Nie chodzi o zemstę, tylko o sprawiedliwość

Nie widzę mściwości ani poniżania w wypowiedziach liderów demokratycznych po wyborach. Widzę ostrożny optymizm i chęć współpracy. Za to na prawicy nie widać ani optymizmu, ani woli do współpracy między PiS, ziobrystami i „konfederatami”.

Historycznie biorąc, tak było zawsze na polskiej prawicy i to druga dobra wiadomość dla demokratów po tej pierwszej, że ich wyborcy pozbawili populistów większości w parlamencie. Teraz demokraci muszą stanąć na wysokości historycznego wyzwania, jakim jest przywrócenie w Polsce demokracji konstytucyjnej i praworządności.

Na populistycznej prawicy pojawiają się już głosy otwarcie antydemokratyczne. Jeden z posłów PiS publicznie ogłosił, że zadaniem tej partii i prezydenta Dudy jest niedopuszczenie, aby Tusk został premierem. To zachęta do jakiejś formy puczu. Dominującą emocją w obozie Kaczyńskiego jest pragnienie rewanżu. Taka postawa może mieć tylko jeden skutek: Kaczyński i spółka pokażą demokratom, co to jest totalna opozycja. Demokraci za czasu rządów PiS nigdy nią nie byli, bo każde ugrupowanie swoją rzepkę skrobało.

Teraz sytuacja się drastycznie zmieniła pod względem politycznym. Skrobanie swoich rzepek musi ustąpić politycznej rozumności. A to wyklucza ideologiczny radykalizm, którego tak się obawia w demokratycznym rządzie prof. Matczak. Obawia się na wyrost, do czego ma prawo. Nie jest działaczem politycznym, tylko felietonistą próbującym uchwycić ducha czasu. Niepotrzebnie jednak wpada w ton histeryczny, który słychać też u symetrystów. Retoryka godnościowa to chwyt populistów. Ani partie demokratyczne, ani demokratyczny elektorat nie pałają żądzą odwetu, zemsty, wyrównania rachunków. Nie kierują się infantylnym pragnieniem, żeby teraz wszystko w państwie postawić na głowie według ich widzimisię, tylko żeby państwo postawić na nogi.

I żeby prawo znów znaczyło prawo, a sprawiedliwość – sprawiedliwość. Do tego celu muszą dostosować swoje siły i środki, spełniając przedwyborcze obietnice rozliczenia poprzedniej władzy z tego, co powinno być rozliczone, aby pisowska metoda rządzenia już więcej nikogo nie kusiła.

W demokratycznym państwie prawa nie ma miejsca na odpowiedzialność zbiorową, ale jest miejsce na dyskusję i krytyczną refleksję. Jak to było możliwe, że tyle milionów ludzi przez osiem długich lat popierało obóz Kaczyńskiego? Mimo że wiedzieli i widzieli, jak te rządy niszczą państwo i usiłują zniszczyć wieloświatopoglądowość w społeczeństwie. Kto ma taką wiedzę, a jednak głosuje na PiS, nie zasługuje na odpuszczenie win bez rachunku sumienia i szczerej poprawy. Bo zaciągnął winę moralną, nie protestując przeciwko złym słowom i czynom pisowskiej władzy.

Nie oznacza to, że ma być „reedukowany’’ przez władzę demokratyczną wbrew prawu gwarantującemu wolność słowa i myśli. Oznacza, że rząd demokratyczny powinien przeanalizować przyczyny, które pozwoliły poprzedniej władzy tak rządzić przez dwie kadencje. Dyskusja o tym nie jest poniżaniem „sekty smoleńskiej”. To ta sekta poniżała rozumność dyskursu politycznego. Poniżaniem nie były protesty przeciwko kultowi jednostki i wymazywaniu z polskiej historii ludzi niepasujących Kaczyńskiemu. Poniżaniem było używanie policji do ochrony pisowskiej elity przed społeczeństwem obywatelskim.

Nie było poniżaniem wyborców pisowskich i wierzących nieprotestujących przeciwko pisyzacji Kościoła to, że obywatele żądali oddzielenia państwa od Kościoła w szkolnictwie, polityce i życiu społecznym. Poniżaniem soborowego katolicyzmu było polityczne przymierze episkopatu z obozem pisowskim.

Poniżanie jako metodę rządzenia wymyślili i stosowali pisowcy, od Kaczyńskiego („gorszy sort”, „mordy zdradzieckie”, „stoją tu, gdzie stało ZOMO”) po „ciemny lud”, który to kupował. Poniżaniem było powołanie pisowskiej komisji mającej zniszczyć lidera legalnej opozycji demokratycznej i produkowanie nienawiści do większości społeczeństwa, która nie godziła się na tę faszystowską inżynierię społeczną.