Potencjał Biejat

Magdalena Biejat nie wygra, ale może poprawić kondycję lewicy. Jeśli utrzyma się dłużej w polityce, może zostać prezydentką po Trzaskowskim. Wynik, jaki zrobi w maju, przesądzi o dalszym biegu jej kariery. Żeby potencjał „dziewczyny z sąsiedztwa” się pomnażał, musi zdobyć poparcie porównywalne z wyborami prezydenta stolicy, czyli powyżej 12 proc., a najlepiej 15.

Niemal dziesięć lat temu lewica wystawiła jako kandydatkę na prezydenta jej imienniczkę. Był to chyba kaprys „kanclerza” Millera, zakończył się katastrofą i dla Ogórek, i w konsekwencji dla lewicy. Swoją drogą, to niebywałe, jak ten zaprawiony w rzemiośle polityk mógł popełnić taki błąd, pociągając lewicę na manowce.

W 2023 r. lewica pod nowym kierownictwem Czarzastego i Biedronia nie popełniła tak drastycznego błędu i weszła do rządu. Biejat rozwiodła się politycznie z Adrianem Zandbergiem i dołączyła do Nowej Lewicy. Hejtowana jako „zdrajczyni”, zdobyła zaufanie nowych towarzyszy. Została przez nich namaszczona. Ryzyko jest dużo mniejsze, niż było w przypadku Ogórek.

Magdalena Biejat nie jest moją sąsiadką, bo nie mieszkam na warszawskiej Pradze. Nie jest moją faworytką, bo będę głosował na centroliberała Trzaskowskiego. Ale może w kampanii zrobić to, co powinna robić polityczka lewicy, która jest w koalicji z centroprawicą KO i TD: upominać się o prawa kobiet, prawa pracownicze, korzystniejsze warunki startu życiowego dla młodych.

I na razie to robi. Ogłasza, że po pierwsze, mieszkalnictwo, a po drugie, postęp społeczny. Zapowiedziała, że podpisałaby ustawę pozwalającą małżeństwom homoseksualnym adoptować dzieci. Niestety, taka ustawa się w tym Sejmie nie pojawi, ale deklaracja może jej pomóc, bo będzie w kampanii wyrazista, a przez to interesująca dla części młodego elektoratu.

To ma swoje znaczenie polityczne, bo Biejat może zmobilizować wyborców dziś zniechęconych do rządu demokratycznego na tle obyczajowym. Przez hamulcowych Kosiniaka-Kamysza i Hołowni ustawy o legalizacji aborcji, dekryminalizacji pomocy przy aborcji i o legalizacji związków partnerskich (a cóż dopiero małżeństw osób tej samej płci) pozostają w szarej strefie legislacyjnej. Próby parlamentarnej lewicy jak dotąd tej blokady nie przełamały. Kampania Biejat może pomóc o nich nie zapomnieć całkowicie.

Byle tylko „sąsiadka” zdołała zręcznie połączyć tematy społeczne, równowościowe w sferze prawa z obyczajowo-kulturowymi. To wielkie wyzwanie, gdy będzie jedyną kobietą wśród samców alfa, w tym prawicowych mizoginów i kołtunów. Z Trzaskowskim raczej nie będzie miała problemów, ale z Mentzenem, Jakubikiem czy Nawrockim będzie potrzebować twardej skóry. To nie są dżentelmeni, którzy brzydzą się boksowania kobiet w polityce. Jeśli osiągnie dobry wynik – czyli dwucyfrowy – jej poparcie dla Rafała w drugiej turze pomoże mu wygrać.

Nie ma sensu wracać do dyskusji, czy koalicja demokratyczna powinna wystawić wspólnego kandydata, skoro sam Tusk na to nie nalegał. Teraz liczą się tylko dwie rzeczy: wysoka frekwencja elektoratu demokratycznego i wezwanie Hołowni i Biejat do głosowania w drugiej turze na Trzaskowskiego.