Kwestia chińska
11 stycznia Chińczycy rąbnęli z ziemi własnego satelitę, zamieniając go w kupę złomu, która będzie zaśmiecała kosmos przez ćwierć wieku. W polskich mediach przeszło to bez echa, w światowych – zwłaszcza amerykańskich – wywołało tsunami komentarzy i spekulacji. Po co oni to zrobili? Dlaczego teraz, kiedy Chiny usiłują przekonać świat, że nikomu nie zagrażają? Celny strzał we własnego satelitę mógł być sygnałem, że Chińczycy równie celnie mogą trafić w satelity amerykańskie, na przykład te bez których Amerykanom byłoby o wiele trudniej walczyć z Chinami w obronie Tajwanu. Ale mogło być i tak, że akcja nie miała wcale jakiegoś ukrytego politycznego czy militarnego przesłania, a poderwała świat na nogi, bo świat oszalał na punkcie Chin.
Ta chińska obsesja Zachodu ma jądro racjonalne, ale przekracza granice zdrowego rozsądku. Dwa lata temu byłem w Państwie Srodka. Słuchałem przewodników wyliczających ile tysięcy wieżowców wybudowano w Szanghaju, przejechałem się na szanghajskie lotnisko lukstorpedą rozwijającą prędkość ponad 400 km na godzinę w ciągu dwudziestu paru sekund, ale połaziłem też po mieście. Podobnie jak w Pekinie uderzyła mnie obcość tych miejsc i ludzi. Tak, egzotyka, tak, prastara kultura, tak ciągłość państwowa od tysiącleci, tak, modernizacja, ale w czym tak naprawdę Chiny mogą być atrakcyjne? Jaką mają dla świata propozycję poza robieniem interesów, sztukami walki i tai-chi?
Oto cena za słynną chińską wsobność: dumne zamkniecie się w sobie i kontemplowanie własnej wyższości. Chiny mogą fascynować, ale czy świat kiedykolwiek będzie chciał być chiński tak jak przez długie powojenne dekady chciał być kulturowo amerykański? Dlatego nie mam obsesji na punkcie Chin jako władcy świata. Chiny ze swym dzikim kapitalizmem pod czerwoną sztandarem komunistów, z cenzurą i obozami pracy niewolniczej, z publicznymi egzekucjami, z nacjonalizmem jako jedynym spoiwem narodowym, nie są w stanie wytworzyć cywilizacji uniwersalnej jak Rzym czy Europa chrześcijańska.
Ostatecznie miejsce w historii ludzkości wyznacza raczej ta zdolność niż stopa wzrostu.
Komentarze
Ależ oni Panie Redaktorze wcale nie chcą być uniwersalni. Ich „sinocentryzm” oparty na tym o czym Pan Redaktor raczył napisać, a w zasadzie wspomniał tylko – kultura, poczucie wyższości (kłania się Mistrz Konfucjusz, który trwa w mentalności Chińczyków cały czas, czy to cesarstwo, czy republika czy ChRL czy teraz kapitalistyczne Chiny), cywilizacja i ciągłość trwania państwa – temu przeczy a’priori. Kolektywizm, masowośc i hierachiczność są tak samo wpisane w „chińskość” jak Kung Fu Tsy, krwawi cesarze, Powstanie Bokserów, Wojna Opiumowa, Chiny jako „niewolnik” Zachodu, Sun Jat Sen, Wielki Marsz, Mao Tse Toung i Czang Kai Szek, rewolucja kulturalna, Teng Siao Ping etc. Chińczycy będący żydami strefy okołopacyficznej mają wobec „narodu wybranego” jeszcze jedną cechę – silne poczucie więzi i tej właśnie „chinszczyzny” o której piszę. Czyż Niebiańskie Cesarstwo i jego budowle nie są podobne do mauzoleum Wielkiego Sternika na Placu Niebiańskiego Spokoju ? A o uniwersalizmie kultury chińskiej – wbrew temu co Pan pisze – niech świadczy sinoizacja np. Mongołów i Kubilaja & comp. w XIII w.
Zachwyt nad kulturą i cywilizacją Zachodu jest wynikiem pewnego imperializmu mentalnego, nas Europejczyków. Szczycimy się prawami człowieka, ale jak napisali np. L.C.Thurow czy S.Huntington (bo one odróżniają nas od innych cywilizacji) są one charakterystyczne „tu i teraz”, gdzie indziej nie da się tego dosłownie przenieść (będą karykaturą); zresztą wszystkie imperia (pretendujące do uniwersalizmu), które panowały przez wieki – Egipt, Babilon, starożytna Persja, Rzym, Majowie, Aztekowie (czyli Mezoameryka), Osmańska Turcja etc. nic nt. temat nie wiedziały. I nie stosowały tych praw. O Chinach czy cywilizacji indyjskiej nawet nie ma co mówić.
A zestrzelenie satelity – to demonstracja i pokazanie światu – już jesteśmy tuż, tuż…..w perspektywie tego prężenia muskułów – Olimpiada Pekin’08. Co 6 obywatel świata to Chińczyk (z ChRL-u). Oni odreagowują zachodnią pogardę jaką darzono Chiny i chińskich kulisów w XIX i na początku XX wieku. To jest najczystsza prawda Panie Adamie. I my Europejczycy winniśmy się uderzyć w swe piersi, jak zachowywano się przy rozbiorze chin – żołnierze brytyjscy po Powstaniu Bokserów w końcu XIX wieku bagnetami zdrapywali złoto z kadzi stojących przed bramami Zamkniętego Miasta. Barbarzyńcy – mówili Chińczycy….. Wychodzi jednak z Pana Panie Redaktorze Europocentryzm, który już jednak rozmywa się w wielobiegunowym, mam nadzieję, że tak będzie, świecie. A w perspektywie sprzężenie gospodarek Chin i Indii, na co się zanosi (wspólny rynek i nawet pieniądz – takie są zamierzenia do 2025 roku – o tym tez w Polsce cicho sza), zanosi się na dominację tego giganta w południowej i wschodniej Azji. To przecież > 2,5 mld ludzi Indie + ChRL. Pisał o tym w ub. roku b.polski dyplomata D.Zbytek w miesięczniku DZIŚ.
Pozdrowienia dla Autora Blogu i więcej pluralizmu w myśleniu o świecie.
Słyszał Pan coś o Instytutach Konfucjusza, na wzór Alliance Francaise czy British Council zakładanych? Słyszał Pan o klasach z chińskim, zakładanych nie w Australii, ale w Anglii?
Owszem, szerokie rzesze niewiele wiedzą o chińskiej kulturze. Ale czy z czystym sumieniem może Pan powiedzieć, że przeciętny Polak wie o Francuzach coś więcej niż to, że jedzą żaby i ślimaki oraz że kolaborowali z Niemcami za ostatniej wojny, i mieli Napoliona?
Chiny proszę Pana stworzyły cywilizację uniwersalną, metropolię, jeśli się Pan dobrze rozejrzy, znajdzie Pan jej wpływy w całej Azji.
