Chcą ukraść zwycięstwo Trzaskowskiemu

Nie ma takiej rzeczy, której nie zrobiliby w PiS, może z wyjątkiem politycznego rozwodu z Kościołem. Dlatego nie wykluczam, że jeśli wygra Trzaskowski, wymyślą jakiś pretekst i zażądają unieważnienia wyborów prezydenckich. Nie jest pocieszeniem, że tego samego zażąda obóz demokratyczny, jeśli wygra Nawrocki. Powstaje pytanie, jak zabezpieczyć się przed ewentualnym chaosem powyborczym, o którym marzą PiS i Rosja.

Czy Sąd Najwyższy musi czy nie musi uznać wyniku wyborów, aby prezydent mógł objąć urząd? Temat grzeje prawników, politologów i dziennikarzy, ale z dyskusji nic nie wynika, bo zdania są, jak zwykle w kwestiach ustrojowych, mocno podzielone. Przerzucaniu się argumentami przez prawników towarzyszy presja PiS.

Ku niczyjemu zaskoczeniu użyli stworzonej przez siebie „nieizby” w SN, aby wymusić wypłatę subwencji partyjnej na organach państwa, podpierając się decyzją tej nieistniejącej w sensie prawnym jednostki. Ten sam nowotwór w Sądzie Najwyższym, stworzony przez Ziobrę i zapełniony neosędziami, ma formalnie zatwierdzić wynik wyborów prezydenckich. Obóz demokratyczny musi więc „uratować” nadchodzące wybory przed trumpistowską kampanią prawicy pod hasłem „ukradli nam zwycięstwo”. W rzeczywistości, przewidując porażkę swego kandydata, to oni chcą ukraść wygraną Trzaskowskiemu kruczkami prawnymi.

Tu dygresja historyczna. Już raz się zdarzyło, że polaryzacja w polityce i społeczeństwie doprowadziła do fali przemocy, a w końcu do zamordowania prezydenta Polski. Endecki fanatyk zabił Gabriela Narutowicza zaledwie cztery lata po odzyskaniu naszej niepodległości i zaledwie dwa tygodnie po wybraniu go przez parlament na ten urząd.

Ta polityczna zbrodnia położyła się cieniem na polskiej demokracji w międzywojniu. Kolejny cios zadał jej zamach stanu Piłsudskiego, później procesy brzeskie, w końcu flirt późnej sanacji z polskimi faszystami. Po 1989 r. podstawowa reguła demokracji, że przegrany w uczciwych wyborach przekazuje pokojowo władzę zwycięzcy, działała. Dziś nie ma już takiej pewności.

Brutalność i bezczelność obozu Kaczyńskiego małpującego Trumpa każe spodziewać się najgorszego. Pisowscy zagończycy śmieją już teraz odmawiać obecnej władzy legalności. Do czego więc mogą się posunąć po zwycięstwie Trzaskowskiego?

Jak „uratować” wybory prezydenckie przed frontalnym atakiem prawicy? Trzeba szybko i zręcznie dezaktywować pisowskie miny ustawowe, odbierając „nieizbie” prerogatywę zatwierdzania wyniku wyborów prezydenckich, czyli uznania ich ważności. Hołownia z Bodnarem nad tym pracują. Oby plan się powiódł. Są różne opcje, ale cięcie powinno być czyste i głębokie.