Polsce chyba wszyscy wiemy. Wątpię, czy dla Niemca uciekającego z Prus czy Sudetów miało istotne znaczenie, czy jego prześladowcą jest Arrnia Czerwona, Armia Polska czy Czeska, UB czy Polacy cywile. Chciał przede wszystkim przeżyć, tak samo jak Polak – zwykle zresztą kolonista, a nie tubylec – prześladowany przez UPA. czy tak trudno choć na chwilę uwolnić się od polskiego syndromu ofiar i wykazać odrobinę międzyludzkiej empatii? Moja rodzina srogo ucierpiała od Niemców i Sowietów, ale nie wychowywano mnie w duchu zemsty i poczuciu zbiorowej odpowiedzialności Niemców i Rosjan. Ewka – bronię właśnie idei empatii, co nie znaczy, że zrozumieć znaczy zapomnieć i przebaczyć. Teatralne gesty takie jak Rokity w Monachium uważam za lustrzane odbicie mentalności takiej jak Steinbach: wszystko na pokaz, wszystko na sprzedaż.
Komentarze
To ja tylko z drobiazgiem: sowiet to pożyczka z rosyjskiego (i znaczy tyle co rada) a Sowieci to zapewne radni 🙂
Pamiętam oczywiście wszelkie konotacje i wcześniejsze różne dyskusje nakazujące nazywać nieistniejący już ZSRR (Sojuz Soveckich Socjalisticzeskich Respublik czyli CCCP) nazywać Związkiem Sowieckim a jego mieszkańców(?) Sowietami, żeby nie odnosić się do żadnej konkretnej narodowości.
Ale to pożyczka, żeby nie powiedzieć rusycyzm…
Dobrze byloby sobie uswiadomic, ze dawno skonczylo sie wyznaczanie kryteriow jezykowych (poza ortografia i gramatyka) a specjalisci maja tlomaczyc dlaczego, przedewszystkim. Paskudztwa jest morze, wszyscy wiedza, ale nikt nie wie, jak z tym praktycznie walczyc. Wydaje mi sie, ze egzaminy i testy wspomniane przez Redaktora, winny byc powszechniejsze. Zwlaszcza dla adeptow dziennikarstwa. „Polityka” moglaby uruchomic blog pietnujacy „popisy” co znamienitszych autorow mowy i pisma. Byloby smacznie i wesolo popatrzec na te przyklady, wszystkie opatrzone nazwiskiem autora i miejscem publikacji. My mielibysmy zabawe a autorzy wstyd -wszystko ku chwale Jezyka.
Hallo,
dziekuje Panu za ten bardzo madry tekst,w kazdym calu.
Moja S.P. Matka ukonczyla w 1938 r. medycyne w Wilnie,a nastepnie
pracowala w pow.pinskim.W 1939 r zajeli te tereny Rosjanie,a 1941 r.Niemcy.Nie wpoila mi nienawisci,chociaz duzo przezyla i bardz niechetnie o tym wspomiala.Nie czuje jej ani do Niemcow,ani do Rosjan.
Na Slasku pracowala od 1946r.do smierci w1997r.Co do jezyka,to jest on okropny w wydaniu dziennikarzy,a szczegolnie „politykow”.
Premier nie znajacy Hymnu,to zenada.Chamstwo jest chamstwem,czemu
nie nazwano tak od poczatku zachowania Rokitow?
Szanowny Panie, ciekawe z jakiego powodu uznał Pan za stosowne podkreślić fakt, że Polacy na Wołyniu byli, jak Pan to nazwał, kolonistami. Po pierwsze, to tylko częściowa prawda, po drugie, nawet gdyby 100 procent Polaków na Wołyniu było tymi kolonistami, to co ? Mordowanie takich ludzi było mniejszą winą ? A może ukraińscy „gospodarze” regionu mieli swoje racje, decydując się na taką, czy inną czystkę etniczną „u siebie” ? Warto sobie tylko uświadomić, że zagłada wołyńskich Żydów to też w dużej mierze dzieło skrajnych nacjonalistów ukraińskich. Ci policjanci ukraińscy zasilili później szeregi UPA.
Panie Redaktorze,
jeśli idzie o wspomniane przez Pana anglo-makaroznizmy to pełna zgoda co do meritum. Jednak z doświadczenia wiem, jak beznadziejna sytuacja lingwistyczna panuje w takich dziedzinach jak finanse czy informatyka.
Kiedy przed dwoma laty zaczynałem pracę jako etatowy tłumacz w korporacji, stawałem z początku na głowie, by tłumaczyć na polski takie nowotwory business English jak „benchmarks” czy „best practices”, jak również rozszyfrowywać skróty. Próbowałem dopóty, dopóki kilkoro polskojęzycznych menedżerów nie uświadomiło mi, bym nie walczył z wiatrakami. Podobna, o ile nie gorsza, sytuacja panuje zresztą w branży informatycznej, gdzie żadne odpowiedniki słów angielskich nie dają się nawet wyobrazić; tak dalece rozwój technologii wyprzedza rozwój słownictwa.
Co do skrótów, to zarówno w dziedzinie finansów jak i technologii występują ich tak wielkie ilości, że nikt już niczego tłumaczyć (ani nawet roszyfrowywać) nie próbuje. Ponoć sfrustrowani amerykańscy inżynierowie powołali nawet do życia organizację AAAAA – American Association Against Acronyms’ Abusement 🙂
Tyle odnośnie kwestii językowych. Jeśli idzie o sprawy morskie i deprecjonowanie przez Pana znaczenia zakupu nowych okrętów, to nie mogę się z Pańską opinią zgodzić. Zakup wspomnianych jednostek jest istotny z punktu widzenia długofalowych interesów kraju (bo pozwala uniknąć powstania luki technologicznej i – de facto – rozbrojenia MW RP), nie wspominając o pewnych zobowiązaniach ekonomicznych ze strony państwa (zaprzestanie budowy korwety „Gawron” oznaczałoby wyrok śmierci dla Stoczni MW w Gdyni – i w tym przypadku, inaczej niż ma to miejsce w Gdańsku i Szczecinie, wina obecnego rządu byłaby bezsporna). Wreszcie, na polskiej marynarce wojennej spoczywa – wynikający ze zobowiązań natowskich – obowiązek kontrolowania południowego Bałtyku. Jeśli doszłoby kiedyś do powstania wspólnej armii europejskiej, zadanie to z pewnością nie uległoby zmianie.
W związku z powyższym, pozwalam sobie zakończyć cytatem z Gałczyńskiego („Pochwalone niech będą ptaki”):
…Pochwalone: grzesznik i święty,
i serce ludzkie jak morze odkryte.
A nade wszystko okręty
Rzeczpospolitej.
Pozdrawiam 🙂
Geograf
Mam do Pana Adama pytanie – jaki widzi Pan sens w piętnowaniu „błędów” językowych typu „wysłać mejla” (zamiast „mejl”)? Pomijając już fakt, że nikogo (chyba) nie szokuje analogiczny zwrot „jeść kotleta” (nie spotkałem do tej pory w życiu nikogo, kto mówiłby „jeść kotlet”), to wpływ odgórnych decyzji różnych gremiów na codzienną rzeczywistość językową jest ZEROWY. Nie piszę tego ze złośliwości, tylko na podstawie doświadczenia – jako student matematyki, informatyki i fizyki na UW widzę, że fachowcy od norm językowych są o kilka długości za rozwojem Internetu czy pokrewnych technologii i nikt się nie przejmuje tym, czy profesor X czy Y uznaje daną formę za poprawną, czy też nie, tylko każdy używa takiego języka, który jest najwygodniejszy (co jest znacznie ważniejsze niż abstrakcyjnie rozumiana poprawność). Nie znam nikogo, kto mówiłby „napisać mejl”, wszyscy znajomi mówią „napisać mejla” i jakoś nikomu to nie szkodzi.
