Do Davos, panowie!

Co to za nonsens z tym bojkotem forum w Davos przez polskich liderów. Absurdalne insynuacje, że to forum nie dość zabiegało o ich goszczenie, albo sugestie, że jest tyle innych ważnych i ważniejszych okazji, by się spotykać i rozmawiać – tylko potęgują przykre wrażenie dziecinady. Co otworzę zagraniczną gazetę lub włączę zagraniczną telewizję informacyjną – pełno Davos. BBC transmituje z kurortu pasjonujące debaty na kluczowe tematy planetarne.  Ostatni numer tygodnika  „Time” z okazji Davos drukuje ogromny raport o stanie gospodarki światowej.

Słychać czasem narzekania, że Davos już nie to co dawniej: rutyna, zmęczenie materiału. Być może, a jednak jak co roku i tym razem zaroiło się tu od światowej ekstraklasy. Jednym z hitów był autor raportu o globalnej zmianie klimatu, Nicholas Stern, główny doradca ekonomiczny premiera Blaira.  Wzywał do współdziałania i podkreślał, że im szybciej, tym taniej.  Do Davos w tym roku odbyła się prawdziwa pielgrzymka Brytyjczyków. Przyjechali i Blair, i jego domniemany rychły (ale obecny premier  jakoś się nie kwapi zmieniać posady) następca Gordon Brown, i – precedens! – lider opozycji, konserwatysta David Cameron. Ten pochwalił się od razu dziennikarzom, że w ramach przygotowań do przejęcia rządów  spotkał się na początek pobytu z trzema premierami i szefem Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej.

A swoją drogą, ja tu wytykam naszym naczelnikom nawy państwowej, że się ze szkodą dla kraju i własnego rozwoju absentują ze szwajcarskiego zlotu, a czy do Davos pojechali liderzy naszej opozycji? Czy Tusk, Rokita, Komorowski wykazali więcej zainteresowania? A ile uwagi poświęciły forum nasze poważne opiniotwórcze media? Niemądra jest ta polska dezynwoltura. Davos to naturalnie jest też festiwal próżności polityków i wszelkiej maści guru, ale nie zmienia to faktu, że to tam, a nie u nas, można usłyszeć, co w trawie piszczy.