To, co Pan napisał jest obroną naszej cywilizacji, a raczej tego co Pan za taką uważa. Rozpaczliwą obroną tego, co jak Pan uważa ginie, zagrożone przez cywilizację chińską.
Tak się proszę Pana nie broni cywilizacji. Ta broniona cywilizacja musi się wziąć w garść, a nie sarkać na inną, co wzrasta w siłę. To co Pan napisał, mógł napisać jakiś Grek z Bizancjum, sarkający na Turków, zajmujących kolejne ziemie Cesarstwa.
A wracając do naszej cywilizacji, zdaje się że zapomina Pan czy może raczej nie zauważa, że nie ma jednolitej cywilizacji „rzymskiej” czy „chrześcijańskiej”. Europa to dwa światy – germański i słowiański. Podejrzewam, że głęboko się Pan ze mną nie zgodzi, ale ja widziałem dość w Europie, by nie mieć wątpliwości.
Dołączyliśmy do Unii. Ale nasz świat nigdy nie będzie taki jak świat Zachodu. To, co powinniśmy zrobić, to nauczyć się i nauczyć ich, że nie będziemy ich kopią, i że musimy się nauczyć żyć razem, bo ocalić NASZE cywilizacje.
Panie Adamie! Mówiąc słowami piosenki Leszka Długosza: „To przejdzie, przejdzie… Nic to, nic…” Rządy „nowoczesnych” komunistów w Chinach, to tylko imago, forma przejściowa. Fakt, jeszcze wiele złego nawyrabiają, wielu ludzi skrzywdzą zanim przeminą, ale proszę mi wierzyć: czas i postęp działają na ich niekorzyść! Amen.
Ze swoich doświadczeń pracy w wieloetnicznych zespołach dodam, że Chińczyk słabo nawiązuje partnerskie kontaktów z kolegami, często za to wyróżnia się lizusowskim stosunkiem do szefa. Może to działa w ich ojczyźnie, ale już w krajach demokratycznych budzi niechęć i sprawia że bywają izolowani.
red_giant pisze: „Ze swoich doświadczeń pracy w wieloetnicznych zespołach dodam, że Chińczyk słabo nawiązuje partnerskie kontaktów z kolegami, często za to wyróżnia się lizusowskim stosunkiem do szefa. Może to działa w ich ojczyźnie, ale już w krajach demokratycznych budzi niechęć i sprawia że bywają izolowani.”
A czy to lizusostwo przypadkiem nie objawia się poprzez nadgorliwe wykonywanie swoich obowiązków i czy w związku z tym nie są lepszymi pracownikami? A jeśli tak, to czy szef nie zechce zatrudnić większej liczby Chińczyków w miejsce zblazowanych, dumnych, szukających samorealizacji przedstawicieli państw demokratycznych. Gdy są w mniejszości – są izolowani, ale co będzie, gdy staną się większością?
Całkowicie zgadzam się z Wodnikiem 53 i Badgerem. Porównanie z Bizancjum – mistrzowskie. O identycznym zachowaniu pisze „Polityka” w dodatku – patrz posunięcia Kalifa Bagdadzkiego Al-Mustasima w XIII wieku. Nasza cywilizacja musi iść do przodu, nie okopywać się.
Mała uwaga do Badgera. Ja dodałbym kulturę romańską. Niemcy, Skandynawowie, Brytyjczycy, Austriacy, Szwajcarzy – zgoda, ale przecież nie Portugalczycy, Hiszpanie, Francuzi czy Włosi.
Torlinie, niech Ci będzie. Choć nie zapominaj, że dzisiejsi Francuzi czy Włosi to w znacznym stopniu potomkowie Germanów którzy się na tych ziemiach osiedlili. Oczywiście to uproszczenie, ale kiedy jestem na Zachodzie, widzę jakąś spójność kultur tamtych narodów. Kiedy zaś rozmawiam ze znajomymi z Czech, Słowacji, Ukrainy, nawet Rumunii, widzę jak wiele z kolei nas łączy. Proszę zauważyć: nie wartościuję. ALe odrębności są i nie wiem, czy kiedykolwiek znikną. A jeśli ma być ta jednolita kultura i cywilizacja europejska, pewnie muszą. Więc – co dalej, tego nie wie nikt. Ot i banał wyszedł na koniec…
Ci do Chińczyków (tam też mam znajomych :), to faktycznie tkwi w nich to zamiłowanie do hierarhii. Ale to temat – rzeka.
Polecam serdecznie tę książkę: http://www.merlin.com.pl/frontend/towar/301326;jsessionid=D89CB2404429F47CA2A3EB27900F5089.LB1 przeczytałem, to co wiem z praktyki zgadza się z tym, co tam napisano, do tego znacznie więcej zrozumiałem z tego co się działo między mną o chińskimi kolegami. Ergo – dobra pozycja.
W pełni podpisuje się pod pełnymi erudycji wpisami Wodnika i Badgera.Trzeba wiecj czytać panie Adamie, polecam „Swiat jest płaski” Friedmana, bo przyszłośc nalezy do Chin i Indii i nic na to nie poradzimy. Zresztą i tak kulturowo możemy się zasymilowac – wietnamskie budki przyjęły się przeciez u nas jak w żadnym innym kraju Ewuropy Środkowej. Zaczęło się od Wietnamczyków, ale przecież to dopiero początek. Potem przyjdzie muzyka, architektura, polecam też spacer w okolicach Hali Mirowskiej gdzie w kindergartenie widac pełną asymilację. Orient rulez !
Pani Ewo Milewicz, jakiekolwiek próby zabawy danymi osobowymi,jest ciut śmielsze od smarowania kupą.Polecam grupie nie bawić się taką sztuką.
TesTeq,
pracowales kiedys z Chinczykami ?
Wierz mi, pracowalem juz w towarzystwie Wietnamczykow i uchodzcow z Kambodzy, w towarzystwie Tajow oraz Laotanczykow. Wszyscy oni nie dosc, ze byli dobrymi pracownikami i kolegami, to w porownaniu z Chinczykami byli po prostu ludzcy. Z nikim nie pracowalo sie tak zle jak z Chinczykami. Oczywiscie zjedli wszystkie rozumy, za jednego dolara sprzedaliby wlasna matke, ze nie wspomne o kolegach z pracy, i szefowi do d… wejda nawet przez stalowy pas cnoty.
Byc moze sa to dobrzy pracownicy, ale przeciez obok wydajnosci, wskaznikow i parametrow ekonomicznych liczy sie jednak rowniez czynnik ludzki, bo wtedy cala ekonomia staje sie bardziej uczlowieczona.