Zamiast walki z wiatrakami proponowałbym zwracać baczną uwagę na inny problem – tragiczną nieznajomość zasad interpunkcji (sic!) wśród wielu użytkowników języka. Nagminnie spotykam się z brakiem średników, myślników i przecinków, albo, co gorsza, stawianiem ich w błędnych miejscach. Nie wiem, czy wynika to z ogólnej niedbałości o kształt własnej wypowiedzi, czy z braku wyczucia, jak ma się język mówiony do pisanego, ale faktem jest, że często można spotkać wypowiedzi typu „blacha” – kilka linijek tekstu bez żadnych przecinków, myślników itd. – ciężko się takie coś czyta.
Panie Redaktorze,
a może tak, zamiast kwestii językowych, zaproponowałby Pan (sprowokował…) dyskusję o decyzji brytyjskiego Sądu Najwyższego o deportacji Abu Khatady, apelacji jego prawniczki do Strasburga, wypowiedzi Amnesty International, ze WSZYSCY powinni mieć takie same prawa obywatelskie, stwierdzeń samego Abu Khatady (terrorysty udającego duchownego), że jego skazanie w Jordanii (czy Syrii, nie pamiętam) wynikało z „dowodów” uzyskanych torturami, a więc nie było prawomocne i jako takie, nie powinno być uwzględniane przez sąd brytyjski (który jednak nie dał twierdzeniom Khatady wiary).
To ciekawe kwestie (tak jak niewpuszczenie do Wlk. Brytanii Wildersa, parlamentarzysty holenderskiego, autora „Fitny”, który to fakt też jakoś umknął naszej uwadze, gdy byliśmy zajęci „sprawą” pp. Rokitów).
Ciekawe rzeczy dzieją się na świecie. I dyskutuje się tam o nich!
Gospodarzu, moze to Pana rozweseli, ze fizycy przetlumaczyli angielskie slowo flavour na polskie zapach. W ten sposob narodzila sie liczba zapachowa, ktora od parudziesieciu lat straszy w polskich podrecznikach fizyki. Tymczasem angielskie slowo mozna takze tlumaczyc jako odmiana, i takie tlumaczenie mialoby sens. (Liczba zapachowa odroznia od siebie rozmaite odmiany czastek elementarnych o nazwie kwarki.)
Ja uwazam, ze takie zasmiecanie jezyka polskiego przez fizykow swiadczy o slabej znajomosci jezyka angielskiego, polskiego, albo obu naraz. Fizycy powinni byli poprosic Stanislawa Leme, zeby wymyslil cos dowcipnego, zamiast silic sie na tworzenie potworkow jezykowych wlasnego pomyslu.
„Zlotowki” bede bronic jak niepodleglosci. Jest kompletnie niewinna wersja „zlotego”, wiec niech sie ten, jak mu tam, nie czepia. „Milego dnia” i „w czym moge pomoc?” – tez mi nie przeszkadza – takie podreczne formulki sygnalizuja zyczliwosc i dobre nastawienie do klienta, i nie wazne skad przyszly, skoro sa wypowiadane z dobra intencja.
A z cala reszta sie zgadzam.
Zas chamom blogowym dawalabym zolta i czerwona kartke. Jesli taki Ralf, ale nie tylko przeciez, nie bedzie sie mogl przedrzec przez bramke bezpieczenstwa, ktora w koncu po to istnieje, to bedzie nam wszystkim tu znacznie przyjemniej i nawet weselej.
Moze jest jakis sposob aby przy wpisie, ktory narusza normy cywilizowanej wymiany zdan, umieszczac zolty, a nastepnie czerwony proporczyk. Albo wykrzyknik. Albo cos, zeby naruszcuekl wiedzial, ze ma ostrzeznie – jeszcze jeden taki wpis a wylatujesz z tego grona.
Przemawianie nie skutkuje. Nasze protesty nie skutkuja. Wiec moze zastosowac banicje?
Witam.
W zasadzie taki komentarz trochę nie na temat i nie ma o co kruszyć kopii, ale jako osoba „obyta” powinien Pan wiedzieć, że internet jest pełen idiotów, niezawistników i tak zwanych trolli. Jest takie powiedzenie: „Don’t feed the troll” a Pan to ciągle robi. Nie tak do końca, bo tylko Pan ciągle pisze, że „do chamskich wypowiedzi się nie będzie odnosił” ale złota zasada to chamów i oszołomów ignorować i nie dawać im satysfakcji. Oni są tu właśnie po to żeby znowu sobie udowodnić że się „Szostkiewicz wściekł!”. Komentarze na portalu polityki są raczej stonowane na tle tego co się widzi w internecie.
Kultura dyskusji to rzecz ogólnie rzadka i tym bardziej należy się cieszyć z kulturalnych i rzeczowych komentarzy i ignorować te, które nic nie wnoszą a jedynie podnoszą atmosferę dyskusji albo służą jedynie obrażeniu innych.
Pozdrawiam.
Panie Redaktorze, zdarzają się znakomici dziennikarze i politycy, korzy potrafią wyrażać myśli po polsku.Przed chwilą oglądałam rozmowę Pani Janiny Paradowskiej z senatorem Piesiewiczem. Jakże różniła się od tych wywiadów,gdzie rozmówcy nie dopuszcza się do głosu, gdzie jest zakrzyczany i może odpowiedzieć tylko tak albo nie, co wiadomo nie zawsze jest możliwe. A tu dwoje szanujących się rozmówców spokojnie analizujących aktualne sprawy Polski.Bez butnej, zarozumiałej miny, wulgrnego red. Durczoka. To był miód na duszę. Przeklinać to może, nawet w Kościele Kazimierz Kutz,bo to szczere, od serca.
Ja to się cieszę, jak dziennikarze i ludzie występujący w radio i telewizji próbują przeczytać liczby. Jakie to kino jest wtedy. No – kochani – mały trening. proszę przeczytać słownie:
1.”Na salę weszło 4.258 członków stowarzyszenia”,
2. „I tymi 4.258 osobami w ogóle się nie zajęto.
Drogi Panie Redaktorze. Przy meilu (lub e-mailu) nie ma Pan racji. Już dawno polszczyzna odeszła od zasady, że rzeczowniki nieżywotnie są takie same w bierniku jak w mianowniku. Część jest zgodna z dopełniaczem.
http://www.sprawynauki.waw.pl/?section=article&art_id=1969
Zapala Pan papierosa, je Pan banana i wysyła Pan meila.
Witam,
Dziekuje za kolejny ciekawy tekst. Pan Redaktor ma racje iz to walka z wiatrakami, jednak moim zdaniem walczyc warto. Obcojezycznej patyny nie da sie uniknac jednak sluchajac rodakow na obczyznie lub w telewizji, czlowiek zalamuje rece. Dlaczego nie wprowadzi sie w ramach jezyka polskiego, przynajmniej 1 godziny tygodniowo z zakresu stylu, dykcji etc. Z drugiej strony moze spora czesc narodu jest juz tak obciazona ze zmiany nie przyniosa pozadanego efektu. Szczegolnie rzuca sie to w oczy przyrownujac poziom politykow zagranicznych i naszych. To co u nas jest ewenementem poza granicami jest norma i odwrotnie.
