Polexit, czyli pisowska Polska jako skansen Europy

Nie mam nic przeciwko skansenom. Sam chętnie je odwiedzam. Ale cały kraj jako skansen to coś odstręczającego. Do skansenu można zajrzeć, ale żyć się nie da. A w tym kierunku zdąża polityka naszej nowej władzy.

Tak, są tacy, którym i całe życie spędzone w skansenie może się wydawać czymś wspaniałym i atrakcyjnym. Ale mnie nie. Skanseny są zwykle oddzielone od świata, w jakim na co dzień żyjemy. I tak jest dobrze. Nie mieszajmy sacrum i profanum, państwa z monopartią, demokracji z dyktatem większości.

Prawo i Sprawiedliwość w nieświętym przymierzu z Kościołem widzą swą „Polskę ogromną” jako kraj wolny. Ale ich polityka i prawa przez nich stanowione nie służą wolności jednostki, lecz jej ograniczaniu. Najnowszym przykładem jest wstępna zgoda prezesa Kaczyńskiego i premier Szydło na całkowity zakaz legalnej aborcji. Politycy PiS są gotowi poprzeć starania tzw. obrońców życia bez oglądania się na zdanie znacznej części społeczeństwa. Istnieje spora szansa, że dopną swego, bo nieobecni i milczący nie mają racji.

Polska pisowska, jeśli partia Kaczyńskiego, Ziobry, Pawłowicz, Macierewicza utrzyma się u władzy przez dwie czy trzy kadencje, będzie skansenem religijnym. Od lat odwiedzają ją turyści z Zachodu właśnie z tego powodu.

Część z nostalgii za latami, kiedy także u nich księża chodzili w sutannach, a zakonnice i zakonnicy w habitach. Część z zaciekawienia krajem, jaki wydał świętego Jana Pawła II. Część – aby się utwierdzić w przekonaniu, że jednak katolicyzm w ich kraju jest bardziej przyjazny ludziom.

Ale ta swoista turystyka religijna osłabnie, gdy katolicyzm w Polsce zacznie coraz mocniej odwracać się od posoborowego Kościoła Powszechnego, od Kościoła nazywanego za papieżem Franciszkiem „szpitalem polowym” dla poranionych duchowo, których przyjmuje się do leczenia bez sprawdzania, czy mają kościelne dokumenty. Jeśli dojdzie do zakazu aborcji, pojawi się nowa negatywna narracja o Polsce jako kraju fundamentalistów.

Polska pisowska stanie się też skansenem ustrojowo-politycznym, jeśli zdoła zmienić konstytucję i umocnić swą władzę drogą głębokich zmian prawa. Początek tych zmian już obserwujemy.

Ich celem jest to, co radykalna prawica końca lat 30. ubiegłego wieku nazwała „katolickim państwem narodu polskiego”. Po prawie stuleciu niemożliwe jest wcielenie tamtego projektu w życie, ale możliwe są ustrojowo-polityczne wariacje na jego temat.

Jeśli w Polsce Ludowej katolicy o bardziej nonkonformistycznym nastawieniu byli obywatelami drugiej kategorii, to teraz sytuacja się odwróci. Niekatolicy znajdą się na obrzeżach społeczeństwa. Państwo będzie „rekatolizowane” na skalę nieznaną od 1989 r. Widzimy to już w aparacie urzędniczym i armii, podczas wspólnych uroczystości z Kościołem, których będzie przybywać.

Polska pisowska ma być „suwerennym” państwem narodowym, takim jak Węgry Orbána czy Rosja Putina. Oczywiście to nie będzie proste naśladownictwo. Chodzi o podobne myślenie.

Logika „suwerennego” państwa narodowego prowadzi do „Polexitu”. Polska nie jest jedynym krajem, który odwraca się od pokojowej i demokratycznej integracji europejskiej. Obecna władza karmi się złudzeniem, że jej polityka będzie wciąż miała poparcie społeczne, bo Unia Europejska przestanie być postrzegana jako gwarancja bezpieczeństwa politycznego i cywilizacyjna.

Ale przyszłość Europy jest nieznana, a prawdopodobieństwo rozpadu UE jest wciąż mało prawdopodobne, chyba że wybuchnie w Europie wojna sprowokowana przez Rosję. Lecz wtedy nasz skansen ulegnie zagładzie, bo obawiam się, że Polska, która zdradziłaby demokratyczną Europę, nie może liczyć na jej pomoc.