Do Chin mam stosunek raczej obojetny. Analogie z przeszloscia owszem – sa bardzo ciekawe, ale moim zdaniem zanim Chiny zaczna zagrazac realnie Europie czy USA w sensie imperialnym, ugotuja sie one we wlasnym miazmacie, bo pomimo wskaznikow ekonomicznych, ktorymi sie prawie wszyscy upijaja, i pomimo typowo komunistycznej, tramtadracyjnej fasadowosci, spoleczenstwo chinskie jest chore: chore z definicji, bo ciagle opiera sie na pielegnowanej przez komunistow kastowosci, chore z powodu nabytych chorob cywilizacyjnych, jak np niewyobrazalnej dewastacji srodowiska, czy zupelnie obcego kulturowo zachodniego stylu bycia. Gdybym byl Japonczykiem czy Hindusem, to bym sie matwil bardziej, bo to blizsze cele i lokalni konkurenci, nawet jesli WODNIK53 wymienia Indie jako ewentualnego partnera ekonomicznego w przyszlosci (a co ze sterowaniem tym ewentualnym wpsolnym organizmem gospodarczym ?)
Byc moze kiedy deszcze monsunowe zmyja do konca resztki gleby, gleby odslonietej przez niepohamowana wycinke lasow, kiedy Chinom zajzy do oczu niedobor zywnosci i wody pitnej, wtedy Indie (i Bangladesz, i kto tam jeszcze jest pod reka w regionie) moga stac sie nie tyle potencjalnym partnerem, ile potencjalnym celem.
Jacobsky
PS. Nie uwazam, zeby Chiny stworzyly metropolie w Dalekiej Azji. NIe nalezy chyba mylic diaspory chinskiej, ktora jest rzeczywiscie wszedzie, z promieniowaniem kultury chinskiej na kraje, w ktorych mieszka mniejszosc chinska.
PO drugie, nie bawmy sie w wyszukiwanie germanskich potomkow Francuzom czy Wlochom, bo rownie dobrze, poruszajac sie w obrebie tego samego przedzialu czasowego, mozna wyszukac slowianskich protoplatow dzisiejszym Niemcom, szczegolnie z polnocnego-wschodu. W koncu Slowianszczyzna ciagnela sie az po Lubeke zanim zostala podbita przez Gotow i innych, a nazwy miast typu Sassnitz, Schwerin, Uckermunde czy Zossen czy Lubeck maja przeciez swoj slowianski pierwowzor, prawda ?
Jesli chodzi o spojnosc kultur, to chyba lepiej jest mowic o kulturze lacinskiej, w odroznieniu do biznatyjskiej dla przykladu.
Jacobsky
Właściwie chodziło mi o cywilizację centralną, taką, która wpływa na peryferia. Zauważ, jakim alfabetem pisze się w Japonii, czy Wietnamie, czy Korei. Czyja kultura tam dominuje i wpływa na wszystko. Tak jak kiedyś Rzym wpływał na sąsiadów, czy Sumer itd itp. To promieniowanie nie koniecznie wiązało się z podbojami. metropolie promienują.
We Francji mieszkają potomkowie Franków i Wizygotów, wymieszani z potomkami Rzymian i Gallów. Razem składali się na obecny kształt ich kultury. Ale wpływ germański jest największy.
W Italii Longobardowie. Wizygoci i Wandale w Hiszpanii. Odcisnęli mocno ślad. Bardzo podobny ślad, stąd podobieństwo kultur. I języka. Zachodnią Słowiańszczyznę podbili, choć Słowianie wciąż tam żyją. Ale nasz świat to wciąż nie ich świat. Może kiedyś będziemy mieć wspólny – to była moja myśl.
http://wiadomosci.onet.pl/1388279,2678,kioskart.html tego szukałem.
Zupełnie się z panem zgadzam w tym krytycznym widzeniu Chin jako potencjalnego hegemona. Sam w różnych rozmowach z reguły pytam: wymień nazwy pięciu firm, albo produktów albo artystów chińskich (powiedzmy, że Tajwan się nie liczy).
Osobiście, jeśli miałbym gdzieś widzieć przyszłe państwo czy kulturę dominującą lub znaczącą (choćby tak, jak obecnie Japonia) to jest to Brazylia.
Jacobsky
Pisze: „W koncu Slowianszczyzna ciagnela sie az po Lubeke zanim zostala podbita przez Gotow i innych, a nazwy miast typu Sassnitz, Schwerin, Uckermunde czy Zossen czy Lubeck maja przeciez swoj slowianski pierwowzor, prawda” ?
Jacobsky, nieco wykładasz się z tym Gotami. Jakbyś kontynuował tradycje peerelowskiej historiografii, która – wbrew faktom – przyjmowała wczesne przybycie Słowian do Europy Środkowej, najpóźniej na przełomie er. Ale byli wówczas i radykałowie, zwolennicy „słowiańskiego” Biskupinia (ok. 600 p. n. e. – w rzeczywistości celtyckiego). Partii komunistycznej bardzo się ta „słowiańskość” Biskupina podobała, nie ma co mówić. Za Gomułki to miało ostatecznie pognebić NRF. 🙂 Rzeczywistość była jednak skromniejsza. Goci przybyli ze Skandynawii nad Wisłę, lądując w rejonie dzisiejszego Gdańska, na przłomie er i ruszyli na wschód, a kilkaset lat poźniej zawrócili udając się, znów przez „Polskę,” w kierunku ówczesnej UE, czyli Rzymu – aby go podbić i osiedlić się w północnej Italii. Wczesniej podzielili się na Wizygotów (ci w koncu ostatecznie wylądowali w Hiszpanii) oraz Ostrogotów – którzy w końcu rozpłyneli w Europie ok. VI w. nękani przez Hunów, a poźniej podbici przez długobrodych Germanów (Longobardów). Słowianie przybyli nad Wisłę dopiero w VII w. kiedy o Ostrogotach w Europie słuch już zaginął, więc twoja uwaga o Gotach podbijających Słowian w rejonie Lubeki jednak pozbawione jest podstaw. Niemniej zgodzisz się, że niemieckie roszczenia terytorialne względem Polski ewenetualnie mogłyby mieć pewne uzasadnienie. 🙂 Zwłaszcza że zanim dotarli tu Goci już wczesniej maszerowali przez późniejszą „Polskę” germańscy Cymbrowie i Teutoni, aby ponieść klęskę z rąk Rzymian. A byli jeszcze nad Wisłą germańscy Herulowie, wyjątkowo dzicy, no i tak mało sympatyczni „Niemcy” jak Wandalowie. Wszystko to zanim pojawił się tu pierwszy Słowianin – nasz przodek, Jacobsky. Co z tego, że zagony słowiańskie dotarły później w rejon Lubeki, jak słusznie piszesz, a także w okolice Berlina i nawet do Bawarii. Były to lokalne, wyprawy bez wiekszych następstw, ich ślady do dziś tropi etnohistoria.
Jacobsky – właśnie diaspora chińska wokół Pacyfiku jest jak najbardziej „chińska” i przenosi z pokolenia na pokolenie”chińskość”. A w ogóle u krytyków i „anty-azjatów” widać wyraźną „europocentrość” i rys „białego imperializmu”. A ta uniwersalna i wszechogarniająca cywilizacja, zwana tu łacińską (raczej dziś winno się mówić o łacińsko-atllantyckiej), „wymyśliła” i wcieliła w życie iście chrześcijańskie pojęcia jak rasizm, antysemityzm, niewolnictwo etc. To w faktoriach i całych kwartałach chińskich miast pod panowaniem „światłych Europejczyków” były napisy -PSOM I CHIŃCZYKOM WSTĘP WZBRONIONY. Czego się więc dziwimy ich niechęci do nas…..
