Fasada i tyły

40 lat temu Marek Edelman odmówił wzięcia udziału w obchodach rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim. Urządziła je ówczesna władza podczas obowiązywania stanu wojennego. Edelman dobrze wiedział, że w takiej sytuacji nie może składać kwiatów pod pomnikiem bohaterów, męczenników i ofiar tego zrywu w obronie życia tylu ludzi, ilu się uda obronić przed zabiciem. Bo składanie kwiatów razem z funkcjonariuszami państwa bezprawnego stanu wojennego byłoby pośrednio przyzwoleniem na ich politykę.

W środę prezydenci Izraela, Niemiec i Polski spotkali się pod tym samym pomnikiem pod hasłem „nigdy więcej”. Wysłuchali przemówienia redaktora Mariana Turskiego, który znów apelował, żeby nie być obojętnym, tylko czujnym, bo nienawiść wciąż zbiera straszne żniwo. Tylko co tam robiła wierchuszka obecnej władzy, która na co dzień hołubi nacjonalistów ziejących nienawiścią do uchodźców z Bliskiego Wschodu, a nawet z Ukrainy, do zjednoczonej Europy, do społeczności LGBT? Co tam robił premier, który składał kwiaty na grobach żołnierzy NSZ? Co robił minister kultury, który nie protestował przeciwko zasilaniu z pieniędzy publicznych skrajnej prawicy? Co robili politycy, którzy niedawno żyrowali próbę zduszenia naukowych badań nad Holokaustem?

Co robili? Robili politykę. Pokazywali się światu jako strażnicy pamięci o Szoa i powstaniu w getcie warszawskim. Swoim wyborcom wysyłali sygnał: spokojnie, pamiętamy o sprawiedliwych ratujących Żydów i o Niemcach, którzy nie chcą nam wypłacić odszkodowań za skutki wojny i okupacji. Bartosz Wieliński napisał w „GW”, że min. Gliński podczas uroczystości pod pomnikiem wręczył raport Mularczyka prezydentowi Niemiec. Tak, to profanacja obchodów.

A prawda jest taka, że prawdziwi strażnicy tej pamięci nie zasiadają w obecnym rządzie, tylko działają w wielu miejscach z odruchu serca i sumienia, a nie z politycznej dyspozycji. Strażnikami są niezależni od tych dyspozycji historycy zawodowi i amatorzy, woluntariusze i społecznicy, którzy ze swej działalności nie czerpią żadnych korzyści osobistych. Przeciwnie, bywają za swe działania atakowani, zniesławiani, wykluczani ze swoich lokalnych społeczności.

Warto zaznaczyć, że w środę prócz obchodów oficjalnych miały też miejsce obchody niezależne, obywatelskie. Nie przebiły się nawet w TVN24. Przyświecał im właśnie list Marka Edelmana sprzed 40 lat: że nie można dopuścić do ich zawłaszczania przez polityków. Wtedy peerelowskich, obecnie pisowskich. Ich wiarygodność jako rzeczników prawdy i pamięci o Zagładzie jest żadna.