Za dużo tych ,,narracji”
Zainspirowała mnie Małgorzata Kozłowska, autorka zamieszczonej na Polityka.pl analizy ,,Jak oni grzeszom” o błędach językowych polskich polityków. Prawie wszystkie uwagi trafne, narracja dowcipna. Narracja!? Czy ja też uległem modzie na słówko ,,narracja”?
Nie, ona raczej mnie drażni. (O tym, co ją drażni w naszych użytkach z polszczyzny dla portalu polityka.pl pisze Krystyna Lubelska; ja nieskromnie nadmienię, że nieco wcześniej sam pisałem o kondycji naszego języka w Polityce papierowej: http://archiwum.polityka.pl/art/w-ojczyznie-polszczyznie,427036.html).
To dobrze, że nagle mamy taki ,,wysyp” tekstów o polszczyźnie w naszym tygodniku. W końcu nie samą polityką żyje czytelnik Polityki, a zresztą i większość obywateli (ponoć polityką interesuje się 15 procent obywateli).
Czytam te i inne uwagi o polszczyźnie z dużym zainteresowaniem, bo sam jestem z wykształcenia polonistą, nałogowym molem książkowym i prasowym (w wersji ,,classic”, którą wolę i on-line, do której mam stosunek wałęsowski: nie chcę, ale muszę). I życie języka, zmiany, tendencje, wreszcie mody, ale też jego stan ogólny, kondycja polszczyzny, leży mi na sercu.
Bom także człowiek żyjący ze słów. Tu anegdota: po spotkaniu autorskim jednego z mych przyjaciół jakaś dziewczynka z podstawówki spytała go: Skąd Pan ma te słowa?
Skąd na przykład – to już moje pytanie, a nie dociekliwej uczennicy- ta kariera ,,narracji” ? Poloniście, przynajmniej mojej generacji, narracja kojarzy się przede wszystkim z teorią dzieła literackiego, sztuką i techniką opowiadania, snucia fabuły.
Tymczasem dziś ,,narracja” robi zawrotną karierę w mediach, polityce i marketingu politycznym. Nie jest jednak dla mnie jasne, w jakim ostatecznie znaczeniu: pozytywnym, czysto opisowym, czy jednak lekko pejoratywnym. Ja bym się skłaniał do tej ostatniej ewentualności. Mnie się ta moda na ,,narrację” nie podoba; drażni mnie – jak panią Lubelską drażni językowa infantylizacja.
Po pierwsze: czemu nie mówić po polsku :sposób przedstawienia (zdarzeń czy postaci), wywód, opowieść, opowiadanie o nich. Po drugie: zatrąca mi to pożyczką, a jakże z angielskiego, ale po angielsku ,,narracja” (narrative) brzmi naturalnie, a po polsku pretensjonalnie. Po trzecie, wielu naszych ,,narratorów” zdaje się nadawać ,,narracji” znaczenie manipulacji odbiorcami przy pomocy właśnie tej czy innej ,,narracji”. Słyszymy na przykład, że jakaś ,,narracja” ma ,,przykryć” inną.
Walka z modami językowymi nie ma sensu, to jasne. Sam im czasem ulegałem. Niech sobie będą. Nie jestem językowym fundamentalistą. Ale mi te akurat ,,narracje” jakoś nie podeszły.
Podobnie jak niektóre inne takie mody językowe. Na przykład ,,tak naprawdę”. Albo(wspomina o tym pani Kozłowska) ,,Mam wiedzę”. ,,Nie mam wiedzy”. ,,Nie mam takiej wiedzy”. Albo ,,Miłego dnia” (kalka angielskiego Have a nice day). Lub ,,w czym mogę pomóc” (Can I help you).
Mówcy! Użytkownicy języka ojczystego! Polszczyzna jest bogatsza niż wam się zdaje. Bez trudu znajdziecie zamienniki.
I jak to jest, że przy powszechnej manii na anglo-makaronizację polszczyzny, zdarzają w polskich mediach takie kwiatki jak ,,klerycy muzułmańscy”. To kalka angielskiego ,,clerics”, co oznacza duchownych. Po polsku kleryk to przyszły ksiądz katolicki. Skąd serwisanci biorą te słowa? – sparafrazuję pytanie uczennicy. Skąd kleryk w Iranie? Czy tak trudno sprawdzić w słowniku?