Z powazaniem Lukasz
Panie Redaktorze!
Kiedys narzekano na arystrokracje mowiaca po francusku dzisiaj mamy wszedobylskie angielskie makaronizmy. W jezyku technicznym ich nie unikniemy, wszystkie proby tlumaczen na polski terminow komputerowych nie przyjely sie. Ale wystarczy przegladnac polskie gazety i przerazenie ogarnia. Mamy nie tylko spolszczone angielskie wyrazenia, ale i przedziwne kalki jezykowe. Mieszkam za granica i codziennie nie posluguje sie jezykiem polskim, czytajac polska prase, mam nieraz trudnosci ze zrozumieniem polsko-angielskich neologizmow!
Kilka slow na temat Pana poprzedniego wpisu: wywolal Pan prawdziwa burze, chyba troche przez nieporozumienie. Niektorych oburzylo po prostu samo porownanie (po)wojennych losow Niemcow i Polakow.
Pamietam, ze moj Ojciec urodzony we Lwowie (ktory wycierpial wiele zarowno od Niemcow jak i Rosjan, wystarczy powiedziec, ze tylko on przezyl z calej rodziny), potrafil zrozumiec nostalgie Niemcow za ich utraconymi ziemiami i po ludzku im wspolczul. Po prostu tez musial zostawic swoj dom uciekajac przed ta sama armia. Oczywiscie zachowujac proporcje, Niemcy przeciez wywolali ta wojne i poniosly konsekwencje. Okrutny los jednakze sprawil, ze wiele lat po wojnie to ta zwycieska uboga Polska przyjmowala dary od zamoznego sasiada (ktory tak sromotnie przegral wojne)?
Pozdrawiam
Uwielbiam ten blog. Nigdzie indziej nie znajde tekstu, z ktorym sie mozna w 100% nie zgodzic. Przychylajac sie do waszych prosb o poniechanie obrazanie red. Szostkiewicza i was zwroce wam uprzejmie uwage na kilka ciekawostek.
Jest rok powiedzmy 2006, przez prase, w tym Polityke, przelewa sie burza felietonistyki: do boju, do czynu, dorznac watahe, demokracja zagraozona. W swiecie za oknem tymczasem koninktura, pensje rosna, bezrobocie maleje, wyraznie spada korupcja.
jest rok 2009, oskarzenia o naduzycia poprzedniej wladzy okazaly sie bajka. Nawet dyspozycyjni prokuratorzy w Polcku nie podejmuja sie scigac Ziobry. Swiat za oknem troche poszarzal, ludzie traca prace,
pensje maleja, raty kredytow ida w gore. Wlasciwie nikt nie wie jak sie to wszystko zakonczy.
Tymczasem w redakcji Polityki red. Szostkiewicz ze slodycza upaja sie rozwazaniom o tym, czy zloty, czy zlotowka. Red. Paradowska ordynarnie komentuje urode poslanek opozycji. Red Passent grzmi „Precz….., o nie, nie z komuna, precz z Popisem.
Jednak i tu ostrogi sie spiely. Pograzona w melancholii redakcja Polityki zawsze trzy kroki za reszta tytulow tymczasem rzuca sie jak jastrzab na Czume.
Hmm, czy to nie aby preludium do precz z Popisem?
Czego wy wlasciwie od Pisu chcecie? Napiszcie jasano, ze powinno sie ich rozstrzelac i bedziemy wiedziec na czym stoimy, a tak to jak PIS krzyczy to zle, jak milczy tez zle. No wybaczcie, ale trudno wtedy was brac powaznie.
Tak to bywa. Może rozróżnijmy mowę prawno, ekonomiczną od potocznej? Złoty to waluta i pojęcie jakim należy posługiwać się oficjalnie. Środkiem płatniczym zresztą są pieniądze, a nie pieniążki, a często to pojęcie, zwłaszcza przez kobiety, jest używane. Psychologowie mówią, że jest to świadome, aby łatwiej było je wydawać, to odnosi się do nich czulej. Może tak samo jest ze złotówką?
A to przecież nie jedyny przypadek naszej pięknej mowy. Jak często spotykamy się z tłumaczeniem języków „braci Słowian” nie wprost, jak należy, tylko wg angielskich wzorców i zamiast klubu Szachtar Donieck, otrzymujemy Shachtar, albo nawet Shacktar. Albo przywołany wyżej przykład Związku Sowieckiego i Sowietów – Sowieci są pojęciem poprawnym, ale mówienie o Związku Sowieckim, to tak jakby mówić Rzeczpospolita Palaków.
@Torlin pisze: „Zapala Pan papierosa, je Pan banana i wysyła Pan meila.”
Papierosów nie palę, banany czasem jem, ale za to wysyłam listy elektroniczne i staram się, żeby ich treść nie była pomejlona. Dla mnie mejl ma się tak do listu elektronicznego, jak zapiekanka do obiadu w wykwintnej restauracji.
Ralf pisze: „Swiat za oknem troche poszarzal, ludzie traca prace, pensje maleja, raty kredytow ida w gore. Wlasciwie nikt nie wie jak sie to wszystko zakonczy.”
Dziś świat za oknem jest śnieżnobiały. Jedni tracą pracę, inni ją dostają, jednym maleją pensje, innym rosną, tym którzy kierowali się żelazną zasadą „bierz kredyt w tej walucie, w której zarabiasz”, raty nie rosną. A wszystko skończy się tak, że bogaci będą jeszcze bogatsi, a ubodzy będą mieli tyle, co zawsze.
Ojojojojojoj. Cos Gospodarz znow naskrobal, co zatrzeslo do glebi calym Salonem Calodobowym i leca w jego strone kamienie, puste butelki i te wypelnione koktajlem Molotowa! U Terlikowskiego przeczytalam, ze Gospodarz znow sie opowiedzial po stronie „antykultury smeirci”. U Semki -podobnie, z zaznaczeniem ze jest ponadto glupi. . A ze wszystkich polemicznych wypowiedzi az tryska fontanna oslawionych chrzescijanskich wartosci.
Bede musiala przeczytac, jak Polityka za pare dni pozwoli.
A tymczasem stoje wiernie u boku wszystkich przeciwnikow tej cywilizacji milosci, ktora jak nawalnica przetacza sie przez Salon24.
Do „Ralfa”: (znowu się natknąłem,sorry):nie zapalaj się tak, drogi „Ralfie”.PiSu nie trzeba rozstrzeliwać.I nikt tego nie chce. Nieśmiało tylko pozostali proszą, żeby PiS milczał wtedy, gdy nie ma nic do powiedzenia, a jak coś mówi, żeby było w tym co najmniej kilka % sensu. Wtedy i PiS będzie brany poważnie. Szczęście, że już PiSu nie musimy się bać. Poważnie chcemy go brać, ale nie przy pomocy dyskonta. Wolelibyśmy płacić z dołu, nawet z odsetkami, ale z dołu. .
Re: wpis Heleny z 13:44.
Tak trzymac, Panie Redaktorze: im wiecej wscieklej piany w wypowiedziach blogowiczow raflopodobnych i tych z – jak to ladnie wyrazila sie Helena – z Salonu Calodobowego, tym wyrazniej widac, ze to ma Pan racje. Zjednoczony kwik prawicy, tej co to miluje „prawdziwe wartosci chrzescjanskie” to w sumie mila dla ucha melodia, nawet jesli w ten kwik to w sumie zbieranina inwektyw i wycieczek personlanych pod Panskim adresem i pod adresem innych. To mala cena do zaplacenia za posluchanie tego kwiku.
