Nieumyślne szpiegowanie

Na fali wojny w Ukrainie obóz Kaczyńskiego zgłasza projekty prawa drastycznie zaostrzające kary za szpiegostwo. Jeśli Sejm je uchwali, a prezydent Duda podpisze, służby specjalne zyskają uprawnienia grożące nie tylko szpiegom, ale i obywatelom, którzy mieli pecha i otarli się o szpiegów, nie wiedząc, z kim mają do czynienia. Takie nieumyślne szpiegowanie może skończyć się wyrokiem wieloletniego więzienia.

Już samo podwyższenie potencjalnych kar za szpiegostwo z maksymalnie dziesięciu lat do 30, a nawet dożywocia, jest, delikatnie mówiąc, kontrowersyjne. Dziesięć lat za kratami to bardzo surowa kara, 30 nie mieści się w głowie. Takie wyroki wydają dziś w Rosji sądy czasu wojny. Niedawno opozycjonista Mustafa Kara Murza, przeciwnik putinizmu i napaści na Ukrainę, usłyszał wyrok 25 lat kolonii karnej. To wieczność. Polska na nikogo nie napadła, nie jest z nikim, Bogu dzięki, w stanie wojny, a obecna władza zachowuje się, jakbyśmy już lada moment mieli się znaleźć w takiej sytuacji.

Pomysł, by karać za „nieumyślne” ułatwienie przestępstwa grożącego bezpieczeństwu narodowemu, bulwersuje szczególnie. Takie „paserstwo szpiegowskie” – polegające na przekazaniu jakichś wrażliwych informacji osobom, które ze względu na okoliczności należy traktować jako możliwych agentów obcych wywiadów – byłoby zagrożone karą do ośmiu lat więzienia.

W każdym demokratycznym państwie grozi kara za zdradę stanu czy ojczyzny, ale pomysł pisowski grozi wykorzystaniem prawa do nękania i represjonowania wcale nie szpiegów, lecz rodzimych przeciwników i konkurentów politycznych obozu ZjeP. Eksperci mówią w związku z projektem o prawnym populizmie: władza chce być twardzielem w oczach społeczeństwa i prezentować się elektoratowi jako strażnicy bezpieczeństwa państwa i narodu. Surowe kary mają odstraszać i paraliżować. Nie ma jednak pewności, czy w tej dziedzinie jakikolwiek efekt mrożący zadziała i dlatego zarzut prawnego populizmu jest uzasadniony. Szpieguje się z różnych powodów, głównie chciwości, ale też ideowych, w poczuciu, że się służy dobrej sprawie. Ich dobra sprawa, czyli pozyskanie naszych istotnych tajemnic, to dla nas katastrofa. I na odwrót.

Że Rosja szpieguje w Polsce na potęgę i ma u nas agenturę zawodową i „społeczną”, czyli agentów wpływu, to nie wymysł propagandowy. Są o tym całe książki. Tylko dlaczego projekt pojawia się, i to na szybkiej ścieżce legislacyjnej, akurat przed nadchodzącymi wyborami? Dlaczego służby mają mieć rozszerzone uprawnienia, tak daleko idące, że praktycznie poza wszelką kontrolą prawną?

Niech więc pisowcy się nie dziwią, że opozycja ma uwagi i obawy polityczne. Nie wynikają z braku troski o stan bezpieczeństwa narodowego, tylko z ośmiu lat doświadczenia z manipulacjami prawem w interesie politycznym partii Kaczyńskiego. ZjeP zabezpiecza materialny i polityczny stan posiadania na wypadek przegranych wyborów, ale przede wszystkim w celu utrzymania się u władzy.

Dziś niepokój budzi ustawa „szpiegowska”, a przecież równie niepokojące są zmiany ordynacji wyborczej, które mogą mieć wpływ na ostateczny wynik nadchodzących wyborów. Chodzi o głosy Polaków głosujących poza Polską. Nowe przepisy niosą ryzyko, że zagraniczne komisje wyborcze nie zdążą policzyć wszystkich głosów w nich oddanych. W wyborach prezydenckich Duda kontra Trzaskowski kandydat PiS otrzymał trzy razy mniej głosów niż kandydat PO. I wszystko jasne, tylko dokąd zmierza Polska?