Exit Lis

Po wyjściu Rokity wychodzi Tomasz Lis. Po liderze politycznym lider opinii publicznej. Chyba żadne dotąd wybory po 1989 r. nie wywoływały takich ruchów tektonicznych. Jeśli jest prawdą, że odejście Lisa z Polsatu to skutek nacisków PiS-u na pana Solorza, to inaczej niż Lis Solorzowi nie współczuję. A sprawa Lisa w połączeniu z doniesieniami o policyjnej akcji przeciwko Platformie robi bardzo przygnębiające wrażenie.

Solorz uginając się, sobie wystawił mierne świadectwo obywatelskie, a innym prywatnym mediom dał fatalny przykład.

Przecież można było o tych naciskach PiS-u powiedzieć publicznie, tak jak się robiło w czasach PRL, kiedy upublicznianie informacji o bezprawnych działaniach służb czy władzy hamowało zwykle ich pacyfikacyjne zapędy wobec opozycji demokratycznej.

Solorz, o ile wiem, w opozycji za PRL się nie udzielał, ale zbudował w nowej Polsce swoje imperium biznesowe i miał teraz szansę pokazać inną twarz niż tylko biznesmena. Coś w końcu III RP i Lisowi zawdzięcza. Program Co z tą Polską zrobił z Polsatu telewizję opiniotwórczą, a nie tylko maszynkę do zarabiania forsy na badziewiu.

Lis nie deklaruje, że wycofa się z życia publicznego jak Rokita. Dzięki programowi w Polsacie i felietonom politycznym w prasie wyrobił sobie mocną pozycję komentatora. To rzadki w mediach elektronicznych przypadek gwiazdy telewizyjnej, która pisze wartościowe książki. Z roku na rok nabierał doświadczenia i wyrobienia. Wyzbywał się początkowego (typowego) zauroczenia Ameryką i wszystkim co amerykańskie.

Poznałem go podczas kampanii prezydenckiej 1990 r., kiedy jako wałęsista nabijał się z inteligenckich metod Mazowieckiego (ja pracowałem w sztabie wyborczym TM). Ale zwracał uwagę zadziornym temperamentem i szybkim refleksem. Był zapowiedzią nowego stylu dziennikarstwa w wolnej Polsce.

I chyba krzywdę zrobił mu Newsweek, kiedy ni stąd ni zowąd wymienił go wśród potencjalnych kandydatów na prezydenta. Bo na prezydenta Lis był jeszcze (i wciąż jest) za młody, a poszła fama, że ma faktycznie ciąg na władzę. Dziennikarze często przechodzą do czynnej polityki i nie ma w tym niczego złego, póki przejście jest jasne i kompletne. Gorzej, jeśli dziennikarz zdradza ambicje polityka, a zawodu nie zmienia. Taka dwuznaczność ciągnęła się za Lisem.

Co z tą Polską pokazało, że Lis wraca do pionu, oddziela role, jest coraz lepszy jako rzecznik opinii publicznej grillujący w jej imieniu klasę polityczną – bez prostactwa, ale i bez uniżoności. Znamienna jest też jego ewolucja – od młodzieńczej topornej dogmatycznej prawicowości do dojrzałego niedoktrynerskiego liberalizmu.
 
Diabeł może teraz znów kusić urażonego Lisa mirażami kariery politycznej. Mam nadzieję, że Lis nie wystartuje w wyborach, lecz zostanie w zawodzie. Jest bardziej potrzebny w mediach niż w Sejmie.

PS. ,,Kropkozjad” – dzięki za ciekawy post, zwłaszcza w kwestii KŚ. Nie chcę już o Tuwimie (choć go lubię, ale akurat nie za wiersze plakaty typu Do prostego człowieka), Rokicie, ani Rydzyku, ale czy oni pozwolą nam od siebie odpocząć? Z niejakim drżeniem duszy wybieram się w najbliższych dniach na ,,Katyń”. Chyba niedobrze, że film wystartował w czasie kampanii wyborczej, ale może przesadzam.