Komentarze
Moim ulubiona fraza popularna w kraju jest, ze cos „kreci mnie” lub ” nie kreci”, przetlumaczone z angielskiego „turn me on” (cos mnie podnieca lub ekscytuje). Prawdziwa bomba. 🙂
O poprawnosci mowy polskiej nie bede sie rozwodzil, chocby z racji wyksztalcenia techniczno- przyrodniczego, a rowniez z faktu przebywania poza krajem od 20 lat i srodowiskiem polskim. Pomine milczeniem liczne lapsusy moje w mowie ojczystej popelniane chocby na tym forum.
Nie zgodze sie z Autorem, ze adaptacja terminow i slow z innych jezykow jest czyms nagannym. Znam holenderski i angielski i oba jezyki przyswajaly wyrazenia i pojecia z innych kulturow i jezykow orientalnych, z ktorymi stykaly sie one w swych kontaktach kolonialno-handlowych. Przypomne chocby „serendipity” , ktory to wyraz przewedrowal do angielszczyzny z sanskrytu. Polowa terminologii zeglarskiej to znieksztalcone terminy pierwotne z jezyka holenderskiego. Nie mowiac o roznych „kalkach” wyrwanych czasami bez ladu i skladu z innych kontekstow i znieksztalcen slangowych, a ktore nagle zostaly nobilitowane przez odkrywczego literata lub artyste pop- kultury. Jezyk aby zyl musi sie rozwijac. Chocby za sprawa nowych terminow naukowych, ktore czasami trudno mi przetlumaczyc na polski, bo wtedy brzmia smiesznie.
Witam,
Garśc moich własnych spostrzeżen, może nieco banalnych, przepraszam jesli nie najlepszą polszczyzną.
Nawet jeśli nie bywa hiperpoprawnie, bywa czasami całkiem zabawnie z powodu bezmyślnych kalek (od kalka) wewnątrz językowych i zapożyczeń obcojęzycznych (jeśli nie nieudacznych tłumaczeń Google Translatorem). Zwłaszcza gdy wyrażenia te stają się wewnątrz grupowym żargonem z którym zetknięcie,zwłaszcza pierwsze, bywa żródłem naprawdę niesamowitych omyłek osób z zewnątrz.
Tutaj nasuwa się mi słowo : aktor, z którym osobiście przed nawiązaniem kontaktów się z środowiskiem ekonomistów dane mi było znać li tylko w kontekście różnego rodzaju przedstawień.
Naraz okazało się że może być używane w odniesnienu do bardzo poważnych osób czy raczej całych instytucji (chociaz informacje o tym znaczeniu nie tak łatwo znależć choćby w Wikipedii)
http://pl.wikipedia.org/wiki/Aktor_polityczny
jedyny odnośnik z:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Przegl%C4%85d_zagadnie%C5%84_z_zakresu_politologii
Cóż, sceny polityczne miewają aktorów i miewają aktorów. Trudno ich chyba odróżnić ale nawet widzowie i statysci potrafia chyba powiedzieć kto specjalizujący się w farsie lub graniu na jedną dramatyczna nute nie jest ani dobrym aktorem ani ważnym aktorem.
Z innej strony zauważyłem że bywa tak że używanie angielskiego słownictwa obrosłego specjalistnym kontekstem i bogatą literatura lub po prostu chwilowym znaczeniem (nazwa projektu itp) bywa brane przez postronnych za wyraz nadmiernego snobizmu a nie przedkladaniem precyzji i spójności nad czystość językową i zrozumiałość dla postronnych (o ile ktos kiedys miał okazje sie bawić w ‚głuchy telefon’ z nieekspertami którzy jeszcze coś sami tłumaczyli z jezyków obcych wyrywajac wyrazy z kontekstu z ich kontekstowymi korzeniami wie zapewne dlaczego precyzja ta bywa naprawdę niezastąpiona)
Ale to myślę osobny temat jak na czym polega heremetyczność i powtarzalność języka środowiska i na ile jest ona naturalna, nawet jeśli błędna językowo, a na ile służy tylko sztucznemu odseparowaniu się.
pozdrawiam, weirdo13
P.S.: mam nadzieje że drobna narracja zostanie mi wybaczona
Sprawność i poprawność językowa a intencje.
