Teraz Kosowo

No i po Czarnogórze będziemy mieli nowe państwo bałkańskie – Kosowo. Ghandi Bałkanów, jak przezwano Ibrahima Rugovę,ojca założyciela kosowskiej niepodległości, pewno by poparł plan dla Kosowa przedstawiony dziś publicznie przez Fina Ahtisaariego jako specjalnego wysłannika ONZ do sprawy Kosowa. Plan nie mówi wprost o niepodległości, ale w praktyce ją oznacza, choć pod kontrolą międzynarodową. Plan musi być jeszcze przyjęty przez Radę Bezpieczeństwa, a już wiadomo, że Serbia od razu go odrzuciła, co może być pretekstem dla proserbskiej Rosji do weta.

Kosowo to niespełna dwa miliony ludzi, z których ponad 90 procent to Albańczycy. Kosowo to jednocześnie matecznik serbskości, gdzie ponad 600 lat temu Serbowie stoczyli przegraną ale opiewaną przez ich poetów bitwę z Turkami. W narodowej wyobraźni serbskiej zajmuje Kosowo takie miejsce jak, bo ja wiem, nasze Kresy wschodnie, Kamieniec Podolski pułkownika Wołodyjowskiego. Ale dziś Serbów zostało w Kosowie kilka procent, może nawet proporcjonalnie mniej niż na przykład Polaków na Ukrainie. Kosowo przylega do Albanii, jak ziemia lwowska do Polski, ale plan Ahtisaariego wyklucza połączenie Kosowa z Albanią, tak samo jak połączenie północnej – serbskiej – części Kosowa z przylegającą do niej Serbią. Kosowo ma być samodzielne, demokratyczne, niezawisłe i samorządne – tak chce plan.

Niech by tak było. Na pierwszy rzut oka niepodległe Kosowo to stworzenie w Europie jeszcze jednego problemu. Skoro Serbowie przysięgają, że nigdy i za nic nie zgodzą się na proponowany ,,finalny status” tej ziemi, to możemy być pewni, że będą kłopoty. W Irlandii Północnej wygaszanie nienawiści między protestancką większością a katolicką mniejszością trwa od dziesięcioleci, to samo czeka kosowskich Albańczyków muzułmanów i prawosławnych Serbów (chyba że po ptrzyjęciu planu przez ONZ resztka kosowskich Serbów po prostu opuści swoją małą ojczyznę w obawie przed jeszcze większą dyskryminacją ze strony Albańczyków). A czy Kosowo w ogóle da sobie radę z nawet ograniczoną suwerennością? Czy będzie oczekiwało pomocy, a później członkostwa w Unii Europejskiej – w końcu już teraz ma w obiegu euro, tylko kosowscy Serbowie uparcie trzymają się serbskiego dinara?

A jednak myślę, że plan Ahtisaariego jest lepszy niż status quo. Europa powinna go wesprzeć. Przedłużanie stanu przejściowego, jaki powstał po wojnie NATO z Milszeviciem w 1999 r., rodzi nie tylko zastój ale i frustrację. Kosowscy Albańczycy chcą niepodległości. Zawsze mogą się znaleźć muzułmanie, którzy im obiecają, że ją dla nich wywalczą pod sztandarem dżihadu. A dla kosowskich mniejszości plan przewiduje mocne gwarancje ochrony, równych praw i rozwoju. Cerkwie na północy mają być strefami specjalnie chronionymi. Idea planu jest więc taka, że kiedyś w Kosowie powstanie normalne wielokulturowe, wieloetniczne społeczeństwo, a to zredukuje bałkańskie napięcie, na czym Europa tylko skorzysta. W XXi wieku bardzo trudno odmówić Czarnogórcom czy Kosowarom prawa do swobodnego wyboru narodowego losu – kto zresztą w Europie miałby to zrobić i z jakiego nadania? Powitajmy więc Kosowo w rodzinie wolnych narodów europejskich. A swoją drogą, może to i lepiej, że opłakaliśmy i pożegnali Lwów i Wilno, które pozostaną naszymi mitami, ale nie trują polskiej wyobraźni nienawiścią.

PS. Brawo dla Wpisowiczy za dyskusję chińsko-cywilizacyjną. Od siebie powtórzę: mnie Chiny nie imponują samą ekonomią, ciekawi mnie ewentualna przemiana mentalno-cywilizacyjna Chińczyków pod wpływem kapitalistycznej modernizacji, na razie jej nie widzę.