Biały czy Czarny Dom?

Gdzieś wyczytałem, jak czarnoskóra babcia w Waszyngtonie zatrzymała się na spacerze z wnuczką pod Biały Domem i powiedziała do dziewczynki: A to już wkrótce będzie Czarny Dom, w którym zamieszka Barack Obama, pierwszy ciemnoskóry prezydent USA. Pewnie niektórych wyborców amerykańskich taka scena zmobilizuje do głosowania na McCaina, ale dobrze ilustruje oczekiwania znacznej części elektoratu na coś znacznie więcej niż tylko wybór kolejnego prezydenta.
   
Miałem wielkie wątpliwości na temat Obamy. Jednak m więcej czytam o Obamie, tym wydaje mi się ciekawszy. Z takim życiorysem, dramatem rodzinnym, pobytami w różnych miejscach świata, skąd brał jakąś cząstkę siebie, jest człowiekiem naszych czasów.

Jeśli Obama wygra, otworzy się nowy rozdział historii nie tylko amerykańskiej. Ktoś powiedział, że radykalizmem Obamy jest jego twarz. To dobre powiedzenie. To jest twarz syna białej i czarnego. Syna dwóch radykalnie sprzecznych kiedyś kultur: wolności i niewoli. Czyżby zbliżało się pojednanie?

Pierwszy w historii nie-biały prezydent USA to moment epicki. O tym będą nie tylko uczyć w szkołach, lecz także pisać dzieła literackie i historyczne. Ameryka z śmietnika buszyzmu jakby nigdy nic wysyła sygnał, że ma całkiem inną twarz niż twarz teksaskiego ,,powtórnie narodzonego w Jezusie”kowboja miliardera.

Osiem lat Busha będzie trudne do odrobienia. Jednak świat jakby na to czeka. Sondaże pokazują, że w całej Europie, nawet w najbardziej pro-amerykańskiej Polsce, Obama jest faworytem. Dlaczego? Przecież wielkie kraje Europy, z wyjątkiem Brytanii, są anty-amerykańskie, a Obama jest Amerykaninem, nosi w klapie flagę USA.

Z tym anty-amerykanizmem sprawa nie jest taka prosta. Jest niechęć do Ameryki Busha, nie ma do Ameryki Obamy. Tak jak kiedyś była niechęć do Ameryki Nixona, i uwielbienie dla Ameryki Kennedy’ego. Cały świat interesuje się wyborami w USA, tak jakby wybierano prezydenta globu. Poparcie dla Obamy poza samą Ameryką pokazuje, że fascynacja amerykańskim modelem kultury jest żywa, że wciąż istnieje gotowość do potraktowania the American Dream serio.

I to nawet w polityce. Bo przecież i McCain, i Obama, nie są wcale politykami establishmentu, który niby rządzi w USA wszystkim, a tu proszę, na placu boju zostali tylko oni, niechciani, odbierani jako obcy. Jak widać, demokracja w Ameryce nie ma się tak źle. Bez względu na kolor Białego Domu.  
  
Na naszych oczach powstaje pierwszy globalny mit XXI wieku – mit Obamy jako tego, kto uratuje ,,dobrą” Amerykę, odbuduje szacunek dla USA w świecie i wyśle amerykański neokonserwatyzm na oślą ławkę – na długo, a może na zawsze. Nie jest to wykluczone. Zwolenników Obamy ostrzegam jednak przed eskalacją tych nadziei i oczekiwań: im będą potężniejsze, tym większe będzie rozczarowanie – jak to zwykle bywa z mitami.

 

XXXX

Le Monde – no tak, ale na początek warto – zwłaszcza w młodszym pokoleniu – przynajmniej na chwilę dostrzec absurd i dramat sytuacji obu narodów, które splecione w śmiertelnym klinczu padają ofiarą i Hitlera, i Stalina, choć marzą o niepodległości i walczą o nią w swoim rozumieniu po bohatersku. My w UPA widzimy morderców i kolaborantów Hitlera, tak samo przedstawiała ich propaganda ZSRR; ale dla Ukraińców w dawnej Galicji otacza ich nimb taki jak w Polsce Armię Krajową. Czy te sprzeczności znikną? Chyba nie, ale teraz chodzi o to, by nie rujnowały bezprecedensowego zbliżenia wolnej Polski z wolną Ukrainą. Helena – dzięki za dodatkowy snop światła na skandal w BBC2, ale na razie zostanę przy swoim, to było dno.