Co do poprawnosci jezyka w mediach: francusko-jezyczne Radio-Canada (czyli radio i telewizja, wbrew temu co sugeruje nazwa) ma stosuje bardzo rygorystyczna polityke jezykowa. Instytucja ta ma nawet wlasnego „ajatollacha” od spraw jezykowych, ktory co tydzien, w specjalnym segmencie programowym, wypowiada sie na temat bledow jezykowych wylapanych w wypowiedziach dziennikarzy R-C. To bardzo ciekawa audycja. I bardzo pouczajaca dla obcokrakowcow poslugujacych sie francuskim na codzien.
Dzieki swojej rygorystycznej polityce w odniesieniu do jakosc jezyka R-C stanowi instrument rozpowszechniania franuzczyzny najwyzszej jakosci – jakosci, ktora zywo kontrastuje z francuskim, jaki plynie ze stacji komercjalnych. Tam zasob slow ogranicza sie do mniej wiecej 500, z czego polowa to i tak onomatopeje a reszta.
Mysle, ze media publiczne maja obowiazek stosowac sie do najwyzszych standardow jezykowych. Media komercjalne (a do takich nalezy chyba TOK) prawdopodobnie nie musza isc ta droga, ale z drugiej strony nic nie stoi na przeszkodzie, zeby media te, zwlaszcza informacyjne, gdzie produkuje sie kwiat dziennikarstwa polskiego, dolozyly wiecej wysilku celem poprawienia jakosci jezyka.
Pozdrawiam.
PS. Swoja droga tez jestem przywiazany do „zlotowki”. „Zloty” – owszem, ale to brzmi tak strasznie oficjalnie…
Oj, nazbieralo sie literowek w moim poprzednim wpisie, co w sumie glupio wyglada z uwagi na poruszana tematyke…
Niestety, nie zawsze mam 100% spokoju, ze w 100% skupic sie i wyprodukowac tekst w 100% wolny od literowek i bledow, ktore – jak zwykle – wylaza po wcisnieciu guzika „Dodaj komentarz”…
Panie Redaktorze !
„In meritum” – co do „anglo-makaronizmów” etc. – pełna zgoda. Mogę tak twierdzić, bo jestem „starej daty” i sam nick (albo jego część) wskazują na proweniencję w tej materii. Ale trzeba być konsekwentnym……Dlatego mnie osobiście radzi – zarówno z tytułu „polskości” jak i wspominanej „proweniencji” – nagminne używanie wyrazu (w różnych konfiguracjach i odmianach), w różnych konotacjach i określeniach, wyrazu „SOWIETY”. Jest to wyraźny rusycyzm z „wektorem” o pejoratywnym skojarzeniu. To tak jak w religioznastwie (czyli przestrzeni naukowej) użycie słowa – „sekta”. Dopuszczalne, ale świadczące o aksjologicznej stygmatyzacji tego „innego”. O jakichś „ułomnościach” ego; o jakichś kompleksach (najczęściej niższości) trawiących daną jednostkę……
Dopuszczam, że Pan Redaktor używając tak popularnego dziś w naszym kraju określenia (choć nie logicznego, nie-„polskiego”) idzie „z prądem”, z „mainstreamem”, jest „na fali”. Chce być bardziej „trendy”
i „dzisiejszy”. Chce wierzyć, że w Panu nie ma „pokładów” takiego anty-komunizmu i anty-rosyjskoścsi, które wymuszają niejako na Panu kompilację wszelkiego co złe w „pojęciu” SOWIETY; że Pan jako intelektualista potrafi stanać „ponad” siebie i personalne doświadczenia……
Przecież w polskim języku – którego podstawy nauczano Pana na polonistyce UJ-tu – funkcjonuje doskonale pojęcie: Związek Radziecki. I od”radzieckości” winno się tworzyć wszelkie pokrewne znaczenia i określenia…….
Czy USA tłumaczymy „potocznie” jako Stany „UNITED” ? No, chyba iż to określenie „SOWIETY” (we wszelakich konfiguracjach) ma podkreślać to pejoratywne i aksjologiczne znaczenie – na wieki i wszech ogarniające – bądź zjawiska które MY (jedynie słuszni i afirmatywni) naznaczamy i pokazujemy wskazującym palcem.
Pozdrawiam serdecznie.
WODNIK53
W mojej krainie sa wiatraki i nikt z nimi nie walczy 😉
Ale powaznie-nie tylko w Polsce zasmieca sie jezyk.W Holandii panuje moda na „wtracenia angielskie”.Praktycznie nie ma tekstu,zeby nie byl uslany takimi „kwiatkami”!! Pol biedy,jesli w nawiasie,jak nakazuje kultura, podanoby tlumaczenie,ale nie, tego dobrodziejstwa raczej czytelnik nie doswiadczy.A przeciez nie wszyscy musza perfekt znac kazdy jezyk!!!
Mnie takie praktyki doprowadzaja do szewskiej pasji.Uwazam,ze jest to nie tylko brak kultury,ale ignorowanie czytelnika.
Ana.
Do Tes Teqa i Gospodarza!
Oczywiście można. Oczywiście można powiedzieć, że:
1. idzie się do szkoły podstawowej, a nie do podstawówki,
2. wysyła się kartę pocztową, a nie pocztówkę,
3. robi się sok przy pomocy urządzenia elektrycznego służącego do mechanicznego jego uzyskiwania z owoców lub warzyw, a nie przy pomocy sokowirówki,
4. młodzież pisze w szkole sprawdzian pisemny, a nie kartkówkę,
A co z biegówkami, hokejówkami, spacerówką, pięciogroszówką, aktówką, księżycówką, pasztetówką, baseballówką, próbówką, mikrofalówką, plakatówką, kopertówką, kuponówką, filmówką, dwupasmówką, drogówką, czasówką, tirówką, jednorazówką?
Pragnę powiedzieć Panie Redaktorze, że obrona przed nowymi słowami zagranicznymi jest bezcelowa, nie ma możliwości powstrzymania tej fali. I to trwa od 1000 lat. Były okresy, kiedy rządziła łacina i czeski, później niemiecki, włoski, francuski, a teraz angielski. Polski język był tak silny, że wszystkie te wyrazy adaptował do swojej filozofii języka. Jakbyśmy tak na serio potraktowali wszystkie wyrazy w języku polskim, to nie ma ani jednego czysto polskiego słowa. Bo albo to jest brücknerowskie prasłowo pochodzenia indoeuropejskiego, albo prasłowiańskiego, albo to jest naleciałość z innych języków. Kto pamięta, że laser i radar to są skrótowce (o – przepraszam – wyrazy pochodne utworzone w wyniku skrócenia jednego wyrazu lub grupy wyrazów).
I druga sprawa. Jako człowiek mający już swoje lata wyrażam wielką wdzięczność młodym, szczególnie informatykom, że w tak wspaniały sposób wprowadzają do polszczyzny nowe słowa z ich profesji. Mam w domu syna – informatyka i przeglądam pisma przez niego kupowane. To się naprawdę da czytać po polsku. Brawo!.
Wodnik53
Wywodzisz poprawnie, ale bez wyczucia jezykowego. Wyraz „radziecki” wskazywal na jakas asymilacje, akceptacje tego, ze byl to kraj Rad. Piszac „sowiecki” odcinamy sie od tego, ze byl to system, w ktorym funkcjonowaly jakies Rady. Nie bylo ich i nad niczym nie radzono. Polacy na emigracji powszechnie unikaja wyrazu „radziecki”. Zwaz chociaz by, jak mowi Brzezinski i polsko jezyczni kongresmeni w Stanach. Slowo ma wydzwiek emocjonalny zrodzony z niewoli.
