Czy dojrzeliśmy do demokracji?

Kiedy patrzę, co się znów dzieje w polityce, korci mnie jako publicystę zadać klasyczne pytanie: czy dorośliśmy do demokracji? Żyjemy w niej, w jakiejś jej formie, od dwudziestu lat, ale jakie to jest życie? Mierząc frekwencją wyborczą i poziomem debaty publicznej, wygląda, że takie sobie. Raczej znosimy tę naszą demokrację niż jesteśmy z niej zadowoleni, a co dopiero dumni.

 
Z drugiej strony, demokracja działa. Kluczowe jest tu kryterium, czy da się odsunąć od władzy polityków tracących zaufanie wyborców. Otóż jak dotąd, da się. To dla demokracji ważniejsze niż fochy przegranych, po dziecinnemu obrażonych na zwycięzców.

Na plus trzeba też zapisać, że ekstremiści lewi i prawi wciąż przepadają w wyborach. A kiedy jakaś siła polityczna z głównego nurtu zaczyna ocierać się o ekstremizm, spada w sondażach poparcia. Dzieje się to mimo masowego przekazu medialnego, z którego politycy lubią robić kozła ofiarnego, by usprawiedliwić swoje porażki.

Ani TVN24, ani Radio Maryja nie są tak silne, jakby wynikało ze słów ich krytyków. Silniejsi są sąsiedzi, bliscy, proboszcz, idol, przyjaciele, rówieśnicy. To nimi przede wszystkim powinni się zająć politycy, ich przekonać do swoich racji i idei. 

Mówię tu o demokracji jako systemie politycznym, systemie rządzenia. Nie mówię o całokształcie polskich zmian po 1989 r. Bilans tych zmian uważam za pozytywny.

Jakie są dziś nasze problemy z demokracją? Widzę takie: rozdział państwa od Kościoła katolickiego, dominacja ducha konfrontacji na wyniszczenie – a to co innego niż naturalny i pożądany w demokracji spór – nad poszukiwaniem kompromisu i pogłębiający się podział społeczeństwa na zasadzie kulturowej, czyli więcej niż politycznej.
Łagodzenie i rozwiązywanie tych problemów to zadanie dla demokratycznych rządów równie ważne, jak walka z recesją i bezrobociem, modernizacja państwa, zmniejszanie nierówności w rozwoju i poziomie życia, postęp zdrowotny, edukacyjny, akademicki.

Polityczne gesty pojednawcze nic nie szkodzą, lecz w najlepszym razie mogą być tylko sygnałem otrzeźwienia liderów opinii publicznej. Dobre i to, o ile szczere, ale poprawa jakości kultury politycznej nie zastąpi poprawy polskiej polityki, a w konsekwencji poprawy stanu polskiej demokracji.   

PS. Prezydent rozmawiał z dziennikarzami i Krajową Radą RTV, co dalej z debatą publiczną. Sugerował, czy nie powołać jakiejś formy monitoringu mediów pod kątem języka agresji. To jeden więcej przykład na działania pozorne w państwie polskim. Po pierwsze, takie instytucje już działają, wszyscy wiemy, z jakim efektem. Po drugie dziennikarze są tak samo podzieleni jak inne grupy zawodowe, tak pod względem organizacyjnym (na dodatek związki zawodowe dziennikarskie reprezentują mniejszość dziennikarzy), jak i politycznym. Nie da się ustalić a tym bardziej narzucić, kogo i dlaczego mieliby słuchać jako wspólnego dla wszystkich mentora. Lepiej jest, jak dziennikarze, tak jak politycy, dojrzewają o własnych siłach, zdobywając doświadczenie i ucząc się na błędach.