Głuchy telefon u Lisa

Dyskusja, czy Kościół w Polsce jest w kryzysie, przypominała zabawę w głuchy telefon. Myślałem, że może tym razem będzie lepiej, ale kiedy ujrzałem na ekranie prałata Jankowskiego w papieskiej bieli, rycerza totalnej lustracji posła Girzyńskiego i „eksa” Tadeusza Bartosia wiedziałem, że nie ma się co łudzić. Co mogą sobie powiedzieć Jankowski i Bartoś? No ale byli jeszcze zaprawieni w bojach publicyści katoliccy Hołownia i Terlikowski.

Nic z tego. Publicyści walczyli na dwa fronty, przeciwko Bartosiowi i Nowakowi, prałat i poseł bronili Rydzyka i Nowaka, Bartoś nie mógł się przebić i został upupiony jako mierny teolog usiłujący załatwić prywatne porachunki z Janem Pawłem II. Zmarnowana szansa, ale w takim składzie to się musiało tak skończyć.

Co utrudnia lub wręcz uniemożliwia w Polsce rzetelną i uczciwą rozmowę o Kościele, katolicyzmie, papiestwie? Przede wszystkim to, że tak naprawdę prawie nikomu na niej nie zależy. Jest nieliczna grupa zainteresowanych i ogromna większość obojętnych lub poczuwających się do obrony kościelnego status quo.

Ci ostatni są zainteresowani wygłoszeniem deklaracji lojalności wobec Kościoła, a nie ustaleniem z inaczej myślącymi, jaki jest obecny stan Kościoła. Będą pomniejszać znaczenie i wpływy rydzykizmu, odrzucać zarzuty, że antysemityzm jest wciąż aktywny, odwracać kota ogonem, to znaczy zmieniać temat, wyliczając cnoty i osiągnięcia Kościoła oraz prześladowania, jakich doznał za komunizmu.

W zeszłym tygodniu prowadziłem w Polityce dyskusję wokół książki Bartosia o pontyfikacie JP2. Chyba się udała, bo prawie cała sala siedziała do końca – bite 2 godziny. Nie brakowało uwag krytycznych – wśród panelistów był Hołownia – i pochwał. Czyżby recepta na prawdziwą wymianę poglądów polegała na tym, by nie robić tego przed kamerami TV – którejkolwiek – i nie zapraszać rydzykowców?

Kiedy Jerzy Turowicz napisał przed wielu laty w epoce soborowej artykuł ,,Kryzys w Kościele”, bodaj prymas Wyszyński skwitował ten ważny tekst uwagą o ,,kryzysie pewnego katolickiego publicysty”. Ta matryca wydaje się do dziś rządzić instytucją Kościoła. Kryzys? Jaki kryzys? Kryzys mogą przechodzić pojedyncze osoby, ale nie instytucja.
Tak zdaje się myślą nie tylko dostojnicy, lecz także wielu wspierających katolicyzm intelektualistów i działaczy. Lubią się podpierać danymi socjologów stwierdzających, że Polacy są konserwatywni i religijni, a proces sekularyzacji u nas postępuje powoli. Lecz nawet jeśli tak jest w istocie, to wcale nie znaczy, że nie ma też potencjału katolickiego protestu właśnie z pozycji konserwatywnych i religijnych. Zadowolonym z kondycji Kościoła w Polcse dedykuję song Boba Dylana: The times they’re a-changing.