Wodnik53,
a juz myslalam, ze tylko mnie to razi ze wzgledu byc moze na nieosluchanie.
I jak przeczytalam tekst gospodarza to mnie to slowo jak obuchem walnelo. No ale juz siedzialam cicho, bo i tak podobno za duzo krytykuje…
Mój wpis odnosi się głównie do tzw. Niemieckich wypędzonych itd.
1. Pamiętam wypowiedź jednego z byłych więźniów obozów koncentracyjnych (niestety nazwisko mi umknęło), który wspominał, jak wobec naporu Rosjan przepędzono ich z obozu i gnano w głąb Niemiec. Szli ulicami jakiegoś miasta i ci ?niewinni? cywile niemieccy stali na chodnikach i pluli na nich. Tak, pluli. A przecież byli to więźniowie obozu koncentracyjnego, a nie jakiegoś oflagu czy stalagu, więc trudno tu szukać tłumaczenia, że był to akt zemsty na wrogich żołnierzach pojmanych do niewoli. Po prostu nadludzie tak traktowali podludzi. Mało mnie interesuje, czy owi nadludzie byli tak głupi i źli, czy też mieli zwyczajnie zlasowane i wyprane propagandą mózgi. Fakt pozostaje faktem. Hitlerowska hołota to nie była jakaś garstka fanatyków z otoczenia Hitlera. To był naród niemiecki. Może i otumaniony, ale jak skutecznie. Owszem, były wyjątki, ale zgodnie z naszym powiedzeniem wyjątek potwierdza regułę. Hołota oprzytomniała dopiero jak została rozdeptana butami krasnoj armieńców. Nagle zauważyła krzywdę wypędzeń. Wcześniej jakoś to im nie przeszkadzało. Te wszystkie wewnętrzne ruchy oporu wobec Hitlera też jakoś nie podnosiły głowy (poza wyjątkami) dopóki wszystko szło ?dobrze?, czyli tłukli wszystkich w Europie, rabując przy okazji co się da. Dopiero jak im się noga powinęła to się zbudzili, że coś jest nie tak. Ja nie byłem wychowywany w jakiejś nienawiści do Niemców czy Ukraińców, ale świetnie pamiętam babcine opowieści. Np. jak przybyła na ?ziemie wyzwolone? (oczywiście wygnana z ojcowizny przez UPA , a później Rosjan ? większość rodziny zginęła w mękach) i spotkała zwijających się niemieckich ?niewinnych? cywilów. Cóż jej powiedzieli? Ano coś takiego: ?Pamiętajcie, by nie ścinać tych sosen. Bo my tu wrócimy i będziemy musieli mieć gdzie was wieszać.? Proszę zauważyć, że Niemka powiedziała to w momencie, gdy już wojna była przegrana, a wokół kręcili się Polacy i Rosjanie. Mimo to nadal taka w niej była buta. Dlatego w pełni zgadzam się z wypowiedzią jednego z generałów amerykańskich, który stwierdził, że ?Niemcy są w porządku, jak raz na 50 lat dostaną lanie. Inaczej zaczyna im odbijać?. Teraz obserwujemy jak próbuje się zmieniać historię. Zobaczy Pan, że za 50 lat mało kto będzie pamiętał, kto wywołał wojnę. Raczej będzie się mówić o ?obopólnej winie?, albo wręcz, że Adolf został sprowokowany. Historię piszą zwycięscy, w naszych czasach ? bogatsi i silniejsi. Pewnie, że byłoby miło, gdyby wszyscy byli tak neutralnie i empatycznie nastawieni jak Pan. Ale chyba doskonale zdajemy sobie sprawę, że to są jednostki.
2. Polscy kolonialiści na wschodzie ? o kim konkretnie mowa? Ma Pan na myśli biednych wieśniaków, jak moja rodzina, żyjąca tam od wielu pokoleń? Jeśli mówimy o magnaterii to zgoda, choć też wahałbym się z określeniem ?polscy?. Bo tak samo byli polscy jak i ruscy czy litewscy. Zresztą określenia narodowościowe we współczesnym rozumieniu w odniesieniu do XVI czy XVII wieku to pomyłka.
3. Incydent monachijski Rokitów ? oczywiście jasnym jest, że Jan Maria podobnie jak wielu innych polityków cynicznie gra kartą antyniemiecką, a całe zdarzenie jest żałosne. Dając odpór tego typu zachowaniom nie można jednak wpadać w przesadę w drugą stronę. Dla mnie nie ma równości pomiędzy polskimi wypędzonymi ze wschodu, a niemieckimi ?wypędzonymi? z zachodu.
4. Armia Europejska ? póki co bliżej temu chyba do pięknej utopii niż rzeczywistości.
Żeby nie było tak, do reszty na poważnie…
W czasach niedosytu telefonów, kiedy pod budkami telefonicznymi z aparatem wrzutowym stały kolejki, pani, która nie miała stosownej monety zwraca się do współkolejkowicza; ma pan złotego?
Na to pada odpowiedź; Gdybym miał, to bym na wierzchu nosił
Mam nadzieję, że Gospodarz mnie nie wyrzuci za nieobyczajność?
Panie Redaktorze,
poprawność zastosowania „złotówki” w odniesieniu do krążka w postaci monety o wartości jednego złotego nie powinna budzić zastrzeżeń, podobnie jak „grosik” – w odniesieniu do najmniejszej polskiej monety. Oba zdrobnienia zadomowiły się na dobre i chyba nie ma potrzeby z nimi walczyć.
Co innego, gdy mowa o obowiązującym w Polsce środku płatniczym – złotym. Tu nie może być dopuszczone żadne gminne zdrobnienie. Zwłaszcza w ustach Premiera, „wartość złotówki” brzmi szczególnie dyskredytująco i deprecjonująco. Po co deprecjonować wartość złotego dodatkowo, nie zachowująć wobec niego należnego mu szacunku?
Brońmy „złotego”, dopóki wart jest tej obrony. Przynajmniej na gruncie znaczeniowej poprawności językowej…
Zastanawia mnie, co też wymyślimy, żeby udomowić EURO dla potrzeb fleksji. – Czy będzie to „złoterełka”?
Pozdrawiam
PS. Nic tak mnie nie drażni, jak zdeformowana intonacja telewizyjnych lektorów, którzy odczytują doniesienia i komentarze głosem cyborga…
?Proszę czytać ze zrozumieniem: twierdzę, że pod względem pscyhologicznym czy egzystencjalnym wszystkie wysiedlenia można ze sobą porównać, nie wnikam tu, kto kogo i dlaczego, to zresztą w Polsce chyba wszyscy wiemy?.
Faktycznie to mozna pod wzgledem psychologicznym czy egzystencjalnym porownywac np. wszystkie przypadki smieci, nie wnikawszy czy dany przypadek smierci jest dzielem choroby, mordu czy starosci organizmu. A przeciez nasza cywilizacja polega na umiejetnosci widzenia i szanowania roznic i na kategoryzowaniu. Mozna tez porownywac muche i slonia. Obydwa zwierzaki.
Oczywiscie, ze sami Niemcy byli wielkimi ofiarami nazizmu i wojny. Miliony Niemcow zginelo i miedzy innymi zostalo przesiedlonych. Psychologicznie i egzystencjalnie czesc z tych Nimecow mogla nawet bardziej przezywac swoj los uciekinierow i przesiedlonych niz czesc Polakow, ktorym tez byli zmuszeni opuscic swoje domy i rodzone strony. Jasne jest, ze Niemiec, Polak, Zyd czy Rosjanin maja wspolny mianownik: czlowiek.