Na okoliczność białoruskiego zamieszania otrzymałem taki poniższy list.Oczywiście spuszczając zasłonę na poprawność językową co można powiedzieć dziś o białoruskiej Polonii na tle historycznego wynurzenia :
Na temat walk polsko-polskich na Białorusi telewizja reżymowa w Polsce nakręciła film, który w 5 odcinkach można oglądnąć na linku:
http://www.youtube.com/watch?v=kTIxVN2vYAY
A oto kopia listu elektronicznego, jaki dotarł do mnie 25.09.2007, od dr Tadeusza Kruczkowskiego z Grodna, którego usunięcie z prezesostwa ZPB w marcu 2005 stało się przyczyną całej tej, hańbiącej dla władz polskich ? i polskiego Sejmu ? zawieruchy. Ciekawym, czy na polskim, reżymowym portalu http://www.kresy24.pl ten list sprzed prawie 3 lat uda się opublikować. Pisownia listu jest oryginalna.
Do Polonii i Palakow calego swiata !
Szanowni Panstwo ! Wiele kto z Was zna mnie osobiscie albo slyszal jakomsc informacje o wydarzeniach wokol ZPB na Bialorusi . Niestety , wieksznosc zna wersje tylko dzienikarska : o masowym przesledywaniu Polakow na Bialorusi I o mnie , a takrze czesci ZPB ktora stala jakoby na strone dyktatora . Rzeczywistosc jest zupelnie inna I nie czarno – biala jak to maluje sie w liberalnej prasie . Chcial bym prosic w miare morzliwosci o przedstawienie rzetelnej informacji o sytuacji Polakow na Bialorusi . Chodzi mnie takrze o oczyszczenie mego dobrego imienia – Polaka z krwi I kosci , bylego prezesa ZPB , czloka Rady Polonii Swiata , belego czlaka Rady Konsultacyjnej przy Marszalku Senatu RP . Zostalem bowiem oszkalowany wszystkimi morzliwymi kryminalnymi metodami . Oczyszczenie mego imienie to takrze zmiana sytuacji dla Polakow na Bialorusi , bowiem zostali pozbawieni oni pomocy ze strony Macierzy , co wiecej setki Polakow z Bialorusi bezprawnie maja zakaz wjazdu do Ojczyzny . Takie metody byli stosowane tylko za czasow stalinowskich . Obecnie pomoc z Macierzy jest roskradana przez grope na czele z bylym polkownikiem KGB ZSSR Tadeuszem Gawinem i jego maryonietka A. Borys . Sytuacja ta zostala stworzona przy pomocy liberalnej antypolskiej partji D. Tuska i miedzynarodowa antypolskiej grupy dobrze znanego narodu .
Od dawna zastonowialem sie dlaczego w 90 latach Tadeusz Gawin , byly polkownik KGB ZSSR nie zostal odsuniety przez polskie wladze od kierownictwa ZPB . Odwrotnie odszymywal poparcie ze strony A . Stelmachowskiego . Tylko w wydarzeniu ostatnich lat w Polsce , a takrze rozbicie polskich organizacji na Litwe , Bialorusi , jurz od dawna na Ukraine przy pomocy Wspolnoty Polskiej dobitnie podtwierdzaja ze cale kierownictwo Wspolnoty Polskiej , a takrze znaczna czesc obecnej polskiej elity politycznej sa rezultatem zmowy z rerzymem komunistycznym w Magdalence . Polacy za granica , a szczegulnie na wschodzie sa oddani na asimilacje . Jak inaczej morzna wytlomaczyc zakaz wjazdu do ojczyzny nalorzony na szereg aktywnych Polakow , a takrze dyrektorow I wicedyrektorow jedynych polskich szkol na Bialorusi .
Pewne informacje i moje refleksje na ten temat przesylam Panstwu w zalocznikach . Pozdrawiam Tadeusz Kruczkowski .
Drogi Panie Redaktorze!
Tego rodzaju dyskusja toczy się od wieków. Zawsze istniały słowa modne, pożyczki z innych języków, słowa zmieniały swoje znaczenia, modyfikowały je, ludzie robili błędy językowe, które stawały się później normą. Trzeba dawać przykład, ale nie ma co narzekać. Polszczyzna da sobie radę, wyrazy albo dopasuje, albo odrzuci. Dlaczego Pan nie mówi, że ludzie nazywający naszą stolicę Warszawą robią błąd? Ona naprawdę powinna się nazywać Warszewą, to Mazurzy zaczęli błędnie wymawiać tę nazwę. Kto pamięta, że listonosz to jest kalka z niemieckiego, pluton i peleton pochodzą z tego samego słowa francuskiego, a radar i laser to są skrótowce angielskie?
Panie Redaktorze, trzeba tylko dawać przykład, resztę zrobi sama polszczyzna.
