Pętla prezydencka

Fiasko spotkania marszałka Hołowni z prezydentem Dudą oznacza eskalację konfliktu wokół sprawy Kamińskiego i Wąsika. Pętli nie udało się przeciąć. O ile mogę uwierzyć, że Hołowni zależało na deeskalacji, to prezydent był w swym oświadczeniu całkowicie niewiarygodny. Nie chce przecięcia pętli, tylko jej zaciśnięcia na szyi marszałka.

A przecież wyjście było proste: Duda mógł przyznać, że jego urzędnicy wprowadzili go w błąd, podsuwając mu do podpisania nieskuteczne prawnie ułaskawienie, wobec czego teraz ułaskawi ich skutecznie, a Wąsik z Kamińskim, jako skutecznie ułaskawieni, będą mogli uniknąć więzienia. A gdyby dbał o jakość debaty publicznej, powinien na koniec oświadczenia przeprosić za swój błąd. Nikt przecież nie podważa prawa prezydenta do ułaskawień, tylko jego konkretną decyzję usprawiedliwianą przezeń jego prerogatywą.

W tę pętlę prezydent zaplątał siebie, panów W. i K., swój obóz polityczny i polski wymiar sprawiedliwości. Nie ma klasy ani odwagi przyznać się do błędu, jest gotów do konfrontacji ze światem prawniczym i politycznej z obecną większością sejmową. Wybrał więc swoją przyszłość: odejdzie z urzędu w niesławie, nie ma co marzyć o jakiejś prestiżowej funkcji międzynarodowej, może tylko założyć z Mastalerkiem PiS bis. Nie wykazał się mądrością ani dojrzałością polityczną. Skupił się na obronie swej bezprawnej decyzji, podważanej wielokrotnie przez prawników i konstytucjonalistów niezwiązanych interesami z obozem Kaczyńskiego.

Tymczasem w głowie się nie mieści, że prezydent pomógł uniknąć odpowiedzialności karnej – ale tylko do dzisiaj, bo już wydano nakaz wydania wyroku – wysokim funkcjonariuszom państwowym, którzy korzystając ze specjalnych uprawnień CBA, montowali polityczną intrygę przeciwko ówczesnemu wicepremierowi.

Powtórzył swoje argumenty, całkowicie ignorując kontrargumenty. Manipulował bezwstydnie faktami, począwszy od pominięcia, na czym polegała tzw. afera gruntowa, przez ogólnikowe podpieranie się opiniami niewymienionych z nazwiska prawników – prawdopodobnie chodziło o wyrwany z kontekstu fragment podręcznika krakowskiego prawnika prof. Waltosia, o czym sam prawnik wypowiedział się dla TVN24 – po pogardliwą wzmiankę o „kilku sędziach” Sądu Najwyższego, którzy uznali jego decyzję za nieskuteczną w swoim orzeczeniu. Słowem, zachował się n-ty raz w pisowskim stylu odwracania kota ogonem na użytek „ciemnego” ludu i pisowskiej nomenklatury.