Nie, nie zgadzam sie jednak z Pana swiadomym, lub nie swiadomym relatywizmem historycznym.
Mowienie dzisiaj o niemieckich ofiarach wojny w tym samym duchu moralnym, co mowienie o polskich ofiarach wojny, to relatywizm, ktory latwo moze prowadzic do rewizji historii. A moze i Hitler i ta olbrzymia czesc niemieckiego spoleczenstwa, ktora mu sie tak bezmiernie oddala, mieli w sumie racje, integrujac w podstawach swojej polityki pogarde do Polakow i innych Slowian bazowana na rasistowskiej teorii, w ktorej to dla Zydow w ogle nie bylo miejsca na ziemi? Dlatego trzeba bylo zaanektowac Czechy w 1938 a pozniej we wrzesniu 1939 bombardowac polskie miasta i budowac obozy zaglady?
Ten uciekajcy i psychologicznie i egzystencjalnie cierpiacy Niemiec to przeciez ofiara swojego zbrodniczego spoleczenstwa, zreszta tak samo jak ofiara jest tez kazdy skazany za swoje zbrodnie czlowiek. Zbrodniarz jest ? chociaz czesto sam tego nie wie – ofiara swojej zbrodni. Ale ten fakt nie czyni ofiary zbrodni zbrodniarza, ktorzy w koncu zadaja zbrodniarzowi kare, czesto okrutna, zbrodniarzami. Brzmi to troche jak cwiczenie gramatyczne, ale wyraza to podstawowa logike na ktorej spoczywa nasza cywilizacja: logike odrozniania przyczyny i skutku, logike roznicowani co, kto, dlaczego, jak. Niemcy sami sie wysiedlili i wypedzili, swoimi zbrodniami, ktore jako zbrodnie, nie moga byc wytlumaczone. (Dlaczego zbrodniarz popelnil swoja zbrodnie, to juz inna problematyka).
Dla mlodych Polakow 2. wojna swiatowa wojna to historia. Bardzo dobrze. Ale niebezpieczenstwo nowego przeoinoczonego obrazu wojny staje sie wieksze proporcjonalnie do czasu, ktory oddala nas od tej wojny. Przede wszystkim niebezpieczenstwo to tworzone jest przez ten tak dominujacy pradygmat myslenia relatywnego, gdzie egzystencjalnie i psychologicznie rzecz biorac, i smierc twojego kotka i smierc twojej babci moze miec dla ciebie te same psychologiczne i egzystencjalne skutki, i dopiero wizyta u psychoterapeuty czy psykologa, byc moze, bedzie tu mogla cos wyjasnic i pomoc.
Pisze Pan: ?Wątpię, czy dla Niemca uciekającego z Prus czy Sudetów miało istotne znaczenie, czy jego prześladowcą jest Arrnia Czerwona, Armia Polska czy Czeska, UB czy Polacy cywile.?
Mysle, ze ma Pan racje, ze dla uciekajacego Niemca bylo to obojetne czy uciekal przed Arnia Czerwona, Armia Polska, itp.. Ale dlaczego wprowadza Pan pojecie ?przesladowca?? Pytanie retoryczne. Dla Pana i nazistowskie Niemcy byli przesladowcami, i Armia Czerwona, ktora oswabadzala obozy smierci i polskie miasta, wobec tych cuiekajacych Niemcow. Wiem. ze jest to, jak juz to tu dwa razy podkreslalem, wynik relatywizmu, wynik sposobu myslenia wsrod intelektualistow i humanistow jak najbardziej, mozna by to nazwac, modny. Dla mnie koliduje to, powtorze to, z logicznymi podstawami naszej cywilizacji, i nazwe to wirusem myslowym. ktory niweluje roznice miedzy skutkiem i przyczyna, w tym przypadku zbrodniarzami i jej ofiarami.
Pan, Panie Redaktrorze, zalamuje rece nad „zlotowka”. Slucham sobie tok.fm, a konktetnie audycji kulturalnej pt „Inna przestrzen”. Jednym z zaproszonych gosci jest pani, ktora prowadzacy przedstawia jako ktos od REFESARZU stadionu X-lecia. I nie wydaje mi sie, zeby sie przeslyszal.
Ten refesarz to pewnie po to, zeby sluzba nie zozumiala.
„Fefesarz” – przyzna Pan, ze przy tym potworku jezykowym „zlotowka” brzmi naprawde niewinnie i swojko-plebejsko.
Pozdrawiam.
Xapur, 09.51. Bardzo dobrze o tzw Niemieckich wypędzonych. Ja pamiętam wojnę i Niemców w Krakowie. Przepędzono ich pokazowo. Teraz w „wolnej” Polsce, Krakowianie zburzyli pomnik Generała Koniewa, wyrzucili groby żołnierzy z miasta a „cipki”dziennikarki z Gazety Woborczej piszą nie o wyzwoleniu Krakowa, gdyż to zabronione a o „ucieczce niemców”. Nie piszę przed kim oni uciekali i kto ich przepędzał. W tym roku nawet nie przypomniano rocznicy wyzwolenia w żadnej krakowskiej gazecie. Natomiast wylewa się łzy na temat wypędzonych niemców. Wstyd, podłość i normalna Polska niegodziwość
Kadett 13:19
Gdy będziemy już mieli Euro (jeśli będziemy je mieli), to będziemy na nie mówić … no te, no… no te nowe złotówki, te, no wiesz, te brukselki (hahaha)… znowu nas oszukali, wszystko jest coraz droższe, złodzieje, a obiecywali, że… itd., itp.
Jak to Sarmaci. Dno.
Te „Sowiety ” o których pisze Wodnik , najbardziej paradoksalnie brzmią w polskim „poprawnym ” podkładzie pod filmy hist . np. na Discovery . Bywa , że „poprawny ” lektor czyta :” armia niemiecka cofała się pod naporem wojsk sowieckich ” . A rzecz dot. terytorium Polski , i czyta to dupek polski , któremu Armia Czerwona uratowała życie ! Kiedyś , w PRL mówiono „wojska hitlerowskie ” . Było to jednak logiczne . Wspomniany lektor , emocjonalnie , staje po stronie hitlerowców . Podobne paradoksy powstają przy słowie „WYZWOLENIE ” , które często nie przechodzi przez usta szczeg. prawicowych „patriotów ” . Wtedy , pisząc na prawicowych forach daję im zagwozdkę : obozy koncentracyje – były wyzwolone ? A może lepiej było „za Niemca ” . Podobnie zbija ich z tropu los ich największego pupila – Karola Wojtyły . Czy lepiej miał w GG „wypoczywając ” w Solvayu i kamieniołomach czy też w „sowieckiej” PRL , gdzie „wygnębiony” , papieżem został ???. Popieram wpisy Xapura i Leopolda Galickiego .Pozdrawiam.
„JAK polonista z wykształcenia i były wieloletni członek Rady Języka Polskiego przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk mam z tym kłopot” 😯
„Podobnie z stylem i dykcją”.
Gospodarzu,
czy jako polonista jada Pan pierogi z śmietaną, korzysta z źródeł, pieni się z złości, buduje stosiki z złotówek (złotych)? 😉
Panie Leopoldzie Galicki:
Można zacytować- „jednostka niczym, jednostka bzdurą”
lub „tysiąc , to liczba, milion , to statystyka”
Niestety, młyny historii, zmieliły dziesiątki milionów, na setkach milionów wycisnęły piętno.
Czy nasza trauma była większa od ich traumy?