Torlinie, podejdźmy do tego dialektycznie. Język zmienia się i będzie się zmieniał, chcemy tego czy nie chcemy. Ale nie powinien się zmieniać BEZ OPORU, bo się skundli. Właśnie p. Szostkiewicz stawia taki opór.
Inaczej mówiąc, uważam, że powinna istnieć norma językowa i odstępstwa od tej normy powinny być piętnowane i ośmieszane. Z drugiej zaś strony, neologizmy, które mimo to utrzymają się przy życiu, powinny być po odbyciu kwarantanny włączane w obręb owej normy.
Najmocniej, najmocniej Gospodarza przepraszam, ale znowu off topic – o Domoslawskim i jego ksiazce – kogos, kto ja juz przeczytal:
http://mzungu6.blox.pl/2010/02/Ciemna-strona-ikony.html
Tak tez podejrzewalam…
Słowo narracja jest popularne bo popularna jest intencja jego użycia. Mianowicie ktoś nie mając poglądów, chce wyrazić pewne stanowisko co do którego nie jest przekonany że jest prawdziwe, a nawet ma uzasadnione podejrzenia że jest fałszywe, ale tak się akurat składa, że byłoby dla niego WYGODNE gdyby jednak rzeczy miały się z zgodzie z tym stanowiskiem. Wówczas używa słowa narracja żeby wobec siebie samego ukryć prawdziwe znaczenie swojej wypowiedzi: kłamstwo w celach czerpania korzyści.
Nikt kto jest przekonany o tym, że mówi prawdę nie powie o swoim stanowisku: „moja narracja” bo prawda ( logiczna, faktyczna, semantyczna, syntaktyczna) nie jest narracją. Narracją sa poglądy o których juz w momencie wyrażania ich wiemy, że są czysto subiektywnym i interesownym wyrażeniem stanowiska jednej ze stron o której nie chcemy powiedzieć, że kłamie (intencjonalnie) lub nie mówi prawdy ( nieintencjonalnie).
Geneza jest z socjologii: badacz Indian Kurapiku nie może pisząc o ich wierzeniach napisać że są głupie, bo zakładają np. posiadane dziecka przez dziewicę. Zasadniczo więc aby uniknąć dysonansu poznawczego nie pisze, że Indianie Kurapiku mają niezgodny z biologią obraz faktów dotyczących porodu, ale że mają swoją narrację religijną. W tym kontekście badacz ów jest usprawiedliwiony bowiem chce analizować strukturę tych archaicznych wierzeń ( która jest interesująca), nie ich treść ( która jest bzdurna).
Nauka ma poklask i jest niekwestionowanym autorytetem w naszym świecie, co sprawia, że wyrażenia używane w naukowych opracowaniach w sposób celowy i ścisły, przeciekają do naszego języka w sposób bezrefleksyjny i głupi.
No i mamy zeznania o tym, że „moja narracja wysoki sądzie jest taka, że tylko pożyczyłem ten samochód bo mnie prosił o to pewien pan który w bezinteresownie dał mi uprzednio kilka tysięcy dolarów”.
Po co mi zamiennik dla „miłego dnia” lub „w czym mogę pomóc” skoro to jest dokładnie to, co chcę powiedzieć? Wrzucanie tych form grzecznościowych do jednego worka z PIS-owską nowomową o posiadaniu wiedzy to, cytując mistrza, „semantyczne nadużycie”.
Do polityki idealnie nadaje się filozofia teatru Tischnera. Jest scena, dekoracje, są aktorzy, którzy wygłaszają swoje kwestie, oklaski publiki albo buczenie. Może to bardziej przypomina turniej poetycko-prozatorski niż przedstawienie, ale warto się zastanowić jako rodzaj sztuki oni właściwie grają czy próbują. Niektórym aktorom wydaje się, że grają tragedię, choć publika pokłada się ze śmiechu, bo widzi komedię, a może farsę. Inni znowu grają trefnisiów i błaznów choć los bywa bardziej tragiczny niż komiczny.
Tak też Lupinie napisałem
Języki żywe zawsze mają te swoje przelotne fascynacje, narracja jest takową. Zauważę że w tym sensie od dawna jest używana w potocznym angielskim i jako taka dawna straciła jakiś specjalny smaczek. Tak samo te nieszczęsne ADHD które w kraju właśnie odkryto i które się wszędzie słyszy nawet taki minister sprawiedliwości uznał za stosowne wtrącić to do jakiegoś wywiadu. Że to zupełnie na siłę było to mu zupełnie nie przeszkadzało. Co trochę śmieszne z zewnątrz bo w Stanach ADHD to dawno przejedzony temat.