Która z cywilizacji zniszczyła doszczętnie więcej kultur niźli nasza, zachodnia, taka uniwersalna…..Ty Jacobsky siedząc za Oceanem musisz mieć największą tego świadomość bo stąpasz „po nie swojej ziemi” i przebywasz w przestrzeni kulturowej zbudowanej na zdruzgotaniu rodzimej, autochtonicznej i miejscowej kultury – Indianie i co po nich zostało. O Majach, Aztekach czy Inkach i ich zagładzie przez estymę dla Ciebie nie wspomnę. Więc o uniwersliźmie – nie mówmy. A sprawiedliwością – o ile coś takiego istnieje w ogóle w świecie – jest właśnie wileobiegunowość kulturowo-cywilizacyjna świata a nie jedno-wektorowy kierunek rozwoju.
Zanim pomówimy o „uleglości” Chińczków zgłębmy podstawy konfucjanizmu i jego filozofię i potem zapytajmy- dlaczego ? Mimo wszystkich „przeciw” – które tu podniesiono – niech o uniweraliźmie chińskiej kultury świadczy jeszcze fakt wchłonięcia i tworzenia przystosowania do własnej tradycji oraz chińskiej cywilizacji buddyzmu, który przybył na tereny Chin w początkach naszej ery.
1/PS: W poł XVI w w uniwersyteckim mieście Valladoid (Hiszpania) odbyła się sławna dysputa miedzy B.de las Casasem i dostojnym G.Sepulwedą, mistrzem teologii, filozofii i prawa ówczesnego. Sepulweda dowiódł, i Kościół przyjął jego tezę, iż Indian można eksterminować w Nowym Świecie gdyż nie posiadają duszy w naszym, chrześcijańskim rozumieniu więc atrybuty człowieka im ni przysługują.
2/PS: Jacobsky – łacińska i bizantyjska kultura wywodzą się z jednego pnia i mają wspólne korzenie – helleńskie, dlatego Rosja i Wschód Europy (do którego zalicza się cała słowiańszczyznę) są jak najbardziej „europejskie”.
Dziwić się należy tylko licznej ilości moich Rodaków, których tak łatwo „chwycił ich”w swe szpony „biały imperializm” a’la Zachód. Mentalny.Ale konwertyta i nuworysz zawsze musi usilnie udowadniać swe nowe przekonania i pokazać iz jest bardziej papieski od papieża.
Szanowny Panie…
W tym – jakże ciekawym sporze – to Wodnik53 i badger są bliżsi prawdy. Od siebie dodam tylko jedno – starzejący się `świat cywilizacji śródziemnomorskiej` [lub grecko-rzymsko-germańsko-słowiańskiej] może się stać łupem Azjatów [islam lub Chińczycy] za przyczyną prokreacji. Przykłądowo – 30 000 000 nagłych zejść dw europie tp katastrofa. w Chinach – niezauważalny ubytek. Pozdrawiam
przewija sie tu krytyka Chinczykow jako wspolpracownikow. ale to szef ich zatrudnia i im placi za wydajnosc i poswiecenie, nie za kolezenskosc. wnioskuje, ze pracowaliscie z Chinczykami za granica. to nie do konca to samo co na ich wlasnym terytorium. ponadto, Tajwanczycy znacznie roznia sie od Chinczykow z kontynentu. pracownikami sa niesamowitymi, tu w ogole nie jest potrzebna kotrola szefostwa, jako wspolpracownicy – super. jestem wiec ciekaw ktory z podpisanych wyzej zna Chinczykow osobiscie, nie zas opisuje czyjes doswiadczenia. ja naleze do tej pierwszej kategorii i nie moge znalezc zlego slowa. nie mowiac juz o tym, ze koncze tu prace po 10-12 godzinach zasuwu, w Europie jest to chyba odrobinke mniej. i problemow ze znalezieniem pracy nie ma, a biali nie nadazaja za naszym tempem, niestety.
a czy sie ta kultura przyjmie. pewnie nie jako kultura popularna (tu Pan Adam ma racje), ale wystarczy rozejrzec sie tu dookola, w Pekinie 100K bialych rwie sie do roboty, kasy Chinek i kultury. bialych, ktorzy czest o nie maja najmniejszych zamiarow wracac do swojej kolebki
powinno byc – do roboty, kasy, Chinek i kultury…
Mawar pisze:
„Co z tego, że zagony słowiańskie dotarły później w rejon Lubeki, jak słusznie piszesz, a także w okolice Berlina i nawet do Bawarii. Były to lokalne, wyprawy bez wiekszych następstw, ich ślady do dziś tropi etnohistoria.”
To nie do końca prawda. Faktycznie Słowianie zasiedlili puste tereny (po wędrówkach ludów co nieco się zmieniło w Europie) aż po Łabę, w Berlinie był słowiański gród. Zachodnia Słowiańszczyzna została podbita przez panstwo Karolingów, ale przedtem Słowianie tam mocno siedzieli. Nie były to tylko wypady. Echa podboju słowiańskich (wtedy) ziem stanowią bazę np duńskiej mitologii ludowej.
Co do Biskupina zaś, to z jego celtyckością też przesadziłeś 🙂 Miszkali tam ludzie z kultury łużyckiej, niekoniecznie związanej z kluturą Celtów akurat.
Moim zdaniem nie można łączyć ze sobą wątków gospodarczego i cywilizacyjnego. To, że Chiny (i Indie) stają się potęgami gospodarczymi jest faktem. I w tym kontekscie porównanie do Turków i Bizancjum jest jak najbardziej na miejscu. Europa zamiast rozwijać gospodarkę tylko narzeka na złych Chinczyków. Ale nijak to się ma do cywilizacji. Przecież Turcy nie zniszczyli Bizancjum wyrafinowaną poezją i malarstwem, tylko siłą.
Siłą cywilizacji europejskiej adoptowanie i twórcze rozwijanie osiągnięć innych kultur (w czym celowali Rzymianie). Ważne jest więc nie to co inni mają nam do zaoferowania ale co my sami znajdziemy i wykorzystamy.
Co do chińskiej „propozycji” to mógłby Pan, Panie Adamie równie dobrze zapytać co oprócz MacDonald’s, filmów z Tomem Cruisem i Reality Show mogą nam dać Amerykanie.
Jeżeli chodzi o naszą barbarzyńskość to wydaje mi się, że obojętnie czy brytyjscy żołnierze zdrapywali by złoto czy nie i tak by byli barbarzyńcami. Cecha patrzenia z góry na innych jest wspólna dla wszystkich ludzi.