Jak to zmierzyć?
To było zło, mamy je wartosciować? Nasze zło było lepsze?
Teorie makroświata nie przystają do mikroświata………..
Losy indywidualne, nie opisują losów zbiorowości.
Czy wypędzenie Tatarów Krymskich wpisuje się w losy wypędzonych?
Czy obóz w Łambinowicach był obozem zagłady?
Może „odpuścić naszym winowajcom”?
Na pogorzeliskach, z czasem , powstaje nowe życie…………
Czy warto rozdrapywać rany?
Inne czasy, inni ludzie, inna mentalność………….
Czy tez woli Pan rozdrapywać rany do 7 pokolenia?
Można za grzechy dziadków ścigać wnuki, tylko po co?
W imię jakiej idei?
Chrześcijańskiego miłosierdzia?
PS>
Czy gen Własow i jego armia, wydana przez anglików w ręce NKWD to bohaterowie, czy zdrajcy? Według jakich kryteriów ich ocenimy?
A Kukliński, Pawłowski, Najder, Zacharski?
Czy kryteria będą polityczne, koniunkturalne, ludzkie, ponadczasowe?
A Antygona? Hamlet, kORDIAN?
Czy bombardowanie Hamburga i drezna było celowe? A Londynu, Coventry, Hiroszimy?
Nie ma prostych prawd, jedynie prostackie podejście do zagadnienia……….
Mniejsze zło? Być może………. zależne od czasu , miejsca, oraz tego kto pisze historię……..
@ Ralf
No, rany Julek, Ralf – jak ty już coś napiszesz to boki zrywać. Pisuj częściej, bo coraz trudniej znaleźć coś, z czego można się pośmiać.
@ Szanowny Gospodarz
cytat:” Podobnie nie mam sentymentu do sił zbrojnych, mogą nas chronić europejskie armie mieszane. A już surrealne wydaje mi się wywalanie milionów na korwety czy okręty podwodne.”
Pan Redaktor na serio tak uważa, czy po prostu nie wyczułem ironii?
@WODNIK53
2009-02-19 o godz. 17:28
Kapitalny przykład z tymi ‚Stany UNITED’. W zasadzie, to nawet można by było napisać Stany Junajtowe. Nic tak ‚wspaniale’ nie wygląda, jak proste zapożyczenie z obcego języka, fonetycznie zapisane po polsku. Skoro można mówić Związek Sowiecki, to nie widzę przeszkód dla Stanów Junajtowych.
Popieram opór przed stosowaniem słowa ‚złotówka’ w oficjalnym języku. Czy ktoś kiedyś słyszał, albo przeczytał, aby amerykańscy politycy, ekonomiści lub dziennikarze mówili albo pisali: ‚bucks’,’dough’,’cheese’,’benjamins’,’dead presidents’ zamiast ‚dollar/s’?
@NELA
2009-02-20 o godz. 11:46
Dziękuję Ci za ten dowcip, uśmiałem się zdrowo.
@ werbalista,
jesli brakuje Panu okazji do smiechu proponuje opuscic spodnie i stanac przed lustrem. Boki zrywac.
Nie ma roznicy ?
Roznica ta polegala na tym ze Ruscy gwalcili kobiety /dopoki jakis rosyjski general kilku ,nie postawil pod sciana /, Czeci niestety mordowali ,a Polacy pokrzyczeli sie,poobrazali , pobili po glowie ,zabrali krowe i dali spokoj .
Moze troche „kmiotkowo” ,ale ? ,ja jestem zadowolona.
Czy serce jest przeciwstawieniem rozumu ?
——————————————————
Xapur
Z ?buty? nalezy sie smiac , tak smiac .
A 35% mlodego spoleczenstwa niemieckiego to
dzieci z pochodzeniem zagranicznym !
Wszystko sie zmienia ?!
——————————————————————
Zloty i zlotowka
To cos jak obecnie w Polsce /nie wiem dlaczego / pan premier
i pani premierowa /bo pewnie nie ma wlasnegon zawodu ?/pani doktorowa!
Kto ma zloty, to dostanie do tego zlotowke /kapitalizm/
/nie zlotego ,to prawie homo-malzenstwo/?
Czy to „-ow” nie jest pochodzenia slowianskiego /ludowego/?
/A laciny w Polsce tyle ,jak w XVII wieku /.
Salute
Po co nakazywac komus zdejmowac spodnie, Ralf ?
Po prostu pisz czesciej !
I bedzie wesolo.
Tym co mnie najbardziej intryguje w slowie ‚sowiety’ jest calkowite niewystepownie w mowie i pismie formy pojedynczej tego okreslenia.
Nigdzie na przyklad nie spotkalem zwrotu: „sowiet B. Okudzawa pisal
bardzo dobre teksty po sowiecku” lub temu podobnych. Drugim z kolei
powodem do zadumy nad produkcjami opinotworczego pana Tygodnika
Szostakiewicza jest niejaka niekonsekwencja wyrazajaca sie w nazywaniu
Reichow Niemcami. Z gory zapowiadam, ze nie przyjmuje do wiadomosci
usprawiedliwien, ze obecnie Niemcy to Dojczlandy a nie Reichy. Wygladaloby
to bowiem na to, ze Dojczlandy chca uczcic wypedzenie Reichow. A co ma piernik dowiatraka, ze nawiaze do tytulu artykulu pana Tygodnika Szostakiewicza. No ale najwyrazniej Tygodniki juz tak maja.
Co do nalecialosci jezykowych pochodzacych od Junajtow albo Kingdomow,
to pragne niesmialo zasugerowac odstapienie od znecania sie nad
bogu ducha winnymi wiatrakami macacymi w jezyku techniczym, naukowym
czy informatycznym: tam sie po prostu inaczej sie nie da. Njzwyczajniej nie jest wykonalnym znalezienie dla pojawiajacych sie z intensywnoscia Niagary terminow rodimych odpowiednikow, takich ktore z jednej strony oddawalyby poprawnie ‚ducha’ oryginalu i rownoczesnie nie brzmaialy koslawo, czy wrecz humorystycznie.
Nalezaloby zatem raczej powchwalac spontaniczne ‚oddolne’ proby oswajania slow junajdzkich, czynione na przyklad przez dopasowywanie ich do polskich norm fleksyjnych. Tym bardziej, iz przyznac trzeba, ze prosty lud
wykazuje prz tem zdumiewjaco trafna intuicje jezykowa. Wskazuje na to
chociazby przywolany w na tym formum rzekomo niewilasciwie odmieniany
”mail” – ‚wyslac maila’i, ktora to forma mnie osobiscie nie razi. Bo przeciez
w jezyku Kingdomow ‚mail’ nie oznacza pojedynczej wiadomosci, tylko – poczte rozumiana jako ogol przesylek otrzymanych lub nadanych. Czyli – wyslalem poczte, a wiec ‚maila’ a nie – mail. Inna spraw, ze byc moze powinnismy mowic: wyslalem ‚majl\e’.
Jakby nie bylo , nie rozdzieralbym szata z powodu maila, boc przecie
wtrety junajdzko-kingdomskie objawiaja sie w na przyklad jezyku mediow—i to rowniez tych majacych niejakie ambicje tyczace sie ich jakosci—w spsob o wiel bardziej nieznosny. Chodzi przy tem nie tylko o strone leksykalna ale rowniez o skladnie. Wszystkie te „siedem dni tydzien”, ‚sport telegram”,
„kraj i swit sonda” itp Dla mnie maja one wdziek piasku zgzrytajacego miedzy zebami. I takiez wywoluja odczucia.