Bardzo jestem ciekawy,czy szanowny gospodarz pódzie drogą swojego kolegi po mało obiektywnym piórze i będzie wypraszał gości inaczej myślących?
Wide WOJNA POLSKO-BIAŁORUSKA.
Oczywiście mowa o Danielu Passencie,który nie ukrywa wrogości do krytyki syjonizmu,szczególnie tego z błogosławieństwem boga rasisty.
Bardzo długo musi czekać mój komentarz na akceptację ?
Cięgle jest brak zrozumienia,że do ludów semickojęzycznych należą przecież i żydzi i arabowie,którzy są ze sobą w otwartym krwawym konflikcie.
Co zatem dziś znaczy antysemityzm ? !
Nic nie przebije tego:
NALEŻY DO JEDNYCH Z NAJLEPSZYCH
nagminnego w sprawozdaniach sportowych, chyba że:
ODCZUWA BRAK UTRATY PERCEPCJI NOGI
przez litość nie napiszę, który to z naszych sprawozdawców użył takiego potworka…
Ach, nie zżymałbym się tak na tę (tą?) „narrację”.
W angielskim „narration” to (m.in. i przede wszystkim – OED) „opowiadanie czegoś” (story telling). Tak i w polskim. A że ma teraz wydźwięk pejoratywny? To nie wina narracji ale naszych charakterów, naszej, polskiej, kultury.
Czy jest pretensjonalne używanie zapożyczeń z innych języków? Hmmmm. W bardzo tradycyjnym i tradycjonalistycznym społeczeństwie – pewnie tak. Ale przecież my chcemy wreszcie się z tego wyzwolić. Francja może sobie pozwolić na idiosynkrazje takie jak zakaz używania zapożyczeń, nas na to chyba nie stać.
Ależ oczywiście, że to manipulacja! Każda narracja jest manipulacją, począwszy od Homera, Hezjoda i Biblii. „Posługiwanie się językiem w celu wywarcia określonego wpływu na ludzi”. Każde opowiedzenie historii, ba, każdy kontakt werbalny między ludźmi, ma to na celu: wywarcie na nich określonego wpływu. W węższym zakresie ma to słowo negatywny wydźwięk, ale to już (znowu) wina człowieczej kultury, a nie słowa samego.
Oczywiście, jakiekolwiek słowo w ustach tych „z parciem na szkło” (brrr) staje się obrzydliwe, ale to już zupełnie inna para kaloszy…
Dość często od kilku już lat, w wypowiedziach polityków, lecz także dziennikarzy, obserwuje się dziwną i denerwującą manierę. Polega ona na mówieniu np. „ta okoliczność jest okolicznością, która ma istotne znaczenie” lub „ten pomysł jest pomysłem, który nie doczeka sie realizacji”, itp. w najróżniejszych sprawach. Mnie to drażni, choć nie mam pewności czy trzeba uznać to za błąd. Uważam, że powinno się mówić po prostu: „ta okolicznośc ma istotne znaczenie”, „ten pomysł nie doczeka się realizacji” – bez takich udziwnień.
Pozdrawiam Gospodarza i p.t. blogowiczów.
Bardzo trafny przykład na bazie złego użycia słowa kleryk. Spotykam się w życiu z wieloma tak stosowanymi słowami. kalkami z języka angielskiego, stosowanymi wrecz bezmyślnie i czesto błednie znaczeniowo.
Określenia „mam wiedzę”, „moja osoba” itp maja chyba na celu podniesienie własnej wartości. Tylko po co podnosić coś, co juz jest oczywiste?
A takie słówko „target”? Marketingowcy je uwielbiają. Albo „kontent”, to fachowcy od mediów? Czy tych państwa nikt nie uczy polskiego?
Ostatnio widziałem maila (kalka, wiem) o tresci:
W odpowiedzi na państwa request informuję…
Jest jeszcze inna rzecz, która drażni moje uszy. Mianowicie karierę w języku potocznym robi słówko „w”. Tak więc nie wsiadamy już do samochodu, tylko w samochód. Nie uruchamiamy programu, tylko wchodzimy w program. Jak tak dalej pójdzie, to bedzięmy chodzić w kino!
I jeszcze użycie formy „jakowe”, „takowe”. zaczynam się czuć, jakbym żył nie w tych czsach.
@Gospodarz
Kiedy odbieram swoją kartę kredytową od kasjerki w sklepie, zawsze jej życzę „miłego dnia”.