Co się tyczy Europy germańskiej i słowiańskiej, to niektórzy historycy,
np. Karol Modzelewski („Barbarzyńska Europa”), odchodzą od takiego podziału.
Sznowni Państwo
Cokolwiek napiszecie o Chinach i Chińczykach, bedzie prawdziwe w odniesieniu do konkretnego przypadku, a jednocześnie całkowicie błednę przy próbie jakiegokolwiek uogólnienia. Tego najludniejszego kraju, tak rozległego w czasie i przestrzeni, wielonarodowego, wielojęzykowego i wielokuturowego niesposób opisać, czy scharakteryzować nawet w obszernym opracowaniu, a co dopiero w krótkim felietonie.
Ja osobiście nie mogę wyjść z podziwu dla ich niebywałego rozwoju gospodarczego jaki następuje nieprzerwanie w ostatnich 20-30-stu latach. Z drugiej strony, można też stwierdzić szybko rosnące rozwarstwienie materialne ludności, ale jednak na zasadzie że części żyje się coraz lepiej w stosunku do poprzedniego okresu, a nie odwrotnie. Nie mają już przypadków jak podczas naszego tam panowania jeszcze sto lat temu, gdy miliony Chińczyków marły z głodu w nieurodzajnym roku.
Może jestem pod wrażeniem relacji syna, który tam pracuje czwarty rok, jednak kilkuletni pobyt daje lepszą podstawę do wyciągania wniosków niż krótka wycieczka.
badger,
dzieki, ze wyreczyles mnie w odpowiedzi Mawarowi, zlaszcza, ze glownym akcentem jego wywodu bylo (jak zwykle) usilne powiazanie czyjegos rozumowania z PRL-em, co oczywiscie automatycznie ma dyskredytowac przeciwnika.
Wodnik,
nikogo nie uswiecam i jestem swiadom krzywd wyrzadzonych przez bialego czlowieka. Dziekuje za przypomnienie, ze tam, gdzie mieszkam, stapam po „nie swojej ziemi”. Mysle, ze to samo moglbym powiedziec o sobie zyjac we Francji czy we Wloszech – taka juz dola imigranta, ze nigdzie nie jest u siebie, do konca swych dni na obczyznie. Zapraszam do zapoznania sie z tym stanem emocjonalnym, Wodnik. Zawsze to nowe doswiadczenie, ktore wtedy da Ci zdecydowanie lepsze podstawy do osadzania innych.
Wracajac do Twojej filipiki, to problem lezy miedzy innymi w tym, ze ja niczego nie druzgotalem, i mam szczescie zyc na obczyznie po swojemu, mimo ze w tyglu, w ktorym mieszaja sie dziesiatki kultur, jezykow, i religii. To lepsza szkola zycia inter-cywilizacyjnego niz studiowanie niezliczonych ksiazek, czasowe wizyty tu i tam, oraz teoretyzowanie na ten temat ex cathedra, choc sadze, ze i Ty masz wiele wlasnych doswiadczen w tym temacie. Ja mam swoje obserwacje, i nie sadze, zeby np. wspomnienia z pracy z roznymi nacjami, W TYM Z AZJATAMI (innymi niz Chinczycy, choc oczywiscie kontakt zawodowy z kilkoma Chinczykami to nie jest wazna statystycznie podstawa wazna statystycznie do wyciagania ogolnych konluzji, zwazywszy na wielkosc populacji, z jakiej ci osobnicy pochodza…), a wiec nie sadze, zeby moje wspomnienia z pracy z roznymi nacjami, swiadczyly o moim „europocentryzmie” czy byciu owladnietym przez „bialy imperializm”, ktory mi chyba bez potrzeby zarzucasz. Dlaczego bez potrzeby ? Dlatego, ze generalnie nie mam obowiazku zachwycac sie Chinami i tamtejsza kultura. Co wiecej, mam nawet prawo byc krytyczny wobec niej krytyczny, co wcale nie musi swiadczyc o ksenofobii, ani nie czyni to ze mnie kownertyka czy nuworysza prawda ? Lepiej nie skakac na glebokie wody szybkich i byc moze sprefabrykowanych konkluzji o innych, zwlaszcza na podstawie jednej wypowiedzi. Ale to drobiazg.
Jest cos w chinskim wydaniu kultury i stylu bycia, co mnie osobiscie do nich nie pociaga, i co w efekcie wyostrza zmysl krytyczny. Taki sam zmysl krytyczny mam np. wobec naszej sfery kulturowej, ktora w swym wpisie postawiles pod pregiezem i wyszczegolniles jej grzechy. I z tym sie zgadzam, i tychze grzechow jestem swiadom, Wodnik. Ale jednak blizsza koszula cialu, a wiec w tym cywilizacyjnym (ale nie koniecznie cywilizowanym) globalnym wyscigu szczurow bardziej kibicuje „swoim” (cokolwiek to oznacza) niz Chinom, a zwlaszcza Chinom w wersji ChRL.21.0.
Dziekuje za oszczedzenie mi detali z okresu „schylkowego” wielkich cywilizacji Ameryki Poludniowej i Centralnej. Wydaje mi sie jednak, ze zarowno Aztekowie, jak i Majowie nie rozwijali swych cywilizacji i kultur w prozni, i ze oni maja na swoim koncie pare rozdeptanych i zasymilowanych kultur. Do czego zmierzam: byc moze agresja, przemoc i chec podporzadkowania innych byly (i byc moze nadal sa) fenomenem uniwersalnym na poziome calych cywilizacji czy kultur czy innych form organizacji zbiorosci ludzkich. W zwiazku z tym uniwersalizmem nie mam powodu spedzic reszty mych dni w poczuciu winy wobec calego swiata tylko dlatego, ze urodzilem sie bialym Europejczykiem, i padac plackiem pokora przed innym tylko dlatego, ze w danym okresie historii cywilizacja, z ktorej Ty i ja sie wywodzimy, miala srodki i wole polityczna deptac innych. Ale powyzsza postawa to moj prywatny wybor, ktory wcale nie oznacza ani pogardy, ani strachu przed innymi, nawet jesli model akurat chinski mi nie lezy jak towar, i jako oferta filozoficzno-swiatopogladowa.
Pozdrawiam,
Jacobsky
Wydaje mi się, że oceniamy Chiny ze złej perspektywy, skupiamy się na definicjach, uwarunkowaniach, historii, a mniej na konkretach. No bo na dobrą sprawę, czym Chiny miałyby nas podbić? Etosem pracy – kilkanaście godzin na dobę przez pięć lat, a potem powrót do rodzinnej wioski, tymi fabrykami gdzie pasy transmisyjne leżą po prostu na stołach, powszechną taniochą i bylejakością, a może językiem.