Co do slownictwa z kolei, mozna zaobserwowac od jakiegos czasu popisy
polegajace na tlumaczeniu ‚zywcem’ terminow angielskich wg ich polskich
odpowiednikow majacych zblizona do nich pisownie, ale zgola odmienne znaczenie. Na przyklad w pewnej wyborczej gazecie mozna bylo
znalezc rozwazania nad „patetyczna polityka Watykanu w sparwie aborcji”
i pare innych podobnych kwiatkow, ktorych juz nie pamietam.
Jednak po co siegac az na Agore, skoro macierzysty tygodnik pana
Tygodnika Sz. wdziecznie podklada sie w te tymacie i to dokladnie w biezacym numerze, gdzie w -interesujacym skad inad- wywiadzie z
wybitnym matematykiem amerykanskim (ze uzyje tego niepoprawnego okreslenia)
znajdujemy w jego wypowiedzi tlumaczonej na rzeczpospolity:: „Jaki LUNATYK
powiecilby zycie czemus zaprzeczajacemu samemu sobie?”.
No i teraz ci, ktorzy nie znaja junajdzkiego, zastanawiaja sie, co ma amator
spacerow w swietle ksiezyca do zawilosci matematyki wysokiej, zas
znajacy wspomniany jezyk deliberuja, czy w ybitny matematyk w istocie
uzyl w swej wypowiedzi slowa ‚sleep-walker’.
No ale moze ta jedna wpadka nie powinna wywolywac u panstwa redaktorstwa specjalnej sromoty. Na pocieszenie moga sobie zawsze
przywolac polska liste dialogowa do serialu ‚MASH’, ktora pod tym
wzgledem dzierzy absolutne mistrzostwo Polski, raczej nie do pobicia.
To ,co autorzy tego tekstu potrafili zrobic z angielska idiomatyka wywoluje
oslupienie przechodzace w rozbawienie (dodajac zreszta temu z zamierzenia
komediowemu serialowi dodatkowego wymiaru smiesznosci, tym razem nie
zamierzonej przez tworcow). Mamy tam na przyklad ‚order fioletowego serca’ (purple hearth), mamy
‚sanktuarium’ (wojskowy namiot, w ktorym skryl sie jeniec) i many many more, wlaczajac jedngeo z bohaterow, ktory spoznil sie na spotkanie,
bp mu sie ‚zepsul wiatrak’. Moze gdyby z tym wiatrakiem powalczyl, to by zdazyl.
Pomylka, oczywiscie pomylka! Nie ‚Dojczlandy’ a ‚Bundesy’ i nie ‚redaktorstwo’
a ‚tygodnictwo’. A wiec i ja nie bez winy.
Panie Wiesiu,
Przeciez tak jak z Szostkiewiczem, tak i tez z Panem sie zgadazam, ze bolu, traumy, a tak w ogole, uczuc ludzkiej jednostki nie mozna mierzyc, i nie trzeba. Bo gdyby sie to robilo, to przerosloby to wizje Orwella opisane w 1984. Stalibysmy sie robotami. Chociaz pigulki szczescia uzywaja dzisiaj nie tylko ci, ktorzy z pataologicznych przyczyn sa nieszczesliwi, to mamy, na nasze szczescie, uczucia, dusze (slowianskie nie slowianskie), traumy, problemy psychologiczne roznego rodzaju, ktore sa indiwidualnie postrzegane. Dlatego mowie tez o tym uciekajacym, wysiedlonym Niemcu, jako czlowieku, ktory moglby byc nawet bardziej nieszczesliwym, niz ten Polak, ktorego wywieziono na roboty do Niemiec, i ktory to, kiedy w koncu wrocil do domu, zastal ruiny i zgliszcza. Moze zabral sie do budowania Warszawy, i dlatego moze byl mniej straumatyzowany od tego uciekajacego, wysiedlonego Niemca, ktoremu cud Adenaera, poczyniony w duzej mierze dolarami Marschalla, dal moznosc kupienia, w nie tak dlugim czasie po wojnie, Volksvagena.
Sa przypadki, kiedy czlowiek tracacy prace, zabija swoja rodzine i siebie, i sa przypadki ludzi, ktorzy przezyli obozy zaglady, stracili cale rodziny, i na nowo, z cala energia stworzyli nowe rodziny i w ogole o zle, ktore przezyli, nie chcieli mowic i slyszec.
Nie, nie ma prostych prawd o tym co dany czlowiek przezywa, o bolu i radosci zycia. Zgadzam sie z Panem, ze elementy mikroswiata, chociaz swoim funkcjonowaniem nie rzadko jakby odzwierciedlaja funkcja elementow makroswiata, nie moga byc mierzone tymi miarami, ktorymi sie mierzy jednostki w mikroswiecie. Dlatego mamy w tym nowoczesnym swiecie i psychologow i socjologow.
Nie podoba mi sie, ze kieruje Pan do mnie te tu slowa:
Na pogorzeliskach, z czasem , powstaje nowe życie????
Czy warto rozdrapywać rany?
Inne czasy, inni ludzie, inna mentalność????.
Czy tez woli Pan rozdrapywać rany do 7 pokolenia?
Można za grzechy dziadków ścigać wnuki, tylko po co?
W imię jakiej idei?
Chrześcijańskiego miłosierdzia?
Kiedy w polskich mediach, czy pomniejszych ? trzeba miec nadzieje, ze pozostane one na zawsze pomniejsze ? niemieckich usilowaniach przedstawiania zbrodni i kary w 2. wojnie swiatowej, ta kolektywna ofiara ? Polska ? nagle zaczyna byc przedstawiana jako rowniez zbrodniarz ? to pytam, kto tu rozdrapuje stare rany?
Kiedy Pan retorycznie pyta:
Czy nasza trauma była większa od ich traumy?
Jak to zmierzyć?
To było zło, mamy je wartosciować? Nasze zło było lepsze?
to miesza Pan wlasnie mikroswiat z makroswiatem. To nie jest lapanie za slowka, kiedy zarzuce Panu, ze Pan tak latwo schodzi z planu uciekajcego, przesiedlonego danego Niemca, a wiec z planu jednostki, na plan spoleczenstwa, my wy, nasze zlo, wasze zlo. Miesza pan te plany okropnie. Oczywiscie ze na planie spoleczenstwa mozna usilowac mierzyc skutki zla, m.i. przy pomocy statystyki, chociaz idealnego mierzenia, jak w naukach scislych, nie da sie nigdy zrobic.
Co do skutkow 2. wojny swiatowej mozna mowic tylko o jednym zle, zle tylko jednego kolektywnego aktora, czyli Niemcow opetanych nazizmen. Bylo to zlo, ktore uczynilo miliony Polakow jak rowniez ? jeszcze raz to podkreslam ? miliony Niemcow ofiarami. To bylo zlo nazizmu zmaterializowane m.i. niemieckimi bombami zrzucanymi we wrzesniu 1939. Bylo to zlo absolutne i byl tylko jeden bezwgledny kolektywny zbrodniarz. Bylo to przyczyna tak tragicznych skutkow, po obydwu stronach.
Kto wiec tu rozdziera rany, jesli taka tu dyskusja w ogle moze przypominac rozdzieranie starych ran? Czy podkreslajac roznice miedzy tym zbrodniarzem kolektywnym, ktory zaczal mordowac, a ofiarami tego zbrodniarza, ktorzy w koncu, broniac sie zadali zbrodniarzowi bolesne rany, scigam wnuki za grzechy dziadkow? Naprawde nie rozumiem Pana myslenia.