Mędrcy Europy

Mieli być ,,mędrcy”, skończyło się bardziej egalitarnie – grupa refleksji. Szefem został były premier Hiszpanii socjalista Gonzales, zastępcami była prezydent Łotwy, konserwatystka, i były prezes Nokii. Nieźle. Są w składzie profesorowie, są eksperci, biznesmeni, działacze związkowi – była szefowa francuskich sojalistycznych (nie mylić z komunistycznymi) związków zawodowych, no i nasz Wałęsa – w podwójnej roli bylego lidera związkowego i byłego prezydenta.

Ten skład nieźle wróży, bo choćby ostatnie wydarzenia ekonomiczne dają ogromnie wiele do myślenia o tym, jaki potencjał może tkwić w euroejskim podejściu do rynku, globalizacji, roli regulacji i nadzoru państwa. Na naszych oczach rodzi się nowy porządek; epoka Bretton Woods dobiega końca. Kto ma się tym zająć, jak nie ,,mędrcy” wolni od codziennej bieżączki? 

Przypominam sobie, że o Wałęsie jako kanydacie Polski do grupy Gonzaleza pisał Reuters już w początku roku, nie wywołując wtedy większego zainteresowania w polskich mediach i kręgach politycznych. Pewno grupę refleksyjną uznano za no-news, jak to w naszych szybkich mediach. Awantury o samolot albo kto kogo wyprosił z sali obrad  to jest temat nad tematy – nad ustalenia Unii w sprawie kryzysu finansowego czy pakietu energetyczno-klimatycznego, to obchodzi w info-telewizjach mało kogo. Na szczęscie są jeszcze gazety i książki.  

Podobnie z ,,mędrcami”, a to ciekawa inicjatywa i bardzo a propos. Pomysł rzucił rok temu Sarkozy. Ponoć szło mu o to, by dostać prestiżowe wsparcie dla swej niechęci do dalszego rozszerzania Unii (a w praktyce do przyjęcia Turcji). Na to niechętnie zareagował premier Brown (Brytania jest za przyjęciem Turcji), więc zaczął się spór o mandat ,,mędrców”. Stanęło na tym, że do połowy 2010 roku mają przedstawić swój punkt widzenia na główne wyzwania i zagrożenia dla integracji europejskiej w perspektywie 2020-2030 roku. Ale bez wchodzenia w sprawy wewnętrzne, takie jak reformy instytucjonalne czy problem, gdzie kończy się Europa. Nie wiem, czy da się mówić z sensem o zagrożeniach dla Unii bez dyskusji o reformach w Unii, ale to już zmartwienie grupy refleksyjnej.

Zmartwieniem prezydenta Kaczyńskiego okazało się za to (biorę poprawkę, że tak wynika z nieweryfikowalnych przecieków do mediów) uczestnictwo Wałęsy, a właściwie mianowanie ,,absolwenta zawodówki” na europejskiego ,,mędrca”. Co za afront! Czyż były premier Kaczyński nie byłby o niebo lepszy ze swym obyciem w świecie, swym geniuszem analizy i prognozy, no i głęboką miłością do idei eureopejskiej?

A nawiasem mówiąc, nie zrobi to chyba dobrze prezydentowi Kaczyńskiemu w oczach elektoratu PiS, że z takim lekceważeniem traktuje człowieka po zawodówce. Przynajmniej nie powinno zrobić, bo niejeden z tych po zawodowce to wyborca Prawa i Sprawiedliwości. Czy trzeba dodawać, ilu wybitnych ludzi, nie tylko w polityce, nie miało i nie ma porządnego formalnego wykształcenia, a ilu z tych, co mają nie kiwnęli palcem w bucie ani o wolność Polski, ani o lepszą jej kondycję przed czy po 1989 r.

Nie ma już wśród żywych prof. Geremka – byłby z Wałęsą potężnym dynamem w grupie Gonzaleza.

XXXX

Podobała mi się krótka wymiana postów na temat ,,habemus papam” (sam miałem łacinę w liceum i na studiach i uważam to za zasługę PRL-owskiego systemu edukacji); mój tytuł był oczywiście kryptocytatem z tamtego pamiętnego dnia. Dyskusja na temat  Kościoła czy JPII jest na tym blogu dość przewidywalna i tym razem było podobnie – pozostaniemy przy swoim, bo dzieli nas chyba ta różnica, że ja znam Kościół nie tylko w teorii i nie tylko jako problem ideologiczny, lecz także jako żywe doświadczenie osobiste. I choćby dlatego kręcę głową z zażenowaniem, kiedy czytam taki wyskok jak obciążenie JPII ,,likwidacją” (znaczy co: zleceniem zabójstwa?) teologów wyzwolenia – abp. Romero zabiła skrajnie prawicowa bojówka, a nie jakieś watykańskie komando. Co do Pielni i Wodnika53 – część rozumowania akceptuję, ale, Wodniku, skoro w doświadczeniu Solidarności nie było niczego uniwersalnego, to czemu do dziś spotykam w dalekich krajach ludzi porównujących Wałęsę z Gandhim? Inni widzą nas czasem lepiej niż my sami widzimy siebie.