Skojarzenie z „have a nice day” mało się różni od skojarzenia „dziękuję panu/pani” z wszechobecnym na Zachodzie „thank you”.
A przecież dziękujemy czasami w Polsce.
Jakiś czas temu Polityka opublikowała mały tekścik, w którym wyjaśniała znaczenie często używanych w przestrzeni publicznej słów w rodzaju: dywagacja, spolegliwy ? reszty nie pamiętam.
I co? Jajco! (językoznawcy kolokwializmy dopuszczają).
Jak przeczytałem u Kartki z podróży poprawnie użyty zwrot
„koń miał handicap”, tak się wzruszyłem, że poświęciliśmy etymologii tego wyrazu chyba dwa komentarze. Takie czyściochy językowe jesteśmy.
Ostatnio jeden z Blogowiczów zakpił z mojego, błędnego użycia „mi” zamiast „mnie” (albo na odwrót, nie sprawdzałem) za co mu dziękuję.
I na koniec, lecz?(powie Pan, zapożyczenie. Odpowiadam. OK.).
W blogach nie powinna nas blokować świadomość, że wszystko ma być bezbłędne językowo. Oczywiście najważniejsza jest zawarta w komentarzach myśli. Zawsze witam z radością pewną uniwersalność tekstu (ku nauce własnej i innych czytających) i nie ad personam.
Dodam jeszcze, że łatwość odbioru treści zwiększa staranne formatowanie. Wielokrotnie nie mogłem się zorientować, gdzie kończy się cytat. Proponowałem oprócz cudzysłowu, kursywę. Także pogrubienie nic nie kosztuje a ma znaczenie emocjonalne. Punktowanie, przerwy, to wszystko pomaga.
@weirdo13 pisze: 2010-02-23 o godz. 01:28
Może nie zrozumiałem jakiegoś żartu, ale dopełniacz liczby mnogiej „kalek” jest od „kaleka” .
Dopełniacz od ?kalki? to ?kalk?.
Edytor WORD2007 poprawia błędnie, bo ma pewnie zapisaną odmianę „kaleka”.
Pozdrowienia
PS
Wczoraj, b. ważny polityk, kilka razy powiedział „nie znam kulisów”.
Nawet tak inteligentny sportowiec jak Z. Boniek mówi „meczy”, choć to ważne dla sportowca słowo.
I ten typ głuchoty a może lepiej, brak życzliwej, poza mikrofonem reakcji tych, co zauważają błąd, jest zadziwiający.
Stasieku,
halki – halek
lalki – lalek
całki – całek
chałki – chałek
grzałki – grzałek
belki – belek
szelki – szelek
walki – walk
kalki – kalek oraz kalk 😎
Can I help you – czy mogę (w czymś) Pani/Panu pomóc?
How can I help you – jak mógłbym ci pomóc?
Te frazy, polskie – z prawej strony, były we wdzięcznym i codziennym użyciu już za starego Gomułki, jeśli nie za Marszałka Piłsudskiego. Może Dyzma je ściągnął z Oxfordu do kraju?
Faktem jest, że za już za Gierka mówiono – „życzę miłęgo dnia”. Ale „miłego weekendu” nie weszło do obiegu, bowiem propagowano „miły odpoczynek sobotnio-niedzielny”. Chyba się nie całkiem przyjęło?
Najgorzej drażni mnie „posiadanie wiedzy”. Z któregoż to języka przypetało się takie paskudztwo? Ale potrafie sobie zracjonalizować – przecież nastała w całym kraju pogoda dla posiadaczy.
P.S. StasiekU popełnia kolejną omyłkę. „Koń niósł handicap” – tę frazę popełnił nie Kartka z P. Ale to drobiazg, drobiażdżunio. Ostatnimi czasy na blogu red. Passenta zbyt wiele przypisuje się Kartce z P. Jestem zazdrosny 😉
Telegraphick Observer
To prawda, długo myślałem nad wpisem Stasieku ale nie mogłem sobie przypomnieć tego konia. Wygląda, że to mój koń. Mrówki zresztą też nie moje … .
Pozdrawiam serdecznie
Errata do 20.02
Oczywiście miało być – „Wygląda, że to nie mój koń”.
Pozdrawiam
@telegraphic observer pisze: 2010-02-24 o godz. 19:14
Kurczę, jest mi tak głupio, Drogi TO. Choć różni, jesteście obaj tacy moi ulubieni, że old fart popełnił gafę. Nie pierwszą zresztą na blogach Polityki. Nawet cytat podałem niezgrabnie. Oczywiście koń niósł?