Co oznacza dla nas dziś „Made In China”? Dla porównania proszę sobie przypomnieć, co od lat siedemdziesiątych znaczyło „Made In Japan” i jak ewoluowała marka i notowania tego kraju. Japonia stała się potęgą gospodarczą, bo Japończycy potrafili, jak niegdyś Rzymianie, twórczo i praktycznie wdrożyć i sprzedać to, co wymyślono gdzie indziej. A Chiny? Chiny robią to, co można robić gdziekolwiek, tyle że robią to taniej i więcej i coraz częściej – gorzej. Bardzo znamiennym przykładem są owe baterie do laptopów firmy Sony. Dopóki baterie były produkowane w Japonii, wszystko było w porządku, gdy przeniesiono produkcję do Chin, baterie zaczęły wybuchać. Tak się podbija świat? Czy komuś przychodzi do głowy powiedzieć „Dobre bo chińskie”? (celowo drastycznie upraszczam, ale chodzi mi raczej nie o kwestie akademickie, ale o konkret – co ewentualna hegemonia China oznacza dla mnie?)
Dla mnie dziś wygląda to wszystko raczej na podbój Chin przez cywilizację zachodnią, jest wręcz tak, że potęga Chin zależy od tego im bardziej i szybciej zasymilują zachodnie wzorce i im więcej sprzedadzą nam.
Celowo pomijam aspekty kulturowe i historyczne, bo w taki sposób można by udowadniać, że Egipt i Grecja, to dopiero powinny być potęgami (że o Iraku lub Iranie nie wspomnę)
Drogi Jacobsky: mówiąc o „nie swojej ziemi” nie chciałem urazić Twego dzisiejszego „imigranckiego” bytu (to godne współczucia, a nie prześmiewania, byłem to pisząc jak najdalszy od kpienia czy wyszydzania) lecz podkreślić, że wszyscy „biali” na ziemi amerykańskiej, bez względu na nację, są „nie u siebie”. Dlatego odwołałem się do dysputy de las Casas vs Sepulweda. Cały czas „biję” w swych wypowiedziach na wielobiegunowość postmodernistycznego (obojętnie co o tym pojęciu myślimy i jakie wartości pod nie podkładamy) świata, a nie traktowanie „białej” chrześcijańskiej, łacińsko-atlantyckiej cywilizacji jako clou rozwoju człowieka. A tak można wnioskować czytając m.in. niektóre tutejsze Twoje tezy. W chińskiej kulturze pociąga mnie to trwanie i dystans tej cywilizacji do czasu, a także kolektywizm i poczucie wspólnoty. Człowiek bowiem to zwierzę stadne i stał się człowiekiem tylko dlatego (w przyrodzie – jestem oprócz filozoficznego i religioznawczo-kulturowego wykształcenia – przyrodnikiem), że na jakimś etapie ewolucji zaczął działać kolektywnie i myśleć w kategoriach grupy – gatunku. Teraz winniśmy do tego poniekąd wrócić. Me fascynacje Wschodem w ogóle są chyba reakcją na bałwochwalstwo wobec Zachodu i jego dokonań – zwłaszcza w przedmiocie „nadbudowy” (technologie to rzecz wyraźnie nabyta i przemijająca). Zachód i jego zdobycze kulturowo-cywilizacyjne mają w w zasadzie 200-300 lat. Przewagi „mentalno-świadomościowe” jeszcze mniej….A to mgnienie wobec 2000 czy 3000. Kłaniają się Persja, Indie czy Państwo Środka. I chodzi mi o myśl, kulturę (wraz z religią), refleksję filozoficzną etc. Pisałem o wywyższeniu Praw Człowieka w naszym kręgu cywlizacyjno-kulturowym (pierwszy post)- ale to zdarzyło się „tu i teraz” i jest auniwersalnym mgnieniem oka. Zresztą to widać, jak sam Zachód instrumentalizuje dziś te wzniosłe prawa.
Podsumowując – nie chciałem Cię absolutnie urazić czy dotknąć, a tak odbieram Twą polemikę i kontratak na mnie. Pozdro z Polski i pamiętaj, aby o czymś mówić nie trzeba tego absolutnie dotknąć.
TesTeq, piszesz: „A czy to lizusostwo przypadkiem nie objawia się poprzez nadgorliwe wykonywanie swoich obowiązków i czy w związku z tym nie są lepszymi pracownikami? A jeśli tak, to czy szef nie zechce zatrudnić większej liczby Chińczyków w miejsce zblazowanych, dumnych, szukających samorealizacji przedstawicieli państw demokratycznych. Gdy są w mniejszości – są izolowani, ale co będzie, gdy staną się większością?”
Pracowitość to niekwestionowana cecha Chińczyków, a nadgorliwość? Nie wiem, tak my to widzimy, ale zapewne jest to symptom silnej hierarchizacji społecznej. Szef zostaje się nie bez powodu i trzeba go słuchać. Wszystko jest OK jeśli szef jest mądry i zna się na tym co robią podwładni, ale przecież wiemy że nie zawsze tak jest. Uważam że nasz system – nazwijmy go demokratycznym – jest zdrowszy. Z szefem można dyskutować, a jeśli się upiera przy swych głupstwach, można mu zrobić kawał i odejść. Współczesne zespoły pracują często nad złozonymi zagadnieniami, których całości nawet szef nie ogarnia i wtedy musi polegać na opinii kompetentnych podwładnych. Krótko mówiąc – system chiński jest dobry w tradycyjnej gospodarce, gdzie szef dobrze wie co robią podwładni, bo sam to robił 30 lat temu.
Część odpowiedzialności za poczucie hierarchii ponosi chińska „świecka” religia – konfucjanizm. Kształtuje do dziś mentalność Chińczyków, a jest to nie tyle religia, ile „duży katechizm” zawierający zasady postępowania w każdej możliwej sytuacji życiowej. Zasady dość uniwersalne i trzeba przyznać że mądre. Wspólczesna cywilizacja zachodnia rozwinąła się w krajach chrześcijańskich, których mieszkańcy mieli tylko 10 przykazań, w większości i tak dublowanych przez kodeks karny, a wiele spraw, jak np stosunek do teściowej, pozostawały nieuregulowane i dawały pole do indywidualnych eksperymentów. Chińczykowi nie jest łatwo w takim konfucjańskim gorsecie rozwinąć indywidualizm będący podstawą innowacyjności. Dlatego nocne zmory o opanowaniu świata przez Chińczyków nie zakłócają mi snu. Wyrwani bowiem ze swego społeczeństwa korzystnie się zmieniają: mój były szef – Filipińczyk pochodzenia chińskiego zachował wszystkie zalety przodków, a pozbył się ich wad – był solidny i pracowity, a jednocześnie sympatycznym kolegą. Głowa do góry!
Czy obecny rozwój gospodarczy Chin byłby taki szybki, gdyby nie rządzili w tym kraju komuniści? (Pytanie może błędnie sugerować, że ich popieram – w żadnym wypadku!) Czy procesy demokratyczne w tym kraju (zakładając optymistycznie, że komuniści, bez rozlewu krwi, oddadzą kiedyś władzę) przyspieszyłyby go, spowolniły, czy zahamowały?
