Indeks Giertycha i kanon idealny

Nie chcę wciąż o Giertychu, ale nie da rady: jak nie homofobia, to indeks ksiąg wycofanych. Pewno, że każdy może i tak przeczytać sobie Kafkę, Herlinga, Goethego, Gombrowicza. Pewnie, że nikt nie musi, nawet w szkole, czytać Dobraczyńskiego. I pewnie, że teraz resort się mniej lub baqdziej zgrabnie wycofa z ,,indeksu Giertycha”. Wszystko zwali się na media i nauczycieli zaproszonych ponoć do konsultacji nowego kanonu lektur.

Afera z ,,indeksem” ma jednak pewne zalety. Po pierwsze, przypomina, że w resorcie oświaty siedzą dziś ludzie mający ambicje inżynierów dusz i odpowiednie narzędzia. Kanon lektur to broń potężniejsza niż by się mogło wydawać. Dla tyisęcy młodych ludzi szkoła może być jedyną okazją do kontaktu z arcydziełami literatury. Kto dziś nie przeczyta Herlinga czy Gombrowicza, choćby z szkolnego przymusu i tylko fragmenty, może już nigdy ich nie przeczytać. Podobnie z Kafką czy Goethem. Usuwanie Goethego to w ogóle policzek dla Polski w Europie. Znajomość, choćby pobieżna, Fausta, to wciąż obowiązek europejskiego inteligenta. Podobnie z Dostojewskim.

Cięcia proponowane przez MEN Giertycha-Orzechowskiego w połączeniu z propozycjami pozytywnymi: PRON-owski patriota Dobraczyński, czytadło o papieżu Polaku plus autobiografia Jana Pawła II i ,,Cesarz” Kapuścińskiego jako kwiatek do endeckiego kożucha, wydają mi się kwintesencją mentalności obecnych rządowych wychowawców młodzieży. Nie ma nic przeciwko czytaniu w szkole papieża i o papieżu – dodałbym chętnie urywki z Benedykta XVI o Europie i Jezusie – ani przeciwko Kapuścińskiemu, ale nie za cenę Herlinga, Gombrowicza, Goethego i Dostojewskiego.

Mądry kanon jest kanonem ponad podziałami polityczno-ideologicznymi. Powinny się w nim znaleźć dzieła naprawdę wybitne, które mogą poruszyć serca, sumienia i umysły młodych ludzi, obudzić w nich wyobraźnię, ciekawość świata, wrażliwość na bogactwo rzeczywistości.

Nawet w superpragmatycznej Ameryce od dawna zwraca się uwagę (np.Allan Bloom), że wyrzucanie na śmietnik klasycznej edukacji humanistycznej, w tym czytania arcydzieł światowej literatury, zagraża dobrobytowi społecznemu, bo produkuje kulturalnych barbarzyńców.   

Jasne, że taki idealny kanon jest pobożnym życzeniem – zawsze będą przy nim majstrować politycy i urzędnicy wszelkich opcji. Zawsze też co leniwsi i strachliwsi będą narzekali na przeciążenie programu nauczania, anachroniczność klasyki, dominację internetu i kultury obrazkowej, a w końcu na uzurpację układaczy obowiązkowych list lektur. A jednak wierzę, że taki kanon można stworzyć i że młodych ludzi naszych e-czasów można nim zainteresować, byle czuli, że nie chodzi o pranie im mózgów przez prawicę lub lewicę.

Może kiedyś Polska doczeka się szkoły wolnej od polityki. Takiej w której czyta się dla samej radości czytania i nikt nie lustruje pisarzy inaczej niż pod kątem wielkości ich dzieł.