@passpartout pisze: 2010-02-24 o godz. 17:47
Bomba, przekażę stasiekom wschodzącym.
Serdecznie pozdrawiam
Chciałbym trochę obronić sformułowanie typu: „jedna narracja, przykrywa drugą”. Nie wiem czy mówiący w ten sposób mają tego świadomość, ale takie użycie w jezyku socjologicznym (fakt, że to nie to samo co potocznie, lub w znaczeniu filologicznym) jest na porządku dziennym, oznacza po prostu pewien paradygmat mówienia o danej rzeczy. Trochę w nawiązaniu do @Kazeka, choć on strywializował nieco problem, posłuzył się mianowicie szowinistyczną „dużą” narracją według której w kwestiiach światopoglądowych można ustalić jakąś jedną obowiązującą prawdę 🙂 Otóż to oznaczało właśnie stwierdzenie że przed postmodernizmem jeszcze w epoce nowoczesności (pi razy oko do I Wojny Światowej) istniały w kulturach tak zwane „wielkie narracje”, ogólnie obowiązujące paradygmaty myślenia o narodzie, bogu, sztuce. Postmodernizm, zmiótł owe „wielkie narracje” nieodwracalnie, jest to trudne do ogarnięcia dla inaczej myślących ludzi, a dla ludzi „myślących inaczej” wręcz nie do zniesienia i jak mamy okazję zauważyć powoduje ich wzmożoną nerwowość. To owszem zjawisko budzące zrozumiały niepokój i chaos w świecie wartości, ale i wyzwalające, przede wszystkim zaś nieodwracalne i dla tego konserwatyzm jest idiotyczny, tak jak ci przysłowiowi generałowie którzy zawsze są najlepiej przygotowani na poprzednią wojnę… Ale to trochę dygresja. W każdym razie w jezyku socjologii poprawne jest użycie słowa „narracja” jako „czyjejś opowieści”, „czyjegoś punktu widzenia”, „czyjejś prawdy”, „czyjegoś świata”, stąd rzeczywistość uznawana jest za nieskończenie polinarracyjną. I jak to w ludzkim świecie czasami te dyskursy walczą ze sobą, próbują dominować (przemoc symboliczna), czasami cynicznie są tworzone aby zagłuszyć inny dyskurs. Stąd sformułowanie: „jedna narracja, przykrywa drugą” nie razi mnie jako niedoszłego socjologa. Trudno byłoby tu użyć słów „wywód”, „opowieść” też nie oddaje istoty zjawiska, kojarzy się z konkretną historią, a nie paradygmatem światopoglądowym, „sposób przedstawienia zdarzeń” zawęża dramatycznie to pojęcie, samo słowo „światopogląd” to też nie to, nie uwzględnia złożonego społeczno – indywidualnego i nie do końca świadomego charakteru zjawiska. Jeśli na przykład narracja pani poseł Kępy próbuje przykryć narrację Premiera (bądź odwrotnie) podczas przesłuchań komisji śledczej, to nie są to tylko wywody, sposoby przedstawiania rzeczy, światopoglądy, to raczej złożone kompilacje intencji politycznych, paradygmatów myslenia, odczuwania, próby narzucenia całokształtu obrazu sprawy wyborcom, lub utwierdzenia już przekonanych, jak się rzeczy mają, subtelne sugerowanie stosunków interpersonalnych i międzygrupowych, to złożony teatr, subtelne i nie wprost wyrażone sygnalizowanie poglądów i emocji, „oczywistych oczywistości”, w tym kontekście broniłbym słowa narracja jako nie posiadającego odpowiednika oddającego charakter zjawiska.
No może jeszcze do lat 60. XX wieku jakoś się te „wielkie narracje” trzymały, popełniłem błąd, zamiast I. miała być II. Wojna, ale to złozony proces, jego początki można zauważyć już pod koniec XIX, ale chyba lata 60. XXw. to totalny kres
Drogi stasieku, cała przyjemność jest po mojej stronie. Pomylić mnie z Kartką z podróży – toż to komplement nielichy.
Nigdy nie zrozumialem co to znaczy: „posiadac wiedze”. Skad to sie wzielo? Czym sie rozni od: „wiem”?
Pani Kozlowska podaje rowniez prawidlowe formy wymowy i pisowni. Pan nie. Szkoda, gdyz bylaby to rowniez pomocna forma nauki.