Witam
To chyba lepiej, że tak liczny naród (jak chiński) ‚zamyka się w sobie (choc nie do końca;) i kontępluje własną wyższość’ niż miałby szukać swego ‚Lebensraum’. Choć za parenaście lat gdy Chiny udoskonalą swój arsenał jądrowy taki bezpiecznik w regionie (i świecie) się przyda. Co Pan myśli o teoriach, że Chiny za paredziesiąt lat połakomią się na Syberie?
Pozdrawiam
Wodnik53,
jestem swiadom wszystkiego o czym piszesz. Mam rowniez sporo zastrzezen do naszej kultury, lacinsko-bialej, czy jak ja tam jeszcze nazwac.
Moja ozieblosc wobec kultur Wschodu byc moze wynika z faktu, ze sam musze sie skupic raczej na poznaniu tutejszego odlamu kultury, do ktorej w sumie powinienem nalezyc, ale ktora jednak rozni sie od europejskiej. Wierz mi, ze ten proces nie jest ani latwy, ani tak bardzo oczywisty, a w zwiazku z tym pozostaje mi malo srodkow na luksus wglebiania sie w nastepne kultury, ktore i tak moge od biedy obserwowac wyrywkowo na miejscu. Ozieblosc nie oznacza jednak niecheci czy zamkniecia sie na nie.
Tematyka historii kultur i cywilizacji bardzo mnie ciekawi, mimo ze jak Ty, mam wyksztalcenie przyrodnicze. Byc moze znasz ksiazke „The short history of the human progress”, autor Ronald Wright. Jesli nie to polecam.
Pozdrawiam,
Jacobsky
Co Pan rozumie? Nic. Chiny i Indie to jest tworzace sie centrum swiata (z satelitami jak wystygla Japonia i zwalniajaca Korea P.). Im nie chodzi o dominacje nad innymi – jak to jest w Zachodniej Cywilizacji. Ani o expansje. Im chodzi o siebie – i bardzo dobrze. Ale ta dbalosc o wlasne interesy, przy TAKIM rozwoju, TAKIEJ nadwyzce budzetowej i TAKIM rynku – zmienia swiat. Zyje w azji P-W przez wiele lat. Mam tu rodzine (zona azjatka) i dzieci. Mam wlasny business. Tyle powiem: codziennie widze anglikow, niemcow, amerykanow… wkuwajacych obyczaje, pijacych souju, swietnie dostosowujacych sie do potecjalnie najwiekszgo mocarstwa. I robiacych zlote interesy. Tylko Polakow – nic. Czasem komentarze, ze to koniec swiata. Z punktu widzenia waszych dzieci to Polska jest i bedzie zadupiem sennej, biurokratycznej Europy – i taka zostanie. Juz teraz swiat to linia NY-Tokio-Pekin-Delhi. UE staje sie Samoobrona swiata. Polska … lepiej zamilcze.
Tak się złozyło, że w kwestii chińskiej mamy kilku bardzo kompetentnych dyskutantów, ale miedzy nimi pętają sie jacyć totalni ignoranci np e.larsen.Jego wypowiedzi na temat niskiej jakości chińskich produktów są żenujące. Zacznę od tego, że kilkadziedesiat lat temu zainteresowałem sie profesjonalnie Hongkongiem i jego drogą do wysokiej jakosci produkcji. HK zaczynał od żałosnego szajsu i w dziesieć, a może pietnascie lat zaczął przeganiać Japonię przy znacznie większym asortymencie. A gdzie tak naprawdę produkowano te wyroby ? Ano w Chinach, a HK je reeksportował !. Argument o bateriach do laptopów to kompromitacja. Przecież to zdarza się wszędzie ! Nie słyszałeś o tym jak co roku najsłynniejsze firmy samochodowe, nie wyłaczając Mercedesa i Volvo naprawiaja po kilkaset tysiecy samochodów, bo grożą one zamozapaleniem lub awarią hamulców ?. A o książce Ralpha Nadera „Unsafe at any speed” słyszałeś ?. Mówicie państwo, że nie ma dobrej chińskiej marki, a Lenovo ( dawniej IBM ?) A kto zrealizował chiński program kosmiczny ? Z każdym dziesięcioleciem poziom jakości chinskich wyrobów poprawia się o kilkanaście generacji i prymitywne fabryczki są zastępowane przez aseptyczne laboratoria. Kto tego nie widzi jest po prostu ślepy.
Jacobsky, Obawiam się, że wspieranie negatywnych stereotypów dotyczących innych nacji w oparciu o własne kontakty z dwoma, trzema, lub czterema przedstawicielami tychże dowodzi raczej naszych własnych uprzedzeń. Mam własne doświadczenia z pracy w bardzo międzynarodowym zespole ludzkim. Miałem tam do czynienia z trójką Japończyków, dwójką Koreańczyków, dwójką Chińczyków, Tajką i dwójką Hindusów i wyleczyłem się (jeśli je w ogóle miałem w odniesieniu do Azjatów) z jakichkolwiek poglądów na „charaktery narodowe”. Uświadomiłem sobie natomiast jak różnice kulturowe mogą wpływać na wzjemne komunikowanie się i naszą percepcję zachowań innych. Podobnie jak inni Europejczycy tłumiłem śmiech, gdy nasz japoński kolega referując cokolwiek szefowi wtrącał co drugie zdanie „as you ordered”. Irytowało mnie uporczywe „przeczące” kiwanie głowami rozmawiających ze mną Hindusów (a przeciez to pozawerbalna oznaka szacunku dla rozmówcy). Natomiast Chińczycy trafili mi się akurat zdolni i pracowici, ale byłbym ostrożny w uogólnieniach i proponuje Ci to samo. Zwłaszcza, że oceniasz ich chyba trochę z pozycji konkurentów – emigrantów, którzy podobnie jak Ty osiedlają się na nowym terytorium.
Jarek,
dziekuje za wnikliwa analize mych uprzedzen oraz za porady, co robic dalej. Jesli przeczytaszjeszcze jeszcze raz moj wpis to byc moze zauwazysz, ze jestem swiadom tego, iz MOJE opinie o MOICH chinskich wspolpracownikach sa subiektywne, co nie znaczy jednak, ze jestem w tych opiniach jedyny, gdzyz podobne opinie o WSPOLNYCH chinskich kolegach z pracy slyszalem z ust nie tylko bialych Europejczykow, ale Tamili, Laotanczykow oraz innych sasiadow geograficznych Chin. Pierwszy wpis napisalem w odpowiedzi na wypowiedz kogos, kto chinski „etos pracy” przeciwstawial naszemu europejskiemu zblazowaniu, co o tyle mnie poruszylo, ze w mojej prywatnej filozofii ja pracuje po to, zeby zyc, i nie zyje po to, zeby pracowac. Oczywiscie nie wszyscy Chinczycy sa tacy, jak ci opisanie PRZEZE MNIE, o czym swiadcza podane TWOJE przyklady.
