Kaczyński z Bidena przykładu nie weźmie

Prawie 54 proc. ankietowanych odpowiedziało twierdząco na pytanie, czy Jarosław Kaczyński powinien zrezygnować z przywództwa partyjnego, gdy w przyszłym roku skończy się jego kadencja. Przeciwnego zdania było zaledwie 16,5 proc. (sondaż pracowni SW Research na zlecenie „Rzeczpospolitej”). Aktualne poparcie dla PiS pod wodzą Kaczyńskiego szacuje się na ok. 28 proc., a zatem nawet część wyborców Kaczyńskiego uważa, że dla jego obozu politycznego byłoby lepiej, by przeszedł na emeryturę. Ale Kaczyński takimi sondażami się nie przejmuje, bo mu zamawiają własne.

Kaczyński z Bidena przykładu nie weźmie. Prezesa napędza zła energia. Chce zemsty na Tusku i Platformie. Chce powrotu do władzy za wszelką cenę w myśl zasady, że pisowski patriotyzm (a innego być nie może) uświęca wszelkie metody prowadzące do tego celu. Jest radykałem całującym dla niepoznaki panie w rączki i kochającym koty ponad wszystko, prócz ojczyzny i Kościoła. Radykalizm Kaczyńskiego wyklucza de facto współpracę z jakimkolwiek innym stronnictwem, a o samodzielnej większości parlamentarnej PiS może tylko pomarzyć. Jesteśmy więc skazani na ciągłą wojnę w polskiej polityce. PiS to współczesna wersja dawnego konfederackiego rokoszu przeciwko wszelkim aliansom z „królami” tego świata.

Nie ma pewności, czy odejście Kaczyńskiego uwolniłoby PiS od konfrontacyjnego radykalizmu. Ta formacja karmi się konfliktem i rozpętywaniem negatywnych kampanii na każdy temat. Od katastrofy smoleńskiej ten radykalizm się zaostrzył i nabrał cech fanatycznego sekciarstwa politycznego. Dyskusja wewnętrzna jest w PiS niemożliwa. Z PiS jest jak z PZPR po stanie wojennym: można tylko we wszystkim się zgadzać z biurem politycznym i I sekretarzem albo rzucić legitymacją. W takiej formacji nie może być wewnętrznej demokracji, prawyborów lidera, tolerowania głosów odrębnych.

Bodaj pierwszym człowiekiem obozu pisowskiego, który przełamał tabu milczenia o tym, czy Kaczyński dalej powinien być liderem, był „wiceprezydent” Mastalerek. Powiedział publicznie po wyborach 15 października, że Kaczyński powinien odejść z tej funkcji. Ale nie dlatego, by Mastalerkowi zależało na deradykalizacji PiS, tylko dlatego, że sam najwyraźniej ma ambicje lidera jakiejś nowej prawicy, z Andrzejem Dudą lub bez niego. Byłaby ona tak samo konfrontacyjna względem Tuska i liberałów, tyle że sprawniejsza w warstwie piarowej. Tymczasem zadaniem polskiej polityki jest stabilizacja państwa, podstawowy warunek bezpieczeństwa narodowego i rozwoju kraju. Z tego, jak sobie z tym poradzą partie rządzące i opozycyjne, rozliczy je historia.

Dotyczy to także naszych nadchodzących wyborów prezydenckich. Moim zdaniem w Koalicji Obywatelskiej powinny się odbyć prawybory na ten temat. A w koalicji rządzącej „braterska” rozmowa. Na szczęście PiS nie ma dziś swojego Trumpa, więc są wszelkie szanse, by obóz demokratyczny wystawił wspólnego kandydata – zwycięskiego.