Have a nice day 🙂
Ja zwróciłem uwagę na coś innego:
ktoś kto wypowiada się niedokładnie, często również niedokładnie operuje pojęciami, o których mówi. I teraz tacy ludzie tworzą ustawy, albo decydują o sprawach, o których nie mają pojęcia (np. niedawna próba regulacji Internetu) i wprowadzają regulacje mające bezpośredni wpływ na nasze życie.
Pod rozwagę dziennikarzom c.d.
Ten krótki wpis poświęcę zauważanej coraz częściej manierze u dziennikarzy, polegającej na polowaniu na wypowiedzi „niezgodne z linią partii”. To chyba dziedzictwo po minionym systemie.
Oto przykłady.
Przed chwilą, w TOKFM, W. Kuczyński mówi między innymi (mniejsza o wątek), że min. Rostocki, to ta sama szkoła co L. Balcerowicza. Prowadząca red. Wielowiejska wtrąca się odkrywczo: ale ostatnio Balcerowicz krytykował rząd!
Komentarz. Wg red. Wielowiejskiej, ludzie z tej samej szkoły muszą, tu nie wiem, słuchać seniora, konsultować każde własne przemyślenia?
Wczoraj euro poseł Migalski na blogu coś oryginalnego, bo niepochlebnego dla PIS.
Ale wrzask się podniósł w TVN!
Kiedyś poseł Poncyliusz w wywiadzie gazetowym rzucił wolną myśl, ze widzi prezesa Kaczyńskiego w roli prezesa honorowego, wycofanego z pierwszej linii frontu politycznego. Niech służy prezes radą, niech ciągle firmuje PIS, ale niech nie wychodzi za często do publiki.
(czuł pewnie Poncyliusz, że im spada po występach J.K.)
Ale się podniósł wrzask! Red. Rymanowski z tą swoją miną „zaangażowanego w czystość” demiurga politycznego, przepytywał kilku członków PIS o stosunek do wypowiedzi. Ci się wili jak piskorze, żeby przypadkiem czegoś nieprawomyślnego nie bąknąć.
Bez przerwy poseł Palikot mówi to, co myśli, wzbudzając szał wśród dziennikarzy. Jaki to bezczelny drań ten Palikot! A może to wszystko ściema, ustalana z Tuskiem, myślą gwiazdy dziennikarskie.
Jaka to grafomańska książka (recenzja niezależnego publicysty Karnowskiego)? Palikot popiera Komorowskiego! Groza, mówi to na głos! Pewnie już zapadły decyzje a preelekcja to ściema!
Dziennikarze, nie idźcie tą drogą! Pluralizm opinii to zdobycz demokracji!
@ ivo
Jest i wiara światopoglądowa :
– jedniwierzą,że Bóg jest (w uproszczeniu kreacjoniści)
– pozostali wierzą,że Boga nie ma (ewolucjoniści).
Marketing narracyjny wprowadził u nas Eryk Mistewicz i stąd ta cała narracja wszędzie, u wszystkich polityków i komentatorów. Na zajęciach rozmawiałam o tym ostatnio ze studentami (zajmuję się retoryką na jednym z uniwersytetów) i oni wyszukali strone Mistewicza marketing narracyjny. To, co ciekawe dla mnie to fakt, jak połączył on wszystkie z technik znanych od lat wybierając to co w MANIPULACJI JĘZYKIEM przez PRowców, ludzi marketingu, ludzi mediów, ludzi reklamy wydawało mu się najskuteczniejsze. W ten sposób powstał jego marketing narracyjny. Niestety, okazała się to oferta bardzo pociągająca dla polskich polityków. Szczególnie jak sądzę tych, którzy już wiedzą, że nie idee przyciągają ludzi ale zgrabne opowiastki.
Mistewicz z marketingiem narracyjnym mam wrażenie że dał usprawiedliwienie polskiej klasie politycznej, że tylko tak można odnieść sukces w polityce. Czy ma rację? Nie wiem, na pewno nie jest to moje pokolenie. Ale w pokoleniu moich studentów widzę, że ma sporo fanów.
Do czego to doprowadzi? Może tak wyglada polityka w innych krajach, jak przekonuje ten Pijarowiec, i musimy się z tym pogodzić. To temat na ciekawą dyskusję jak mi się wydaje po spotkaniach z moimi studentami. Ich spojrzenie na ten temat jest bowiem bardzo ciekawe i sprawiające, że się zastanawiam, czy jednak nie mają racji. Mam jednak nadzieję, że nie.
Serdecznie Pana pozdrawiam,
B.K.