Byc moze – jak twierdzisz – nadal mam jeszcze sporo do nauczenia sie z savoir vivre’u zycia w wielokulturowym tyglu imigracji, co nawiasem mowiac jest o tyle nieostrozna i ambitna uwaga, ze nie znasz mnie na tyle dobrze, aby stawiac tego typu diagnozy, ale jedno czego sie tutaj nauczylem, to trzymac swoje opinie o innych dla siebie, i nie robic z nich uzytku, chyba ze ktos mnie poprosi, a dodatkowo zagwarantuje, ze moje opinie albo nie beda uzyte preciwko mnie, albo tez beda one dyskutowane, ale – tak jak na tym blogu – wszyscy zachowujemy anonimowosc, i piszemy/mowimy, co chemy, ponoszac za to wylacznie intelektualna odpowiedzialnosc. Tak jak Ciebie irytowalo np. kiwanie glowami Hindusow (gest, ktory akurat mnie ani ziebi, ani grzeje), tak lizusostwo, donosicielstwo oraz stachanowstwo MOJEGO bylego kolegi Li czy Wonga, nawet jesli w glebi duszy wywolywaly one gniew i zniechecenie, to na zewnatrz zachowywalem sie z dystansem, ale uprzejmie, bo takie sa tutaj reguly gry. Nie musialem sie zreszta zbyt wiele wysilac w tym zachowaniu stoickiego spokoju, gdyz obok MOICH negatywnych doswiadczen z chinskimi kolegami z pracy, mialem i mam rowniez MOJE dobre doswiadczenia z Chinczykami, ktorzy np. opanowali znakomita wiekszosc tutejszych odpowiednikow convinient stores, i w ktorych to sklepach kupuje rano gazete, kubek kawy, i ucinam sobie przy okazji pare minut pogawedki, jesli tylko mam na to czas. Byc moze w sklepie jestem klientem, a wiec to zmienia dynamike relacji miedzyludzkich. Wszystko jedno, co za ta uprzejmoscia stoi, wazne ze jest to kontakt duzo przyjemnieszy, nawet jesli fasadowy (tak jak fasadowa jest relacja sprzedajcego z klientem), przyjemniejszy niz obowiazkowy kontakt z pelnym falszu dupolizem z pracy, ktory byc moze rzeczywiscie konkurowal ze mna o to samo zrodlo utrzymania, ale nie sadze, bo nasze stanowiska nie byly w systemie naczyn polaczonych.
A jesli juz o konkurencji mowa: byc moze rzeczywiscie w moim wypadku jest to podswiadoma kwestia oceniania, a tym samym niecheci do konkurencji, ale tak sie nieszczesliwie sklada, ze na dzisiejszym rynku pracy wszyscy sa konkurentami, nie zaleznie od ich koloru skory czy miejsca pochodzenia. Raz jeszcze przypominam (byc moze do znudzenia), ze opierajac sie na MOICH doswiadczeniach z pracy w towarzystwie takich samych imigrantow jak ja imigrantami pocho, w tym z imigrantami pochodzacymi z Azji, MOJE najgorsze wspomnienia dotycza Chinczykow. Nic na to nie poradze, nie moja wina. Ciesze sie, ze TWOJE doswaidczenia sa inne, co jednak nie upowaznia Ciebie MOIM zdaniem do nieostroznych uogolnien wobec innych, i do przyklejania innym „negatywnych stereotypow”, ktorych nie maja.
Co do mego stosunku do Chin jako takich juz sie wypowiadalem na ten temat dla Wodnika53.
Jacobsky
Stereotypy, bez względu na to, czy są negatywne, czy pozytywne, zwykle „leżą” w pewnej odległości od prawdy, rzadko w nią celując. Myślę, że nikt z nas do końca nie wie, co w chińskiej trawie piszczy; tym samym, komentarze siłą rzeczy muszą być tendencyjne. Chyba, że ktoś z Was spędził tam kilka lat, żyjąc i myśląc jak Chińczyk – ja nie. Poza tym uważam, że mentalność Azjatów tak bardzo różni się od europejskiej, że wszelkie próby jej zrozumienia i poddania obiektywnej ocenie są skazane na niepowodzenie; zniekształcają jedynie obraz chińskiej rzeczywistości. Co nie zmienia faktu, że każdy ma prawo do własnego zdania i może myśleć o tym kraju, co tylko chce.
Jacobsky, Użyłem słowa „naszych uprzedzeń”. „Naszych” czyli białych ludzi. „Naszych” czyli Polaków. Niepotrzebne skreślić. Nie chodziło mi o przypisywanie Ci posiadania jakichkolwiek uprzedzeń wobec kogokolwiek. Przecież na pewno nie masz żadnych uprzedzeń. Jednak zgodzisz się chyba, że większość z nas ma uprzedzenia wobec ludzi innych ras, religii i narodowości. Ja na przykład mam. W każdym razie nie próbowałem Cie postawić przed sądem politycznej poprawności tylko oponowałem zdecydowanie przed posługiwaniem się argumentem użytym przez Ciebie w tej dyskusji, który można streścić mniej więcej tak. Z własnego doświadczenia wiem, że Chińczycy są……, że Niemcy są………….., że Żydzi są………… , że Polacy są………… . Tak jak moje uogólnienia są bardzo niestrożne tak i twoje mogą chyba takimi być. No a to, że uzgodniłeś swoje negatywne wrażenia na temat chińskich współpracowników z przedstawicielami nacji dla których Chińczycy od zawsze byli zagrożeniem (Wietnam, Laos) nie podnosi aż tak bardzo poziomu ich obiektywności. Ponieważ jednak sam użyłeś jako argumentu własnego życiowego doświadczenia to zapewne moje uwagi nabrały charakteru osobistych przytyków. Nie było to moim zamiarem. Choć nie wiem tak do końca czym Cię aż tak obraziłem, ale na wszelki wypadek przepraszam. Natomiast porad żadnych to już jako żywo Ci nie udzielałem. Nie ośmieliłbym się.
# WODNIK53 pisze:
2007-02-02 o godz. 19:08
„Człowiek bowiem to zwierzę stadne i stał się człowiekiem tylko dlatego (w przyrodzie – jestem oprócz filozoficznego i religioznawczo-kulturowego wykształcenia – przyrodnikiem), że na jakimś etapie ewolucji zaczął działać kolektywnie i myśleć w kategoriach grupy – gatunku.”
Może to i prawda. Ale dla mnie wartość kultury zachodniej przejawia się właśnie zwłaszcza w uwalnianiu człowieka od zobowiązań wobec „stada”, zbiorowości, grupy, w docenieniu roli jednostki i jej autonomii, w indiwidualizmie. Oczywiście nie oznacza to (przynajmniej nie powinno) zaniku wszelkich grupowych więzi – ale wszystko tu zależy od tego, jak się co do nich umówimy, od decyzji podejmowanych przez wolnych, swobodnie działąjacych i myślących ludzi.
A stado i jego prawa? Dla mnie to przede wszystkim Jagna wywożona za wieś na taczkach, Jagustynka wyrzucana na żebry – wszystko w imię obrony grupy, jej spoistości, jej odwiecznych praw i interesów. Jakoś mnie to specjalnie nie ciągnie.
Pozdrawiam